czwartek, 20 listopada 2025

"Akwedukty" Puszczy Rominckiej. Mosty w Stańczykach, Kiepojciach i Botkunach

Puszcza Romincka to jeden z najdzikszych zakątków północno-wschodniej Polski. Morenowe wzgórza, głębokie doliny i chłodne rzeki tworzą krajobraz, który bardziej przypomina Skandynawię niż Mazury. A jednak to właśnie tutaj, w tych polodowcowych lasach, powstała na początku XX wieku linia kolejowa o znaczeniu strategicznym. Mimo że po torach nie zostały już nawet ślady, to w lasach wciąż zachowały się  budowle rodem z południowej Europy – ruiny dawnej potęgi Prus Wschodnich.

Puszcza Romincka i historia linii kolejowej

Linia Gołdap–Żytkiejmy miała od początku podwójne zadanie: przewozić mieszkańców i turystów, ale też – a może przede wszystkim – służyć wojsku. Jej budowę rozpoczęto w 1907 roku. W 1908 roku doprowadzono ją do Żytkiejm, a po I wojnie światowej ruszyła dalsza rozbudowa. W 1927 roku linia osiągnęła Gołdap, zamykając połączenie z Gąbinem (dzisiejszym Gusiewem w Rosji). Był to czas, gdy Prusy Wschodnie chciały pokazać swój rozmach – mosty projektowali włoscy architekci, stylizując je na rzymskie akwedukty, a cała trasa stała się dumą regionu. Wszystko skończyło się po 1944 roku. Gdy zimą wkroczyła Armia Czerwona, tory rozebrano i wywieziono jako zdobycz wojenną.

Mosty w Stańczykach w latach 30. XX wieku

Mosty w Stańczykach – marzenie pachnące hot-dogiem

Mosty w Stańczykach to najwyższe wiadukty kolejowe w Polsce (za to najdłuższy znajduje się w Bolesławcu), osiągające ok. 36,4 m wysokości i ok. 182 m długości. Powstały w latach 1912–1914 jako część planowanej magistrali prowadzonej przez trudny, pagórkowaty teren Puszczy Rominckiej. Konstrukcja jest pięcioprzęsłowa, wykonana z żelbetu i stylizowana na rzymskie akwedukty – nie z powodów estetycznych, ale ze względu na wytrzymałość i równomierne rozłożenie obciążeń na dolinę rzeki Błędzianki. Co ciekawe, choć wybudowano dwa równoległe mosty, pociągi nigdy nie jeździły tu regularnie z wykorzystaniem obu przepraw. Drugi wiadukt został ukończony dopiero w latach 20., a ruch pasażerski na całej trasie trwał zaledwie kilkanaście lat. 


Stańczyki chodziły mi po głowie od dawna. Widziałam zdjęcia tych "polskich akweduktów", najwyższych mostów kolejowych w kraju, i rozpalały one moją wyobraźnię o odkrywaniu zapomnianej historii tego miejsca. Rzeczywistość okazała się inna. Na miejscu zastałyśmy potężny parking, budkę z fastfoodami, rząd straganów i kasę biletową. Wokół mostów krążyły zorganizowane wycieczki, a ja zadawałam sobie w głowie pytanie: dlaczego byłam pewna, że to miejsce jest opuszczone?

Mimo wszystko nie da się ukryć, że same mosty robią ogromne wrażenie. Są największe na całej linii i mimo turystycznej oprawy – wciąż niezwykłe.

Mosty w Kiepojciach – cisza i cegła

Ze Stańczyków pojechałyśmy dalej – do Kiepojć. Już po drodze przejechałyśmy pod jednym z wiaduktów linii, co samo w sobie robi klimat. Mosty w Kiejpociach są mniejsze, niższe, o pięknych łukach i surowej konstrukcji. Jeden ukończono przed I wojną, drugi zaczęto budować w 1918 roku, ale nie zdążono dokończyć nasypów.

Konstrukcje są niższe niż w Stańczykach (około 20–25 m wysokości), ale zachwycają połączeniem żelbetu i cegły, której użyto do wykończenia łuków i podpór. To wyróżnia je na tle całej linii i sprawia, że są jednymi z ciekawszych obiektów inżynieryjnych regionu. Podobnie jak w Stańczykach, powstały dwa równoległe wiadukty, ponieważ linia była projektowana jako dwutorowa lub miała umożliwiać błyskawiczne przełączenie ruchu, gdyby jeden tor został uszkodzony. To charakterystyczna cecha infrastruktury budowanej na terenach o strategicznym znaczeniu dla armii pruskiej. Mosty przerzucono nad doliną rzeki Bludzianki, a teren wokół jest znacznie mniej przekształcony niż w Stańczykach. Dzięki temu Kiepojcie zachowały swój pierwotny, niemal „techniczo-leśny” charakter. 


Usytuowane na skraju wsi, z dojazdem drogą szutrową, mają dużo uroku nawet mimo mniejszej skali. Wrażenie robi ich surowość oraz położenie w odosobnieniu – jeszcze nie urbexowym, ale już mocno klimatycznym.

Mosty w Botkunach – sen urzeczywistniony

Botkuny skradły nam serca od pierwszego kroku. Już sam dojazd jest przygodą; prowadzi śladem dawnego torowiska, które przez dziesiątki lat zamieniło się w... leśną drogę.  Mosty w Botkunach to dwa równoległe wiadukty kolejowe przerzucone nad doliną rzeki Jarki. Powstały, podobnie jak wcześniej wspomniane, w latach 1912–1914 jako część jednej z najbardziej wymagających technicznie tras kolejowych w dawnych Prusach Wschodnich. Ich konstrukcja jest żelbetowa, a wysokość dochodzi do około 20 metrów, co sprawia, że Botkuny są jednymi z największych obiektów inżynieryjnych na tym fragmencie magistrali.

Podobnie jak w Stańczykach i Kiepojciach, zbudowano dwa niezależne wiadukty, co miało zwiększyć bezpieczeństwo i przepustowość linii. W czasie wojny zakładano, że nawet jeśli jeden z mostów zostanie uszkodzony, drugi pozwoli utrzymać ciągłość transportową. To typowe dla infrastruktury projektowanej w otoczeniu poligonów i terenów o znaczeniu militarnym. Dolina Jarki, nad którą przerzucono mosty, jest głęboka, wąska i porośnięta gęstym lasem. To sprawia, że przeprawa w Botkunach jest mniej widoczna z daleka, ale na miejscu robi ogromne wrażenie – szczególnie obserwowana z poziomu rzeki. Wiadukty są zachowane w surowej formie.

Ciekawostką jest to, że obiekty w Botkunach znajdują się na jednym z najbardziej odludnych fragmentów dawnego torowiska. Prowadzi do nich leśna droga poprowadzona dokładnie po nasypie kolejowym, a sama lokalizacja sprawia, że miejsce pozostało praktycznie niezagospodarowane turystycznie. Dzięki temu Botkuny są jednymi z najlepiej zachowanych i najmniej przekształconych obiektów tej linii.

...i właśnie to chciałam zobaczyć, o tym przez wszystkie te lata marzyłam :-)



Nasza wyprawa śladem dawnej linii Gołdap–Żytkiejmy–Gąbin okazała się czymś więcej niż spacerem po ruinach. Była wspaniałym przeżyciem oraz spełnieniem marzeń o odkrywaniu fascynującej historii mazurskich kolei. Monumentalne mosty w Stańczykach, dzikie w Kiepojciach i tajemnicze w Botkunach – każdy z nich opowiada własną historię, którą przesiąknięte są lasy Puszczy Rominckiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz