piątek, 31 stycznia 2025

Brama do innego świata: Pałac Brühla w Brodach

Wystarczy jeden rzut oka na monumentalną Bramę Zasiecką, by poczuć, że za nią czeka zupełnie inna rzeczywistość. Niby zaledwie kilka kroków dzieli nas od codzienności, a jednak - przekraczając tę granicę - wchodzimy do przeszłości pełnej królewskich intryg, splendoru, polowań i wielkich przyjęć. Tak właśnie zaczyna się przygoda w niewielkich, choć o wielkiej historii, Brodach.


Brody (niem. Pförten), najmniejsze miasto województwa lubuskiego, od 1 stycznia 2024 roku znów cieszą się prawami miejskimi. Mimo niepozornego rozmiaru miejscowości,  położonej zaledwie 10 km od granicy z Niemcami i 55 km od Zielonej Góry, Brody kryją w sobie bogactwo, którego nie spodziewamy się w tak cichym zakątku kraju. Zabytkowa brama, która wita przyjezdnych, lśni świeżym tynkiem (byłam tam jeszcze przed remontem) i zapowiada spotkanie z przeszłością: rozbudowaną rezydencją, uroczym parkiem i niezwykłą historią jednego z najpotężniejszych ministrów epoki saskiej, hrabiego Heinricha von Brühla.



Początki rezydencji w Brodach sięgają końca XVII wieku. W 1670 roku w miejscu dawnego dworu wzniesiono okazały, wczesnobarokowy pałac na planie podkowy, murowany z cegły i przykryty mansardowym dachem. Przestronne krużganki otwierały się na dziedziniec, a w środku zachwycała sala balowa z drewnianą kopułą i latarnią - idealne miejsce na wystawne przyjęcia, które w przyszłości miały tu gościć samego króla Augusta III i jego dwór.


Jednak prawdziwy rozkwit nadszedł dopiero w połowie XVIII wieku, gdy posiadłość trafiła w ręce Heinricha von Brühla. To on kazał zatrudnić nadwornego architekta króla Augusta III, Jana Krzysztofa (Johanna Christopha) Knoeffla, aby przekształcił dawny pałac w perłę saksońskiego rokoka. W efekcie powstała rezydencja, która w swoich czasach słynęła z przepychu - goszczono tu dostojnych gości na balach i polowaniach, a francuski ogród rozciągał się aż po brzegi Jeziora Brodzkiego.


Podczas tych wystawnych przyjęć pałac tętnił życiem. Odbywały się pokazy sztucznych ogni i iluminacje, a eleganckie przejażdżki gondolą po jeziorze przyciągały oczy gości. „Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa” - mawiano wówczas w całej Rzeczypospolitej i Saksonii, a niewielkie Brody stały się kwintesencją tej epoki. Pikanterii tej historii dodaje fakt, że Brühl należał do masonerii. 


Sielanka nie mogła trwać jednak zbyt długo. Wojna siedmioletnia, która wybuchła w połowie XVIII wieku, przyniosła katastrofę. Król pruski Fryderyk II, żywiąc głęboką niechęć do hrabiego Brühla, rozkazał spalić pałac i doszczętnie zdewastować miasteczko. Od tamtej pory rezydencja coraz mocniej podupadała. Co gorsza, także XX wiek przyniósł kolejne nieszczęścia: podczas II wojny światowej sowieckie oddziały splądrowały i podpaliły zabudowania.


Mimo burzliwego losu pałac, choć w ruinie, przetrwał. Dziś w odrestaurowanych oficynach (tak zwanych Domach Kawalerów) działa hotel oferujący 37 pokoi z widokiem na malowniczy park. To właśnie w tych budynkach dawniej zakwaterowywano gości ministra Brühla. Choć nie ma tu już oryginalnych mebli ani bogatych boazerii z XVIII wieku, we wnętrzach panuje kameralny urok, a historia zdaje się być wciąż wyczuwalna.


