poniedziałek, 28 listopada 2016

Przychodzi baba do lekarza. Opuszczony szpital w Legnicy

Często jeżdżąc po opuszczonych obiektach odnoszę wrażenie, że opowiadają one cały czas jedną i tę samą historię. Państwowy zakład przemysłowy zamknięty w połowie lat 90. po restrukturyzacji. Poniemiecki pałac, który zrujnowano i rozkradziono pod koniec wojny. Dzisiaj także odniosę się do historii już poniekąd znanej z Pstrąża - wybierzemy się bowiem do opuszczonego poradzieckiego szpitala w Legnicy.

Siłownia w podziemiach szpitala

Nigdy nie przestanie mnie szokować i zadziwiać fakt, że przez kilkadziesiąt lat w Polsce stacjonowały wojska radzieckie. Stacjonowały to może zbyt mało obrazowe słowo - pamiętajmy przecież, że na naszym terytorium powstawały całe miasteczka wyłączone spod polskiego prawa, a ich istnienie nierzadko trzymano w tajemnicy. 

O ile Pstrąże nazywano "Małym Związkiem Radzieckim", tak o Legnicy mówiło się, że jest "Małą Moskwą". W 1945 roku znaczny obszar miasta oraz koszary zostały zajęte przez wojsko Armii Radzieckiej, która stacjonowała tu aż do 1993 roku. Przejęto w większości dobrze zachowane poniemieckie obiekty militarne, "przywłaszczając" sobie obszar stanowiący około 1/3 miasta! Obecnie część budynków po dawnych koszarach została zaadaptowana na inne funkcje (głównie mieszkalne), ale jest jedno miejsce, które do dziś pozostaje otoczone płotem. Szpital w Lasku Złotoryjskim.
Szpital przed II WŚ. Źródło: fotopolska.eu

Szpital powstał przed II wojną światową i był dziełem Niemców. Przez całą wojnę przyjmował rannych żołnierzy nie tylko z okolic Legnicy. Jego ewakuacja nastąpiła prawdopodobnie w styczniu 1945 r., a następnie został przejęty przez Armię Czerwoną, która opuściła go dopiero na początku lat 90. Dziś ogromny obiekt - trzy kondygnacje, 250 metrów długości (!) i łącznie kilkanaście budynków - stoi nieużywany i niszczeje. Kilka prób sprzedania obiektu zakończyło się niepowodzeniem.


Kiedy pierwszy raz dowiedziałam się o istnieniu tego miejsca, nie spodziewałam się, że tak naprawdę jest to małe miasteczko, w którym oprócz ogromnego szpitala znajduje się także basen, kino, garaże, kaplica z kostnicą (!), sklep i parę innych budynków. Pod częścią budowli ciągną się korytarze, którymi można nawet przedostawać się między budynkami. Mimo że obecnie wszystkie obiekty są mocno zdewastowane i nie zachowało się prawie nic z ich wyposażenia, to i tak robi to ogromne wrażenie. A najbardziej piwnice, które zdają się nie mieć końca i nawet nie chcę myśleć, jakbym się poczuła, gdyby nagle zgasło światło latarki. 

Zapraszam na spacer...

Na pierwszy ogień idą piwnice pod  szpitalem. To nimi dostajemy się do drugiego budynku - kuchni. Są połączone ze sobą tylko poprzez podziemia - robi to klimat.




Dach w tym budynku częściowo się zawalił, co tłumaczy wszechobecny mech, a nawet paprocie rosnące na posadzkach. 


Z kuchni wracamy do piwnic. Jest to moim zdaniem najciekawsza część całego kompleksu - korytarze zdają się nie mieć końca i można się w nich pogubić. 


W wielu miejscach napotykamy ślady świadczące o historii obiektu.



W piwnicach można by spędzić nawet kilka godzin.


W budynku kiedyś działała winda. Dziś pozostał po niej szyb... i kabina rozbita w podziemiach. Odkąd pamiętam, bałam się wind, a takie historie wcale nie pomagają ;-)


Czas wyjść "na powierzchnię". Na pierwszy ogień idzie sala operacyjna.


W jednym z pomieszczeń ktoś nagromadził sporo "artefaktów". Niestety pozostała część wyposażenia szpitala została w ostatnich latach rozszabrowana.



