sobota, 16 grudnia 2017

Zamek Krzyżtopór - niezwykłe miejsce o nietypowej nazwie

Jeśli zaglądacie czasem na mojego bloga, to zapewne zauważyliście, że bardzo lubię zamki. Ostatnio ze względu na miejsce zamieszkania najczęściej eksploruję te dolnośląskie, ale dzisiaj przeniesiemy się do województwa świętokrzyskiego. Pokażę Wam jedno z moich ulubionych miejsc tego typu - Zamek Krzyżtopór w Ujeździe.


Dlaczego tak lubię ten zamek? Zacznijmy od samej nazwy Krzyżtopór - brzmi mocarnie, nieprawdaż? Jakbyście mieli wątpliwości do jakiego zamku się zbliżacie, spójrzcie na bramę - wyraźne symbole nie pozostawią żadnych złudzeń, a jakby ktoś okazał się niepiśmienny, to raczej też poradzi sobie bez problemu. Co ciekawe pierwotnie nazwa brzmiała Krzysztopór - od imienia Krzysztofa Ossolińskiego - fundatora zamku - oraz oczywiście topora będącego herbem Ossolińskich. Krzyż pojawił się później i był symbolem wiary i polityki wojewody.


Drugą kwestią jest architektura zamku. A w zasadzie nie zamku, bowiem budowla powstała jako palazzo in fortezza, czyli rezydencja łącząca wygodę mieszkańców z funkcją obronną. Podobno Krzysztof Ossoliński inspirował się pałacem Farnese w miejscowości Caprarola, który odwiedził w czasie swej podróży do Rzymu. Krzyżtopór wzniesiono na nietypowym planie pięcioboku, łącząc osiowo pałac, fortyfikacje oraz ogród. Warto także wspomnieć, że rezydencja była największą budowlą pałacową w Europie przed powstaniem Wersalu.


Zamek jest ogromny, jego kubatura wynosi 70 000 metrów sześciennych, łączna długość murów to 600 metrów, a ogrody miały powierzchnię 1,6 hektara!  Zastosowano tu wiele ciekawych rozwiązań: sala jadalna w wieży miała ponoć szklany strop, przez który widać było akwarium z egzotycznymi rybkami, a z kolei doskonałą akustyką charakteryzuje się... stajnia! W podziemiach wspomnianej wieży do dziś istnieje źródełko dające wodę o nazwie Krzyżtopożanka.



Na zwiedzenie zamku warto zarezerwować sobie nawet około dwóch godzin, choć i tak grozi to pozostaniem niedosytu. Zwiedzicie w tym czasie podziemia, dziedziniec, wieżę, mury, stajnie, a przy odrobinie szczęścia spotkacie też takie małe, groźne ptaszyska, uczące się latać. Wyjątkowo upatrzyły one sobie wicie gniazd w zamkowych murach. Czy świętokrzyskie jest dobrym kierunkiem na wyjazd? Oczywiście, a Krzyżtopór to tylko jeden z przykładów, dlaczego warto tam pojechać!

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Browar Piastowski - nawarzył sobie piwa

W zabudowie Browaru Piastowskiego zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Monumentalne budynki z czerwonej cegły przyciągały mnie nie tylko z powodu zamiłowania do piwa i XIX-wiecznej niemieckiej architektury. Magnesem była też zamknięta brama, strażnik i napis "wstęp wzbroniony".


Browar założony został w 1872 roku pod nazwą Brauerei Pfeifferhof Carl Scholtz przez restauratora i przedsiębiorcę Karla Scholtza. Choć stosowano tu tradycyjne metody warzenia, to liczne rozwiązania  techniczne były innowacyjne - np. wozy z jęczmieniem wjeżdżały na piętro, a spichlerz znajdował się poniżej. Browar przetrwał bez większego uszczerbku wojnę i  Festung Breslau, a po wojnie - już jako Browar Piastowski - Browary Dolnośląskie „Piast” warzył piwo pod okiem lwowskich browarników przesiedlonych do Wrocławia.


Od 1991 roku browar działał w ramach spółki Zakłady Piwowarskie S.A., a ostatnim właścicielem działającego zakładu został Carlsberg, który w 2004 roku zaprzestał produkcji piwa we Wrocławiu. W tym samym roku budynki zakładu zakupiła amerykańska firma Clairmont Globar, snująca wizje utworzenia na terenie dawnego browaru galerii handlowej, biur i luksusowych mieszkań. W 2004 roku trzy budynki - siedzibę dyrekcji, butelkownię i leżakownię - wpisano do rejestru zabytków - na szczęście - bo cztery lata później rozpoczęły się wyburzenia - nie przetrwała m. in. dawna palarnia kawy.


Kryzys na rynku nieruchomości doprowadził do zaniechania planowanych prac i w 2010 roku teren Browaru Piastowskiego został ponownie wystawiony na sprzedaż. W 2016 roku działkę odkupił Archicom, gigant na rynku dolnośląskich nieruchomości. Firma planuje zbudowanie osiedla mieszkaniowego Browary Wrocławskie z obiektami biurowymi oraz lokalami handlowo-usługowymi. Biorąc pod uwagę ogromny popyt na mieszkania na rynku wrocławskim, jest duża szansa, że tym razem uda się inwestycję zrealizować i Browar Piastowski dostanie drugie życie. 

