środa, 21 października 2020

Kolej i ceramika - czyli spacer po Bolesławcu

Przy okazji wizyty w Kliczkowie postanowiliśmy zawitać na chwilę do Bolesławca - miasta słynącego z produkcji ceramiki oraz z jednego z najdłuższych wiaduktów kolejowych w Europie. Podczas spontanicznej przechadzki udało nam się zobaczyć i sfotografować kilka ciekawych miejsc. Zapraszam Was na wspólny spacer po Bolesławcu!

Bolesławiec położony jest w sercu Borów Dolnośląskich, a przez miasto przepływa rzeka Bóbr. Dotychczas najbardziej kojarzył nam się z ceramiką - nawet podczas naszej ostatniej wizycie w Kliczkowie kupiliśmy sobie małą figurkę z charakterystycznym biało-niebieskim motywem, a także z imponującym wiaduktem kolejowym, którym raz jechaliśmy, będąc w podróży do Drezna. Tym razem postanowiliśmy zobaczyć go z innej perspektywy.

Zaparkowaliśmy auto niemal pod samym wiaduktem, w rejonie ulicy Wróblewskiego. Można z tego miejsca zobaczyć niemal całą konstrukcję, a jest co oglądać! Powstał on w latach 1844-46, mierzy aż 489 m długości, 8 m szerokości i 22,5 m wysokości. Posiada 35 przęseł, z czego 7 najszerszych, rozpościerających się nad rzeką, ma szerokość 15 metrów. W 1945 zniszczone zostały dwa przęsła i filar, dwa lata później zostały odbudowane. Wokół wiaduktu znajdują się ścieżki spacerowe doliną rzeki Bóbr, utworzono tu również pokaźną strefę rekreacji dla mieszkańców - między innymi skate park, pump track czy ściankę wspinaczkową. W Bolesławcu można wypoczywać, mając jeden z symboli miasta dosłownie na wyciągnięcie ręki :-)

Następnie ruszyliśmy nieco okrężną drogą w stronę rynku, idąc ulicami Wróblewskiego i Zgorzelecką. Przy tej drugiej naszą uwagę przykuł uroczy, lecz zaniedbany, klasycystyczny pałac. Jak później udało mi się dowiedzieć, jest to zbudowana w połowie XIX wieku rezydencja hrabiego von Pückler. Po śmierci właściciela wielokrotnie zmieniali się jego zarządcy. Jako ostatni mieścił się tu Powiatowy Zespół Szkół i Placówek Specjalnych w Bolesławcu. Obecnie miasto przymierza się do przeniesienia do pałacu Muzeum Ceramiki. 

Kontynuując spacer ulicami Zgorzelecką i Prusa, dotarliśmy na rynek. Niewątpliwie jest on jednym z najładniejszych na Dolnym Śląsku. Bolesławiec powstał na skrzyżowaniu szlaków handlowych: Drogi Królewskiej Via Regia (która łączyła Europę Zachodnią z Rusią) i traktu z Czech na północ. Usytuowanie miasta zdeterminowało układ jego zabudowy, stąd wziął się spory, prostokątny Rynek, będący niegdyś miejscem handlu, powstały właśnie na przecięciu wspomnianych szlaków. W jego centralnym punkcie znajduje się ratusz, a w części wschodniej wyróżnia się piętnastowieczna bazylika.


W Bolesławcu w wielu miejscach, również na rynku, można zobaczyć rzeźby nawiązujące do ceramiki, z której miasto słynie. Unikalne wzornictwo - ręcznie wykonywane metodą stemplowania - stało się prawdziwą wizytówką miejscowości. Pierwsze wyroby z ceramiki powstawały w Bolesławcu już w XVIII wieku, ale dopiero połowa XIX stulecia przyniosła wykorzystanie nowych metod i powstanie znanego nam do dzisiaj biało-niebieskiego wzoru. Z rynku skierowaliśmy się na ulicę Mickiewicza do Muzeum Ceramiki,w którym można zobaczyć ekspozycję naczyń, a także, a może przede wszystkim - zrobić zakupy :-)

Powoli robiło się późno, więc zdecydowaliśmy się wracać do auta. Idąc ulicą Sądową, trafiliśmy na jeszcze jeden piękny budynek, który przykuł naszą uwagę. Sąd Rejonowy w Bolesławcu mieści się w neogotyckim gmachu dawnego gimnazjum. Budynek powstał w latach 1861-64 i uznawany jest za jedną z najlepszych ówczesnych realizacji gmachów szkolnych. Poprzez swoją stylistykę miał nawiązywać symbolicznie do "twierdzy nauki". 