Za pałacem rozciąga się park, który przez lata przechodził metamorfozy - od barokowego ogrodu francuskiego, po XIX-wieczny park krajobrazowy. Teraz przypomina nieco „tajemniczy ogród”: zdziczały, pełen rzadkich gatunków drzew, łąk i leśnych ścieżek. Lato wypełniają tu barwy kwiatów i śpiew ptaków, a jesienią drzewa okrywają się złotem i czerwienią. Nad samym jeziorem zarośla skrywają dawną bryłę fontanny i schody, które niegdyś prowadziły wprost na książęce salony.


Na terenie dawnego majątku zachowały się również stajnie i powozownie, dziś częściowo przekształcone w szkółkę jeździecką. To dodatkowa atrakcja dla wszystkich, którzy chcieliby połączyć wypoczynek z nauką jazdy konnej czy przejażdżkami po pięknych, łużyckich lasach. Dzięki temu Brody stają się nie tylko miejscem do kontemplacji historii, lecz także aktywnego relaksu na łonie natury.


Przekraczając Bramę Zasiecką, wkraczamy w świat, w którym historia przeplata się z teraźniejszością. Ruiny i odrestaurowane budynki stoją tu obok siebie, odsłaniając historie kolejnych pokoleń. Gdzieś wśród tych murów wciąż unosi się duch królów, możnowładców, artystów i setek gości, którzy zjeżdżali do Brodów. To połączenie dawnego splendoru i dzisiejszego komfortu sprawia, że Pałac Brühla przyciąga jak magnes - i nie chce wypuścić ze swych włości.




Podoba Ci się moja twórczość? 
Będzie mi miło, jak postawisz mi wirtualną kawę, która doda mi energii do działania :-)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Schloss Muskau - zamek w Mużakowie. Dzieło życia ekscentrycznego księcia

Podróżnik, awanturnik, hazardzista i rozpustnik... Hermann von Pückler-Muskau pewnie przepadłby w odmętach historii, gdyby nie jeszcze jedna jego cecha - wizjonerstwo. Dzięki dobremu ożenkowi uzyskał fundusze na przebudowę swojej rezydencji w Mużakowie oraz zaaranżował na nowo otaczającą ją zieleń, tworząc jeden z najpiękniejszych parków krajobrazowych w Europie współcześnie doceniony przez UNESCO.

Zamek w Bad Muskau, usytuowany na brzegu Nysy Łużyckiej, to jeden z najważniejszych zabytków regionu. Początkowo w miejscu dzisiejszego tzw. Nowego Zamku (a w rzeczywistości pałacu) istniała średniowieczna warownia, o której pierwsza wzmianka pochodzi z 1245 roku. Zamek wzniesiono w XV wieku stylu renesansowym, a w XVII wieku został przebudowany na barokową rezydencję. Jednak największe zmiany w historii tego obiektu miały miejsce w XIX wieku, kiedy to zamek i jego okolice zostały przekształcone przez księcia Hermanna von Pückler-Muskau.

Pückler-Muskau, niemiecki książę i podróżnik, odziedziczył po ojcu Muskau w 1811 roku i przystąpił do tworzenia dzieła swojego życia. Jego celem było zaaranżowanie wyjątkowego parku krajobrazowego, który stanowiłby harmonijną całość z rezydencją. Zamek stał się centrum rozległego założenia parkowego, które w połowie XIX wieku liczyło ponad 700 hektarów. Dziś wiemy, że dzieło Pücklera-Muskau jest jednym z najbardziej charakterystycznych przykładów parku w stylu angielskim, którego serce stanowił przebudowany zamek.

