sobota, 23 listopada 2019

Dwie twarze cmentarzy - Bielsko-Biała

Dwa zupełnie różne cmentarze oddalone od siebie zaledwie o parę kilometrów. Jeden ewangelicki, drugi - żołnierzy radzieckich. Jeden z XIX-wiecznymi nagrobkami, drugi - z siermiężnym pomnikiem. Odwiedziłam oba, bo - nie wiedzieć czemu - ja po prostu lubię cmentarze. Zapraszam Was do Bielska-Białej. 


Pisałam już o mojej wycieczce do Doliny Wapienicy pod koniec października. Będąc w Bielsku-Białej, postanowiłam odwiedzić dwa cmentarze, które od pewnego czasu miałam na oku. Nie nastroiła mnie tak wcale aura zbliżającego się dnia Wszystkich Świętych. Stare cmentarze odwiedzam cały rok, bo wychodzę z założenia, że nic tak dobrze nie opowiada historii miejsca, jak groby. Nasz stosunek do zmarłych w dużej mierze oddaje nasz stosunek do historii i pamięci, a to jest coś, co mnie pasjonuje.

W cieniu ogromnej Galerii Sfera, tuż za budką z kebabem, znajduje się jeden z trzech cmentarzy ewangelickich w Bielsku-Białej, choć historycznie była to nekropolia w Białej. (Dawne miasto wojewódzkie u podnóża Beskidów przez większość swojej historii stanowiły dwie odrębne miejscowości, a pokłosie tej historii częściowo widoczne jest do dziś). Cmentarz założono w 1783 roku i spoczęło na nim wiele zasłużonych dla miasta osób, przedstawicieli wielkich rodzin fabrykanckich, pastorów, burmistrzów, polityków i artystów. W latach 1945-48 nekropolię zdewastowano w około 75% w ramach zacierania śladu po dawnych niemieckich mieszkańcach miasta. Było to oficjalne działanie komunistycznych władz, a ślady po tamtych wydarzeniach widoczne są do dziś pod postacią czarnej farby na płytach nagrobnych. Co ciekawe, cmentarz jest nadal czynny i odbywają się na nim pochówki.

Grób Jakoba Hönela | Zdewastowane groby | Grób Rudolfa Seeligera, burmistrza Białej w latach 1855-1867



Jeszcze dobrze nie wyschła farba na cmentarzu ewangelickim, a już powstawał nowy cmentarz odzwierciedlający ówczesny klimat polityczny. Mowa o Cmentarzu Żołnierzy Radzieckich, na którym pochowani są żołnierze Armii Czerwonej polegli w walkach o Bielsko i Białą w 1945 roku. W 1948 roku w okolicach bielskiej katedry złożono szczątki 28 oficerów oraz 10634 podoficerów poległych w walkach z niemieckimi oddziałami na Podbeskidziu i Górnym Śląsku w 1945 roku. W 1968 roku cmentarz przeniesiono na obecne miejsce przy ulicy Lwowskiej. Postawiono około 300 kamiennych nagrobków, 21 zbiorowych mogił oraz Pomnik Bohaterów Armii Sowieckiej w kształcie żołnierza idącego w szyku bojowym w kierunku miasta. Cmentarz zachował się w niezmienionym kształcie do dnia dzisiejszego, ale jest bardzo zaniedbany.





Dwa cmentarze, dwie zupełnie różne historie, które jednak w jakiś sposób się zazębiają, następują bowiem tuż po sobie. A historia czasami bywa przewrotna...

Góry w wersji mini - jak zabrałam miesięczną córkę do Doliny Wapienicy

Będzie o górach, ale bez zdobywania szczytów, bez ostrych podejść i dziesiątek kilometrów. Będzie o tym, jak zaczynam chodzenie po górach od początku, jak po Koronie Gór Polski i Orlej Perci odnajduję radość w siedmiokilometrowym spacerze po dolinie. Będzie w końcu o tym, że bycie rodzicem nie oznacza końca podróżowania, choć zdecydowanie nie są to już te same wyjazdy.


W górach zawsze ładuję baterie słoneczne (nawet jak słońca nie ma), nabieram sił i uciekam od zmartwień. W ciąży śmigałam po górach tak długo, jak mogłam, oczywiście wybierając krótsze trasy dostosowane do mojego coraz większego gabarytu. Końcem września weszłam w nową, prawdopodobnie najtrudniejszą w swoim życiu rolę - zostałam mamą. Nie ma słów na opisanie, jaką rewolucją w życiu jest pojawienie się małego człowieka. Niby wszyscy wiedzą, że to oznacza ogromne zmiany, ale chyba nikt nie jest na to tak do końca gotowy. Naczytałam się o baby bluesach, ale dopiero, gdy sama przez to przechodziłam, to zrozumiałam, jak jest ciężko. Mała miała równy miesiąc, kiedy stwierdziłam, że muszę też zrobić coś dla siebie... i pojechałyśmy w góry.