Były podziemia, to musi być i strych... a na nim schemat działania bulbulatora.


Napisy i plakaty propagandowe po rosyjsku robią wrażenie!


Naprzeciwko głównego budynku szpitala i kuchni znajduje się kotłownia i pralnia (?), a w jej podziemiach jedna z dwóch siłowni.


A tuż obok budynek typu "akwarium" - dawny sklep i bufet.


Jednym z najbardziej charakterystycznych obiektów na terenie szpitala jest basen z doskonale zachowaną mozaiką z delfinami.


Z kolei najbardziej upiorny klimat panuje w domu pogrzebowym połączonym z prosektorium (niestety zniknął stół do sekcji) i kostnicą. To nie jest miejsce, w którym chciałabym zatrzymać się na dłużej.



Na sam koniec odwiedzamy miejsce, które kiedyś służyło rozrywce - w końcu nie samymi chorobami i śmiercią człowiek żyje! Kino - tylko wyobraźcie sobie, jakie wspaniałe filmy propagandowe musiały być tu wyświetlane!


poniedziałek, 14 listopada 2016

Naziści w podziemiu. Międzyrzecki Rejon Umocniony

Międzyrzecki Rejon Umocniony (MRU) jest jednym z najciekawszych zabytków sztuki fortyfikacyjnej w Europie i jednym z dwóch (obok Projektu Riese) tak potężnych kompleksów w Polsce. System podziemnych i naziemnych umocnień ciągnie się na długości ponad 30 km! I pomyśleć, że Niemcom udało się zrealizować zaledwie 30% planu...

MRU odwiedziłam jesienią zeszłego roku, choć o obiekcie czytałam już dużo wcześniej. Nigdy jednak nie było mi po drodze do ziemi lubuskiej, więc gdy tylko znalazłam się na dłużej w Poznaniu, postanowiłam wykorzystać tę szansę na odwiedzenie tego i wielu innych ciekawych miejsc. Warto także dodać, że udostępnione obiekty MRU znajdują się w bliskiej odległości od Świebodzina :-)


Skąd w ogóle wziął się pomysł utworzenia systemu fortyfikacji w takim miejscu? Po I wojnie światowej Niemcy musieli zabezpieczyć się na dwa fronty, gdyż Polska jako sojusznik Francji mogła stanowić zagrożenie ze strony wschodniej. W 1930 roku zadecydowano o budowie Wału Pomorskiego oraz obiektów na terenie Prus Wschodnich. 


W 1935 roku, podczas wizytacji na budowie obiektu bojowego nr 516 w Wysokiej, Hitler zafascynował się koncepcją budowy stałych zabezpieczeń frontu. Mimo ogromnych kosztów wiosną 1936 roku rozpoczęto prace nad budową MRU. 


Zmiana doktryny wojennej i planowany atak na Polskę doprowadziły do przerwania prac budowlanych latem 1939 roku. Na około stukilometrowej linii MRU zdążyło powstać 106 schronów bojowych, w tym 21 połączono wspólną siecią podziemnych tuneli o łącznej długości ponad 30 kilometrów.


Fortyfikacje zostały zajęte przez wojska radzieckie na przełomie stycznia i lutego 1945 roku w zaledwie trzy dni. W czasie wojny podziemia zostały zaadaptowane na fabryki, a nieliczne załogi bunkrów stanowiły jednostki słabo przygotowane do walki. Większość z nich uciekła nawet nie próbując się bronić.


Obecnie część obiektów MRU jest udostępniona dla zwiedzających. Jedna z tras turystycznych znajduje się w Pniewie, gdzie jedną z najciekawszych atrakcji stanowi podziemna stacja kolei wąskotorowej. Uczucie, kiedy w takim miejscu gasi się wszystkie światła, jest nie do opisania...


Oprócz atrakcji o charakterze militarnym MRU słynie także z największego w Europie rezerwatu nietoperzy o sympatycznej nazwie Nietoperek. Od 1999 roku chiropterolodzy z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu prowadzą w podziemiach liczenie tych latających ssaków. Dzięki im badaniom wiemy, że w podziemiach żyje około 30 000 osobników należących do 12 gatunków.