Ja to mam szczęście do Tatr - co przyjadę, to zaraz przychodzi załamanie pogody i zaczyna padać śnieg. Nieważne czy kwiecień, czy czerwiec. Tak, proszę Państwa, w wyższych partiach Tatr znowu biało. Na szczęście załapałam się na ostatnie chwile ładnej pogody.
Ostatnio, w połowie kwietnia, śpiesznym krokiem ewakuowałam się z Doliny Pięciu Stawów Polskich podczas śnieżycy. Już wtedy przypuszczałam, że jak wrócę w Tatry w czerwcu, to może wciąż leżeć sporo śniegu. Przypuszczenia okazały się trafne i z tego powodu niestety zrezygnowaliśmy z pierwotnego planu, jakim było pójście na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem. Niestety - tym razem pozostało nam podziwianie Kazalnicy znad Morskiego Oka i Czarnego Stawu.
Na piątek pogoda nie zapowiadała się obiecująco - deszcz i po południu burze dalekie są od idealnych warunków na chodzenie po skałach. Chcieliśmy cokolwiek tego dnia zobaczyć, więc wyszliśmy wcześnie ze schroniska na Morskim Oku - o 6:30. Kierunek: Szpiglasowa Przełęcz. Poranne słońce pięknie oświetlało szlak i szło się bardzo przyjemnie.
Na przełęczy dało się już zauważyć pierwsze ciemniejsze chmury, więc na Szpiglasowy Wierch weszliśmy dosłownie na chwilę i szybko skierowaliśmy się szlakiem w kierunku Doliny Pięciu Stawów Polskich, aby zdążyć przejść łańcuchy "suchą stopą". Mieliśmy sporo szczęścia - deszcz lunął chwilę po tym jak weszliśmy na pierwsze wypłaszczenie za skałami.
Z "Piątki" skierowaliśmy się tradycyjnie Roztoką w kierunku Wodogrzmotów Mickiewicza i Palenicy Białczańskiej. Deszcz przestał padać, potem znowu zaczął, następnie znów przestał... pogoda zwariowała. Tego samego dnia wróciłam do domu, nie chcąc ryzykować utknięcia w Tatrach w ulewnym deszczu i to była dobra decyzja. Kolejnego dnia internet obiegły zdjęcia naszego szlaku zasypanego śniegiem. Piękną mamy zimę tego lata!
Trasa:
Dzień pierwszy
Dzień drugi