Na tym kończy się nasz spacer po Bolesławcu. Idąc wzdłuż torów, dotarliśmy do wiaduktu, pod którym zostawiliśmy samochód. Była to wycieczka spontaniczna, bo planowaliśmy obejrzeć tylko słynny most kolejowy, ale wyszło, jak zawsze i nie żałujemy! Bolesławiec jest ciekawym i pięknym dolnośląskim miastem, które warte jest odwiedzenia. A zakupiona bolesławiecka ceramika będzie nam przypominać o tym miłym dniu jeszcze przez długi czas.

poniedziałek, 19 października 2020

Zamek Kliczków - powrót do przeszłości

Dolny Śląsk słynie z zamków i pałaców, których jest tu chyba więcej niż w całej reszcie Polski razem wziętej. Niestety wiele z nich jest zrujnowanych i zapomnianych. Do tej grupy nie zalicza się na szczęście zamek w Kliczkowie, który mimo burzliwej historii dziś jest jedną z najciekawszych atrakcji w okolicy. Zobaczycie tu między innymi imponującą salę teatralną, propagandowe napisy z czasów PRL oraz unikatowy cmentarz... koni! 

Pamiętam doskonale pierwszy raz, kiedy przyjechaliśmy do Kliczkowa. Złapała nas ulewa tak wielka, że przez długi czas siedzieliśmy w aucie zanim udało nam się przejść do zamku. Udaliśmy się wtedy na zwiedzanie z przewodnikiem i bardzo żałowałam, że z powodu brzydkiej pogody nie dane nam było przespacerować po okolicy. Postanowiliśmy wtedy, że jeszcze wrócimy do Kliczkowa... i tak się stało dokładnie dwa lata później. Tyle że wróciliśmy już we troje :-)

Zamek Kliczków położony jest w sercu niezwykle malowniczych Borów Dolnośląskich. Najbliższym większym miastem jest Bolesławiec, ale niedaleko stąd również do granicznego Görlitz/Zgorzelca. Dzieje zamku sięgają już XIII wieku, kiedy to wchodził on w skład granicy między Czechami a księstwem świdnicko-jaworskim. Pod koroną czeską warownia przeszła pod panowanie rodów rycerskich. Na przestrzeni wieków zmieniali się jej zarządcy i architektura. Pod koniec XVI wieku zakończyła się przebudowa na styl renesansowy, zmieniło się również przeznaczenie budowli z obronnego na dworskie. 

W I połowie XIX wieku miała miejsce kolejna przebudowa. To wówczas powstała neogotycka wieża Jenny nazwana tak na cześć córki właściciela Kliczkowa - Hansa Christiana hrabiego zu Solms Tecklenburg. W 1877 roku właścicielem rezydencji został Fryderyk Herman, książę zu Solms-Brauth, zwany Starym Księciem. Za jego panowania dokonała się ostania wielka przebudowa, która nadała zamkowi jego dzisiejszy kształt. Pod koniec XIX wieku wokół posiadłości powstał ogromny, ponad osiemdziesięciohektarowy park w stylu angielskim. Do dziś zachował się w nim unikatowy na skalę europejską cmentarz koni.