Wizualizacje inwestycji Browary Wrocławskie - źródło: Archicom

Po wielu miesiącach zaglądania przez płot i wzdychania do pustych budynków w końcu nadarzyła się okazja, aby przejść przez magiczną bramę. Stało się to w maju 2017 roku podczas wycieczki będącej wydarzeniem towarzyszącym Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa. Niestety z powodu prowadzonych prac budowlanych można było zobaczyć dawny browar tylko z zewnątrz, ale i tak jest to krok do przodu w stosunku do wsadzania obiektywu między sztachety płotu.


Pisząc o Browarze Piastowskim, warto wspomnieć, że tradycja piwowarska jest kontynuowana na drugim brzegu Odry w Browarze Stu Mostów. Choć kontynuowana to może nieodpowiednie słowo - trudno bowiem porównywać Piast Mocne czy Wrocławski Full do piw rzemieślniczych warzonych na niemasową skalę. Jako miłośniczka dobrego piwa trzymam kciuki za dalsze sukcesy browaru na Długosza i wierzę w powodzenie inwestycji Archicomu - to miejsce zasługuje na lepszy los po latach zaniedbań i niepowodzeń. 

poniedziałek, 4 grudnia 2017

No to jazda! Zamek Topacz i Muzeum Motoryzacji

Zaledwie 10 kilometrów od centrum Wrocławia, w miejscowości Ślęza znajduje się urokliwe miejsce - Zamek Topacz. W dawnym zespole dworskim działa prywatne Muzeum Motoryzacji prezentujące między innymi największą w Polsce kolekcję samochodów Rolls&Royce i Bentley, ale spotkamy tutaj również limuzynę, którą kiedyś jeździł... Aleksander Łukaszenka.


Zamek Topacz po wielu latach zaniedbań i niszczenia w 2002 roku dostał nowe życie. Odkupiony przez nowego inwestora został wyremontowany i przygotowany jako ekskluzywny obiekt hotelowo-konferencyjny. W 2011 roku przyjęto tu pierwszych gości i do dziś Topacz jest popularnym miejscem do organizacji uroczystości rodzinnych, konferencji albo spokojnego weekendu w spa. Wokół znajdują się rozległe tereny zielone idealne na spacer także w chłodniejsze dni.


Nietuzinkową atrakcją Zamku Topacz jest Muzeum Motoryzacji (czynne w soboty i niedziele w godzinach 10.00-17.00). Wśród 200 wyjątkowych eksponatów znajdziemy zarówno pionierskie samochody z lat 30., jak i swojskiego Fiata 125p czy "Malucha". Miłośnicy luksusu z pewnością docenią samochody Rolls&Royce i Bentley, a fanów jednośladów ucieszy bogata ekspozycja motocykli od junaka do harleya.



Bardzo spodobała mi się możliwość wejścia do części samochodów. I tak mogłam zajrzeć do czajki (ГАЗ-14 Чайка), której poprzednim właścicielem był prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka oraz porównać auto z równie okazałym amerykańskim Buickiem B25. Urzekł mnie też maleńki fiat, który wygląda jakby dopiero co wyjechał z planu filmu reżyserowanego przez Giuseppe Tornatore. Dodatkowego uroku wnętrzu dodaje kolekcja neonów zdemontowanych z wrocławskich budynków.



Jeśli jeszcze nie byliście w Zamku Topacz, to koniecznie nadróbcie straty. Sama długo się tam wybierałam ("bo tak blisko, zawsze będzie okazja"), aż w koncu spędziłam tam bardzo miło czas w pięknej okolicy i wśród wspaniałych, zabytkowych aut.

wtorek, 28 listopada 2017

Znajome rejony - Góry Sowie i Kalenica

Jesienno-zimowe krótkie dni nie sprzyjają wielogodzinnym wędrówkom po górach. Na niedzielę wybrałam więc krótką trasę ze schroniskiem po drodze, w którym można się ogrzać i posilić. Zapraszam na trzeci pod względem wysokości szczyt Gór Sowich - Kalenicę. Będzie też o wiaduktach kolejowych i pozostałościach po kopalni Wenceslaus.



Poprzedni mój wpis dotyczył linii kolejowej numer 296 łączącej Kłodzko i Wałbrzych. Ponownie wybraliśmy się na tę trasę, tym razem już nie krajoznawczo, tylko dojazdowo. Jestem pod wrażeniem tego, jak dobrze skomunikowane są pociągi z Wrocławia z przesiadką w Wałbrzychu - rano zmiana pociągu zajęła nam 15, a po południu jedyne 6 minut! Przesiadka odbywa się szybko, a tabor jest nowy i komfortowy. Naprawdę lubię podróżować Kolejami Dolnośląskimi.