Droga do tego celu nie była wcale prosta. Pückler-Muskau już od najmłodszych lat dawał się poznać, jako buntownik i ekscentryk. Część dzieciństwa spędził w zakładzie wychowawczym dla trudnych dzieci; porzucił studia dla służby w wojsku, ale szybko został wyrzucony ze służby z powodu hazardu. W 1817 roku ożenił się ze starszą o dziewięć lat Lucie Anną Wilhelminą von Pappenheim, a posag zainwestował w rozwój Parku Mużakowskiego. Małżeństwo nie powstrzymało go przed licznymi romansami (które żona tolerowała), a gdy znów jego skarbiec zaczął świecić pustkami... rozwiódł się i, ponoć  za namową samej Lucie, rozpoczął poszukiwania nowej majętnej żony.

Wyruszył w kilkuletnią podróż, z której zamiast bogatej narzeczonej przywiózł kupioną na targu niewolników w Kairze 11-letnią Machbubę, która została jego kochanką. Dziewczyna zmarła w Muskau w wieku zaledwie 14 lat i została pochowana na terenie posiadłości. Rozrzutność mężczyzny i pogłębiające się kłopoty finansowe doprowadziły w końcu do sprzedaży posiadłości w 1845 roku. Dochód ze sprzedaży Muskau przeznaczył na odbudowę zamku Branitz i utworzenie kolejnego ogrodu krajobrazowego na wzór angielski, dzisiejszego Parku Fürsta-Pücklera. 

Kolejni właściciele kontynuowali prace nad rozbudową parku i modernizacją zamku. W wyniku tych zmian, na przestrzeni lat, zamek zyskał elementy neorenesansowe, które zmieniły jego pierwotny wygląd. W latach 1863-1866, za panowania księcia Fryderyka Holenderskiego, dokończono przebudowę w stylu neorenesansowym według projektu Maximiliana Franza Strassera i Hermanna Wentzela. Ostatnimi przedwojennymi właścicielami zamku Muskau byli hrabiowie Arnim (1883-1945). Podobnie jak wiele innych zabytków w Europie, zamek w Bad Muskau ucierpiał w wyniku zniszczeń wojennych. Przez wiele lat pozostawał w ruinie po tym, jak pod koniec wojny został spalony przez Sowietów.

Renowacja zamku rozpoczęła się dopiero w 1991 roku, kiedy zamek i jego okolice uzyskały finansowanie z funduszy krajowych i federalnych. Prace trwały przez kolejne lata, aż w 2013 roku zakończono odbudowę zamku w jego pierwotnej formie. Dziś zamek w Bad Muskau stanowi jedno z najważniejszych miejsc turystycznych w regionie, przyciągając turystów swoją wyjątkową architekturą oraz historią.

Zamek w Bad Muskau stanowi jeden z najpiękniejszych przykładów współczesnego wykorzystania dziedzictwa historycznego w turystyce. Wraz z Parkiem Mużakowskim, który zdobył międzynarodowe uznanie jako obiekt UNESCO, zamek Bad Muskau pozostaje jednym z najcenniejszych skarbów w regionie. Park, który ciągnie się po obu stronach rzeki Nysy Łużyckiej, łączy krajobrazy i kultury Niemieck i Polski, stanowiąc pomnik nie tylko pracy Pücklera-Muskau, ale także długotrwałej historii tego regionu.

Podoba Ci się moja twórczość? 
Będzie mi miło, jak postawisz mi wirtualną kawę, która doda mi energii do działania :-)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Rakotzbrücke - Diabelski Most w Górnych Łużycach

Rakotzbrücke, nazywany również Diabelskim Mostem, to niezwykła atrakcja turystyczna położona w Parku w Kromlau w Górnych Łużycach. Wzniesiony w XIX wieku z bazaltu obiekt zachwyca swoim półkolistym kształtem, który – dzięki odbiciu w wodach jeziora Rakotzsee – tworzy niemal doskonałe koło. 