Choć front wojenny ominął Kliczków, to po 1945 roku jego wyposażeni padło łupem sowieckich żołnierzy i szabrowników. Kolejni zarządcy obiektu - nadleśnictwo w Bolesławcu oraz Ludowe Wojsko Polskie nie zapewnili zabytkowi należytej ochrony i jego stan sukcesywnie się pogarszał. Pamiątką z tamtego okresu są propagandowe napisy namalowane na zamkowych murach. W 1949 roku pożar strawił skrzydło czeladne i powozownię, zawaliła się galeria oficjalistów i część ujeżdżalni. Dopiero w latach 70. kolejny użytkownik - Politechnika Wrocławska - podjęła pierwsze próby ratowania zamku. Sytuacja diametralnie zmieniła się w 2000 roku, gdy prywatny inwestor przystąpił do adaptacji obiektu na cele hotelowo-konferencyjne. Kliczków odzyskał swoją świetność. 


Oprócz tego, że w zamku można spędzić noc (a nawet kilka), chętni mają również możliwość zwiedzenia go z przewodnikiem. Niewątpliwie najbardziej reprezentacyjną częścią rezydencji jest jej najstarsza część, zwana kiedyś Zamkiem Górnym. To tutaj znajduje się imponująca Sala Teatralna z drewnianą sceną oraz drewnianą konstrukcją stropu wspartego na ażurowych arkadach.W amfiladzie znajdują się kolejne reprezentacyjne pomieszczenia - sala balowa w stylu empire, dawna biblioteka, w której znajdował się księgozbiór liczący 30 000 woluminów (którego losy powojenne są nieznane), sale turkusowa (pokój gościnny) oraz sala kominkowa i myśliwska. 


Na piętrze znajdują się reprezentacyjne apartamenty dla hotelowych gości. Ich rola nie zmieniła się na przestrzeni lat - w dzisiejszym Apartamencie Cesarskim za panowania Starego Księcia kilkukrotnie nocował cesarz Wilhelm II zapraszany do Kliczkowa na polowania. Drugie piętro zajmuje Sala Dworska o  imponujących wymiarach 9 x 32 metry. Z dawnego wystroju zachowały się dwa kominki z białego piaskowca. 

Pozostałe skrzydła zamku nawiązują swoją nazwą do funkcji, jakie pełniły przed laty. Znajdziemy tu między innymi skrzydło oficjalistów i rezydentów. Ciekawostką jest całkowita zmiana przeznaczenia dawnej stajni - obecnie w pomieszczeniu znajdują się kawiarnia i recepcja zamku, z kolei ujeżdżalnię zaadaptowano na potrzeby basenu, strefy spa i siłowni.

Pisząc o Kliczkowie, nie sposób nie wspomnieć o jego otoczeniu. Wokół zamku zachowały się liczne budynki folwarczne (w dwóch z nich również urządzono hotel - Folwark Książęcy), a także zabytkowy kościół parafialny pod wezwaniem Pokłonu Trzech Króli. Został on wzniesiony w XVI wieku przez rodzinę Rechenbergów. O jego wyjątkowości świadczy fakt, że wnętrze świątyni nie uległo znaczącym zmianom od ponad 400 lat! Jak widzicie, warto było wrócić do Kliczkowa, aby dokładnie poznać nie tylko sam zamek, ale i teren wokół niego.


Zamek Kliczków przeszedł imponującą metamorfozę i doskonale odnalazł się w nowej roli. Nie brakuje chętnych na spędzenie nocy w zabytkowych murach ani turystów zaciekawionych historią rezydencji. Nas również urzekło to miejsce i z przyjemnością odwiedziliśmy je dwukrotnie. Warto dodać, że położenie zamku czyni go świetną bazą wypadową do zwiedzenia okolicy oraz wycieczki do Görlitz. Niedaleko znajdziecie również wspaniałą Perłę Żeliszowa. To co - kiedy jedziecie do Kliczkowa?

sobota, 17 października 2020

Deszcz w Bieszczadach... Zatwarnica, czyli wodospad Szepit i Chata Bojkowska

Znowu leje... i co teraz? Jedni zostaną na kwaterze, inni pójdą biesiadować do knajpy. My wybraliśmy trzecią opcję - wycieczkę do Zatwarnicy. Największy wodospad w Bieszczadach oraz kawałek historii na wyciągnięcie ręki to  ciekawa opcja na niepogodę. A sama Zatwarnica to taki przyjemny "koniec świata", gdzie droga się kończy i można poczuć klimat Bieszczadów sprzed lat. Zresztą zobaczcie sami.