Góry to może dużo powiedziane. Po Koronie Gór Polski, po zdeptaniu wzdłuż, wszerz Sudetów, Tatr, Beskidów i Bieszczad, uświadomiłam sobie, że ja w zasadzie nie znam łatwych tras. Ograniczeń miałam sporo: musiałam być w stanie przejechać trasę wózkiem, musiało być blisko Katowic, a w końcu - musiało być łatwo. Naprawdę łatwo, bo miesięczne dziecko to taka tykająca bomba - nigdy nie wiesz, jak zniesie podróż i wycieczkę. A ja niestety też przez parę miesięcy nie mogę sobie pozwolić na ciężki wysiłek fizyczny. Trochę lipa, prawda?

I wtedy weszła Dolina Wapienicy cała na biało. Przejrzałam mapy, zasięgnęłam opinii w internecie i wyszło na to, że trzeba skierować swoje kroki (a raczej cztery koła) do Bielska-Białej. Ten spacer okazał się być strzałem w dziesiątkę. Cała trasa pokryta jest asfaltem, początek jest niemal całkiem płaski i dopiero przed zaporą trzeba podejść i podjechać trochę pod górę. Dojazd autem (pomijając liczne zwężenia) bardzo dogodny, a na początku szlaku znajduje się spory parking. Przy samej zaporze można odpocząć w schronisku Krzywa Chata (mają nawet przewijak w łazience!). Nie ma co, trasa bardzo przyjazna rodzicom z dziećmi!

Szlak przyjazny wózkom | Schronisko Krzywa Chata

Z samej zapory niestety nie będzie dane nam podziwiać zbyt wielu widoków, ponieważ wstęp na nią nie jest możliwy. Czasami tylko organizowane są specjalne wydarzenia, jak to z 19 października. Zapora im. Ignacego Mościckiego w momencie powstania - w 1932 r. - była jednym z najnowocześniejszych tego typu obiektów w Europie. Zbiornik powstały przez spiętrzenie wody nosi sympatyczną nazwę jezioro Wielka Łąka. Długość tamy wynosi aż 309 metrów, a jej wysokość - 23. Można stąd kontynuować wędrówkę żółtym szlakiem na Szyndzielnię (pod górę po kamieniach), albo w wersji lajtowo - wózkowej - przejść się kawałek dalej asfaltem.

Zapora w Dolinie Wapienicy

Nieoznakowana droga biegnie dalej, aż w końcu wchodzi w las, ale wcześniej mija się ciekawy budynek. Dziś pełni on funkcję leśniczówki, ale w XIX wieku był to dom myśliwski Sułkowskich. Jeśli będziecie kiedyś zwiedzać Bielsko-Białą, to wielokrotnie natkniecie się na wzmianki o tej rodzinie. Sułkowscy to polski ród szlachecki, który zyskał na znaczeniu za sprawą Aleksandra Józefa Sułkowskiego będącego nieślubnym synem króla polskiego Augusta II Mocnego. Piastował on wiele znaczących stanowisk za czasów panowania kolejnego króla - Augusta III. Od połowy XVIII wieku prawo używania tytułu książęcego posiadali wszyscy członkowie rodu Sułkowskich. Nazywa się ich książętami bielskimi.

Dawny dom myśliwski Sułkowskich

Moje dziecko zniosło wycieczkę bardzo dobrze - praktycznie cały czas spało. Przy schronisku dostała jeść i "oddała naturze, co jej się należy" i póki co - odpukać - wygląda na to, że mam małą podróżniczkę. Zebranie się rano niestety nie jest łatwe, trzeba ogarnąć nie tylko siebie, ale też ją. A dziecko, jak to dziecko - jak już masz wychodzić, to ono nagle zabrudzi pieluchę i trzeba się ubierać od nowa. Albo zgłodnieje. Albo zamarudzi. Ciężko się zebrać z samego rana, ale ogólnie zebrać się da, tylko wymaga to dużo większego wysiłku niż wcześniej. Na kolejne wycieczki już jeździmy nie z wózkiem, a z chustą, bo daje ona dużo więcej swobody.

Każdy ma swój Mount Everest - cóż, mój zdecydowanie się zmniejszył gabarytowo, ale zwiększył jako wyzwanie logistyczne. Ten krótki, mało ambitny spacer beskidzką doliną sprawił mi jednak dużo radości i dał nadzieję na to, że dziecko to nie koniec realizowania swoich pasji. Ona jest jeszcze za mała, by cokolwiek z tego pamiętać, ale podobno czym skorupka za młodu nasiąknie... Mam nadzieję, że przed nami jeszcze wiele wspaniałych szlaków i dróg :-)