Mimo że Kromlau to maleńka miejscowość licząca około 300 mieszkańców, corocznie odwiedzają ją dziesiątki tysięcy turystów z całego świata, pragnących zobaczyć ten to wyjątkowe miejsce z bliska. Most Rakotzbrücke powstał w latach 1866–1875 z inicjatywy Herrmanna Friedricha Roetschkego, którego do działania zainspirował majątek Hermanna von Pückler-Muskau'a. Długość konstrukcji wynosi 19,8 metra, a jej przyczółki ozdobione są formami naśladującymi słupy bazaltowe. Swój przydomek, Diabelski Most, zawdzięcza nie tylko tajemniczemu wyglądowi, lecz także dawnym przekonaniom, że tak skomplikowaną konstrukcję mogły wznieść wyłącznie siły nieczyste. Prawdziwą atrakcją jest jednak malownicze odbicie łuku mostu w jeziorze, które nadaje temu miejscu magiczny, wręcz baśniowy charakter.

Kromlau, znajdujące się niedaleko granicy z Polską, to doskonałe miejsce na jednodniową wycieczkę. Poza samym mostem warto także zwiedzić rozległy park pełen azalii i różaneczników oraz zatrzymać się na kawę i lody w niewielkim pałacu Kromlau. Diabelski Most, choć pozornie może budzić grozę, tak naprawdę oczarowuje każdego.


Podoba Ci się moja twórczość? 
Będzie mi miło, jak postawisz mi wirtualną kawę, która doda mi energii do działania :-)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

sobota, 25 stycznia 2025

Pomianów Dolny. Odwiedzając "trupiarnię"

Stoi sobie taki i tylko straszy. Nie wiem, po co otoczono go ogrodzeniem, skoro i tak nikt się nim nie interesuje. Równie dobrze można by go wypatroszyć, jak to zapomniane mauzoleum na tyłach dawnego parku. Stoi tak ten pałac w Pomianowie Dolnym i nikt w sumie nie wie, po co. 

W XVIII wieku, jak go budowano, pewnie wiedziano dlaczego. W  Nieder Pomsdorf w górę pięła się okazała rezydencja Lichtensteinów. Być może budowę nadzorował hrabia Franciszek Antonim, jeszcze nie wiedząc, że będzie ostatnim przedstawicielem śląskiej linii rodu i nie przekaże majątku synom. Po jego śmierci w 1761 roku ktoś pałac musiał przejąć, aby pod koniec XIX wieku (najprawdopodobniej) sprzedać go majętnym i dobrze znanym na Śląsku von Zedlitzom.

Czy to właśnie hrabia Adolf von Zedlitz und Trützschler przebudował i powiększył pałac około 1870 roku? Można tak przypuszczać, bowiem po kupnie nowej nieruchomości każdy, a zwłaszcza XIX-wieczny szlachcic niemiecki, lubi sobie urządzić rezydencję po swojemu. Ostatnim właścicielem pałacu był hrabia Stephan von Zedlitz und Trützschler, w którego rękach majątek pozostał co najmniej do 1937 roku.

A po wojnie, jak to po wojnie. Pałac z pobliskim folwarkiem znacjonalizowano i przekazano w zarząd Państwowemu Gospodarstwu Rolnemu. Obecnie pałac jest własnością prywatną, ale raczej nie ma co liczyć na jego remont. Po Zedlitzach została jeszcze jedna pamiątka - skryte w zaroślach mauzoleum. Komuś musiało bardzo przeszkadzać, bowiem zdemolowano je do gołej cegły. Miejscowi podobno nazywają to miejsce "trupiarnią". Mam na myśli mauzoleum, nie cały Pomianów Dolny, choć i ta nazwa byłaby trafiona. 


Czy warto było tam przyjechać? Tyle już tych ruin widziałam, tyle razy mi na Dolnym Śląsku serce pękało, że chyba już trudno mnie zaskoczyć. A ten pałac stoi tam i stoi, a ja nadal nie wiem, po co.

Podoba Ci się moja twórczość? 
Będzie mi miło, jak postawisz mi wirtualną kawę, która doda mi energii do działania :-)

Postaw mi kawę na buycoffee.to