Do Zatwarnicy dotarliśmy w deszczowy dzień. Podobno nie ma brzydkiej pogody, są tylko nieodpowiednie ubrania. Na tę aurę przydały się kalosze i kurtki przeciwdeszczowe, ciepłe bluzy i parasole. Tak przygotowani ruszyliśmy w drogę. W Zatwarnicy przed wojną mieszkało prawie 800 osób i znajdowały się tu m.in.: cerkiew, poczta, urząd gminy, młyn wodny, tartak, gajówka. W 1946 roku wieś została doszczętnie spalona, a mieszkańcy wysiedleni na Ukrainę. Próżno szukać tu śladów historii, no może poza małymi wyjątkami, ale o nich za chwilę.

Na pierwszy cel obraliśmy sobie wodospad Szepit na potoku Hylatym, który uznawany jest za największy w Bieszczadach. Dolina potoku znajduje się w zagłębieniu ramion Połoniny Wetlińskiej i Dwernika Kamienia. W jego korycie znajduje się ośmiometrowy wodospad z kaskadami na wypiętrzonych piaskowcach. Pierwotnie znajdował się 30 metrów niżej, a jego przesunięcie nastąpiło w latach 1972-73, kiedy pozyskiwano tu kamień niezbędny do budowy drogi. Do wodospadu można dojść z centrum Zatwarnicy w około 20 minut. Idąc dalej, dotarlibyśmy na Dwernik Kamień

Po obejrzeniu wodospadu skierowaliśmy się do Chaty Bojkowskiej - niezwykłego muzeum, a w zasadzie izby historyczno-regionalnej. Jest ona prowadzona przez stowarzyszenie ludzi, którym zależy na odtwarzaniu i pielęgnowaniu dawnej kultury Bojków, żyjących na tych terenach. Zwiedzanie jest bezpłatne, a na drzwiach wejściowych znajduje się numer telefonu do państwa, który chętnie otworzą chatę dla turystów. W środku znajduje się ekspozycja narzędzi, przedmiotów codziennego użytku i monet znalezionych na terenie Bieszczad, między innymi w pobliskim Krywem. Można też zakupić książki i rękodzieło. To skromne muzeum ujmuje autentyczną pasją, z jaką jest tworzone. Jest to wspaniały przykład szacunku do dawnych mieszkańców tych ziem pokazany bez zadęcia i fajerwerków. Chata cały czas się zmienia i rozwija, dlatego chętnie odwiedzimy ją ponownie za jakiś czas.

Choć pogoda nie sprzyjała, postanowiliśmy podążyć za znakiem "Miejsce po młynie w Zatwarnicy". Podeszliśmy kawałek w błocie do ...miejsca, w którym znajdował się młyn, a obecnie znajduje się tablica informacyjna. Dowiadujemy się z niej między innymi, że młyn w tym miejscu istniał już w 1589 roku, a wraz z rozwojem wsi powstały aż cztery takie obiekty. Niestety nie przetrwały do czasów współczesnych, a jeśli nie lubicie ślizgać się w błocie... to darujcie sobie to miejsce, gdy leje :-)

Na koniec skierowaliśmy się w miejsce po cerkwi i cmentarzu w Zatwarnicy. Świątynia pw. Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja w Zatwarnicy z 1774 r. Niegdyś znajdowały się tu dwie nekropolie, ale tylko na jednej z nich zachowały się nagrobki. Cmentarz ten do dziś pełni funkcje grzebalne. Niestety nie udało nam się znaleźć śladów cerkwi, a nie chciało nam się - ze względu na pogodę - błądzić po krzakach. 

Zatwarnica to taki przyjemny "koniec świata" - droga się kończy, PKS zawraca, a dalej są już tylko szlaki turystyczne. Jest w tym miejscu jednak wiele pasji - w Chacie Bojkowskiej czy kinie studyjnym Końkret powstałym na terenie dawnego Parku Konnego. Z kolei przechadzka do wodospadu z pewnością zadowoli miłośników obcowania z naturą. Warto tu zajrzeć - nie tylko w brzydką pogodę.