sobota, 6 grudnia 2025

Pseudomegalityczny cmentarz rodziny zu Dohna – Stonehenge ze swastyką

Na Warmii i Mazurach łatwo natknąć się na pozostałości dawnych rodów, ale mało który zostawił po sobie tak rozległy i różnorodny ślad jak Dohnowie. Ich pałace, majątki i linie rodowe są dobrze udokumentowane, jednak w historii tej rodziny kryją się też miejsca mniej oczywiste – takie, do których nie prowadzą tablice informacyjne ani asfaltowe drogi. Jednym z nich jest tajemniczy cmentarz koło Markowa, ukryty głęboko w lesie, o którym wiedzą głównie mieszkańcy i nieliczni pasjonaci historii. To właśnie on odsłania bardziej prywatne oblicze rodu: podszyte rodzinną tragedią oraz ideologią, która dziś budzi niepokój. To opowieść o Dohnach i miejscu, w którym historia zaczyna mówić językiem symboli, o których świat wolałby zapomnieć.


Ród Dohnów (zu Dohna), jeden z najważniejszych rodów arystokratycznych Prus Wschodnich, wywodził się z miejscowości Dohna w Górnej Saksonii, a jego początki sięgają XII wieku. Pruska linia rodu narodziła się w XV wieku, gdy rycerz Stanisław Donin – w zamian za niewypłacony żołd – otrzymał od krzyżackiego komtura ziemie w Prusach Górnych, m.in. Ławki i Markowo. Dohnowie szybko powiększyli swoje posiadłości, obejmując m.in. Wilczęta, Karwiny, Bielicę, Kamieniec, Kąty czy Sasiny, a ich majątki już w XVI wieku sięgały ponad 5500 ha. Najważniejszą rezydencją rodu stał się jednak pałac w Słobitach – monumentalna barokowa siedziba linii Dohna-Schlobitten, wyrosła z nadania Piotra von Dohna z 1525 roku. Ród posiadał również inne znaczące rezydencje, w tym pałac miejski w Morągu, pałac w Gładyszach oraz pałac w Markowie, co podkreślało ich pozycję jako największych posiadaczy ziemskich w Prusach Górnych. Dohnowie przez stulecia odgrywali ważną rolę polityczną i wojskową w Prusach Książęcych i Rzeczypospolitej, a na początku XX wieku część z nich uzyskała nawet tytuł książęcy.

Morąg - pałac Dohnów
Pałac w Słobitach w XIX wieku | Pałac w Morągu (via wikipedia)

Dohnowie pozostawili po sobie nie tylko pałace na pograniczu Warmii i Mazur, ale też ukryty w lesie cmentarz koło Markowa, którego forma i symbolika do dziś wzbudzają emocje. To miejsce, nazywane czasem „Polskim Stonehenge”, znajduje się na zalesionym wzgórzu i już samo dotarcie tam może być wyzwaniem – ja trafiłam na nie, idąc przez podmokłe pole i skręcając dopiero przy charakterystycznym, majestatycznym dębie. Gęsty las kontrastuje z sielskim krajobrazem okolicznych łąk i jezior, a im bliżej kręgów, tym wyraźniej czuć mroczną atmosferę i dziwną energię, której trudno się oprzeć. Może to tylko autosugestia, a może faktycznie tkwi w tym miejscu jakaś magia?



Cmentarz założony w 1924 roku składa się z trzech półkręgów połączonych kamiennymi schodami. Pierwszy z nich tworzą brzozy, drugi – masywne głazy otaczające grób Friedricha Ludwiga zu Dohna (1874–1924), szambelana królewskiego i naczelnika powiatu Markowo. Na jego płycie widnieje herb rodu, czterolistna koniczyna oraz inskrypcja z Apokalipsy św. Jana (14,13): „So spricht der Geist: Sie sollen ausruhen von ihren Mühen, denn ihre Werke folgen ihnen nach.”– „Tak mówi Duch: «Niech odpoczną od swoich trudów, bo ich czyny idą wraz z nimi».” (przekład oficjalny: Biblia Tysiąclecia).


W trzecim kręgu znajduje się grób Christopha Friedricha zu Dohna (1907–1934), syna Friedricha Ludwiga, który zginął tragicznie w wypadku samochodowym w Alpach. Jego nagrobek sprawił, że ciarki przeszły mi po plecach – obok dat i tytułów rodowych umieszczono swastykę wpisaną w tarczę słoneczną – w końcu młody Dohna był zafascynowany nazistowską ideologią. Zginął pięć lat przed tym, jak naziści pokazali światu, jak daleko są w stanie się posunąć w imię swoich chorych idei.


Tuż obok stoi kamień z dwustronną inskrypcją. Po jednej stronie wyryto cytat z Pierwszego Listu do Koryntian (15,54): „Der Tod ist verschlungen in den Sieg.” – „Śmierć została zniszczona przez zwycięstwo.” Pod nim zapisano słowa: „Ich morte auf den Christus.” – „Umieram w Chrystusie.” Najbardziej niepokojący jest jednak podpis pod tym wyznaniem: „Adolf Hitler” – to właśnie zbrodniarz jest autorem słów wyrytych na mogile.


Choć cmentarz ma niespełna sto lat, jego pseudomegalityczna forma, okultystyczne nawiązania – jak ośmiokątny postument pod dawnym krzyżem – oraz aura tajemnicy sprawiają, że to jedno z najbardziej zagadkowych i poruszających miejsc pamięci w całym regionie. To miejsce, które pozostawia więcej pytań niż odpowiedzi i skłania do zastanowienia, jakim cudem ten przepełniony nazistowską symboliką cmentarz przetrwał ponad sto lat w niemal nienaruszonym stanie.