Zdrojowisko

Górską wędrówkę zaczęliśmy o 8:30 na malutkim przystanku kolejowym Zdrojowisko między Ludwikowicami Kłodzkimi a Nową Rudą. Początkowo żółty szlak biegnie wzdłuż torów i prowadzi nas do imponującego wiaduktu kolejowego, przy którym schodzimy na dół na drogę do Jugowa. Więcej o wiaduktach, tunelach i samej linii 296 pisałam TUTAJ.

Wiadukt w Nowej Rudzie

Pierwsze dwa kilometry szlaku biegną przez wieś - idziemy cały czas asfaltem przez Jugów i dopiero za osadą Pniaki wchodzimy w las. Dolnośląskie wsie mają niesamowitą, jak ja to mówię - poniemiecką atmosferę. W Górach Sowich widać to szczególnie mocno, zwłaszcza gdy przyjrzymy się charakterystycznej, niespotykanej na rdzennie polskich ziemiach, architekturze z XIX i początku XX wieku. Gdzieniegdzie spod warstw farby i tynku prześwitują stare napisy przypominające o dawnych mieszkańcach tych ziem.


W lesie od razu wpadamy w błoto. Cóż, taka pora roku - trzeba zaopatrzyć się w stuptuty i przygotować się na grząski teren. Szlak prowadził nas drogą pożarową i okazało się to być dla nas nieco zgubne, bo przegapiliśmy odbicie w lewą stronę. W efekcie zamiast podejść łatwym trawersem, wybraliśmy ścieżkę wiodącą ostro pod górę. Trochę pobłądziliśmy, ale udało nam się dotrzeć na Bielawską Polanę, będącą krzyżówką kilku szlaków. Jest to dobre miejsce na odpoczynek, zwłaszcza że można usiąść w niewielkim szałasie z ławkami i stoliczkiem.

Bielawska Polana i okolice

Z Bielawskiej Polany ruszamy żółto-czerwonym szlakiem w stronę Kalenicy. Zaraz za pierwszym podejściem w lewą stronę biegnie ścieżka na szczyt góry Żmij (887 m n.p.m.). Dziś trudno w to uwierzyć, ale miejsce to kiedyś tętniło życiem. Od 1919 roku miejscowa ludność urządzała tutaj festyny, a w 1938 r. zorganizowano tu nawet bal kostiumowy. Niegdyś popularny punkt widokowy obrósł w wiele legend, takich jak ta o baronie, który rzekomo zaprzęgał zamiast koni oswojone jelenie.

Żmij

Szczyt Kalenicy (964 m n.p.m.) jest całkowicie zalesiony, ale dzięki wieży widokowej możemy podziwiać stąd panoramę Bielawy, Jugowa i oczywiście Gór Sowich. Stalowa wieża została wykonana w Bielawie w 1932 roku, a na szczycie zamontowano ją rok później. Konstrukcję nazwano wówczas na cześć marszałka Hindenburga – Hindenburgturm.

Kalenica

Z Kalenicy skierujemy się dalej żółto-czerwonym, a następnie tylko czerwonym szlakiem do schroniska Zygmuntówka pod Przełęczą Jugowską, po drodze mijając gnejsowe Słoneczne Skałki i Dzikie Skały. To była moja druga wizyta w tym schronisku - poprzednim razem zawędrowałam tutaj przy okazji zdobywania Wielkiej Sowy.

W drodze do Zygmuntówki

Po przerwie na obiad kierujemy się na zielony szlak, który doprowadzi nas do stacji kolejowej w Ludwikowicach Kłodzkich. Dość szybko wchodzimy na asfaltową drogę bienącą przez Jugów (oczywiście inną część niż rano), następnie szlak na chwilę zbacza w las i wychodzi ponownie na drogę koło Muzeum Molke - czyli same znajome tereny.

Zygmuntówka i szlak w okolicy Jugowa

Poprzednim razem przez Ludwikowice przejeżdżaliśmy autem, więc nie było czasu na rozejrzenie się po okolicy. Ulica Fabryczna to w dużej części dawna osada Molke (Miłków) silnie związana z przemysłem wydobywczym. Mijamy po drodze zrujnowany budynek elektrowni, dawną łaźnię górniczą oraz tablicę upamiętniającą śmierć 151 górników w kopalni Wenceslaus (Wacław) w 1930 roku. Wycieczkę kończymy parę minut po 15:00 na stacji w Ludwikowicach. Świetnie widać z niej długi na 165 metrów wiadukt kolejowy, a dodatkową ciekawostką jest przejście podziemne zdające się w ogóle nie pasować do tak maleńkiej stacji. 


Elektrownia

Stary budynek łaźni oraz pomnik

Wiadukt oraz stacja w Ludwikowicach Kłodzkich

Góry Sowie - zawsze! Warto sprawdzić połączenie kolejowe z przesiadką w Wałbrzychu lub Kłodzku i wyruszyć na Wielką Sowę lub Kalenicę. Na szlaku nie spotkacie wielu ludzi, więc warto wykorzystać weekend albo dwa na poznanie przynajmniej tych najbardziej znanych szczytów.