poniedziałek, 7 maja 2018

Podróż do wnętrza Ziemi - tunele pod Sajdakiem i Małym Wołowcem

Czy chodząc po górach, zastanawiacie się czasem, co kryje się głęboko pod ziemią? Nie będzie to historia o Złotym Pociągu, choć udamy się w okolice Wałbrzycha. Pokażę Wam dwa nieczynne tunele kolejowe w Górach Wałbrzyskich, podczas wędrówki krórymi włos się może na głowie zjeżyć. 

Miniona majówka była dla mnie bardzo owocnym czasem, który spędziłam niemal w całości w podróży. Tej wycieczki nie miałam jednak w planie, choć o tunelach czytałam już dawno temu. Niepewna pogoda skłoniła mnie do poszukania czegoś zadaszonego, żeby nie powiedzieć dosłownie - pod ziemią. Jakiś czas temu opisywałam na blogu podróż malowniczą linią kolejową nr 286 łączącą Kłodzko i Wałbrzych. Na jej trasie wykuto trzy tunele, które miały ułatwić komunikację kolejową w trudnym, górzystym terenie. Dwa z nich - te nieczynne - zdawały się być dobrym kierunkiem na wypadek deszczu. 


Jako pierwszy odwiedziliśmy krótszy z tuneli - pod górą Sajdak. Podobnie jak w przypadku tunelu pod Małym Wołowcem, który opiszę za chwilę, są to tak naprawdę dwa równoległe tunele wykute jeden obok drugiego.  Starszy z nich powstał w latach 1876-79, drugi oddano do użytku nieco później - w 1911 roku. Podczas budowy drążono skałę z obu stron "na zbicie" - tak, aby spotkać się w połowie. Tunele nie są bardzo długie - mierzą po ok. 380 metrów, tak więc stojąc u wlotu widać wyraźnie drugi koniec. Linia kolejowa cały czas jest użytkowana, jednak ruch pociągów odbywa się wyłącznie starszym z tuneli.



We wnętrzu panuje klimat jak w podziemiach - jest znacznie zimniej niż na powierzchni, panuje mrok i da się odczuć wysoką wilgotność powietrza. Tory w nieczynnym tunelu zostały rozebrane i pozostały same podkłady kolejowe, po których się idzie. Co jakiś czas po obu stronach spotkać można wnęki ucieczkowe, a mniej więcej w połowie tunelu znajduje się łącznik z drugim korytarzem, który miał wspomagać wietrzenie oraz również dawać możliwość schronienia. Tunel jest ciekawy - mnie szczególnie zainteresowały stare, niemieckie tabliczki - ale była to zaledwie przystawka przed głównym daniem, jakie zaserwował nam tunel pod Małym Wołowcem. 



Tunele pod Małym Wołowcem powstawały w tym samym czasie, kiedy prowadzono prace pod Sajdakiem. Pierwszy tunel (mierzący 1560 m) wydrążono w latach 1876-1879, drugi - długi na 1601 m - wykonano w latach 1909-1911. Ciekawostką jest, że w okresie II wojny światowej tunele wykorzystywano jako schron dla specjalnych pociągów. Ma to swoje logiczne uzasadnienie - przestrzeń ukryta pod ziemią jest przecież ogromna! Do dziś jest to najdłuższy pozamiejski tunel kolejowy w Polsce wykonany metodą drążenia. Obecnie używana jest tylko jego nowsza - lewa część (patrząc od strony Wałbrzycha).


Stanęłam u wlotu tunelu i oniemiałam. Sajdak w tym momencie jawił się jak plac zabaw, w którym można sobie pobiegać i się dobrze bawić. Gdy patrzyłam na ten maleńki jasny punkcik na drugim końcu, dotarło do mnie, że trasa do przejścia pod ziemią mierzy ponad 1,5 kilometra. Niby nie jest to dużo, ale gdy masz wejść w ciemność, to nagle zmienia się punkt widzenia. Po pierwszych paru krokach oświetlanych tylko światłem czołówek myślałam, że nie dam rady i zawrócę. Choć tunel jest wysoki na 6 metrów, to w tej ciemności było coś klaustrofobicznego. Po chwili udało mi się jednak przełamać początkowy lęk i ruszyłam do przodu.



Przejście całego tunelu żwawym krokiem zajęło nam 20 minut. Pokonanie tej odległości z przystankami na zdjęcia - znacznie dłużej. Droga zdawała się nie mieć końca, a jasny punkcik wcale nie stawał się większy. O tym, że posuwamy się do przodu, poświadczały mijane wnęki ucieczkowe, oraz trzy kolejne przecinki łączące oba tunele. Gdzieś w okolicach połowy można było usłyszeć pluskanie wody - źródełko - tak nazwałam to miejsce. W istocie jest to zapewne część systemu odprowadzania wody. Nieopodal warto także było spojrzeć w górę na komin - szyb wentylacyjny służący do odprowadzania spalin. Trzeba zaznaczyć, że linia ta nigdy nie była zelektryfikowana i jeszcze do drugiej połowy lat 90. XX wieku poruszały się tędy parowozy.


O tym, jak ważna jest sprawna wentylacja tuneli przekonano się 11 listopada 1947 roku. Pociąg jadący w kierunku Wałbrzycha doznał awarii i stanął w tunelu. W wyniku spalania się węgla w lokomotywie parowej przy niedostatecznej ilości tlenu, w tunelu zaczął się zbierać tlenek węgla. W efekcie tego nieszczęśliwego zdarzenia życie straciło czterech kolejarzy, którzy zatruli się tlenkiem węgla. Warto o tym pamiętać także jeśli ma się w domu junkers i szczelne, plastikowe okna. Niestety brak dopływu powietrza może być w takich sytuacjach zabójczy.



Bywałam w wielu opuszczonych miejscach, ale nieczynnych tuneli kolejowych jeszcze u mnie nie grali. Była to świetna przygoda również w kontekście mojego zamiłowania do podróży pociągami i fascynacji starymi parowozami. Podobny tunel kolejowy znajduje się także pod Przełęczą Kowarską i na pewno się nim zainteresuję, jak będę w pobliżu. Pamiętajcie jednak, że wejście nawet do nieczynnych tuneli kolejowych jest nielegalne i każdy robi to na własną odpowiedzialność. Pod ziemią jest zupełnie ciemno, trzeba się ciepło ubrać i zadbać o odpowiednie obuwie, bo teren jest nierówny i nietrudno o skręcenie kostki. Jak to się mówi: "nie róbcie tego w domu" :-)

4 komentarze:

  1. Masz zacięcie, dużo ciekawości i związanej z nią żyłki ryzyka i to jest wspaniałe. Dobrze, że masz świadomość tego co robisz i zalecasz ostrożność innym. Tak trzymaj. Pod ziemią byłem tylko legalnie w jaskiniach lub kopalniach. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :)

      Usuń
    2. Fajna porcja wiedzy, lubię takie miejsca, razem z mężem zwiedzamy kopalnie, jaskinie w Polsce, tam też miałabym ochotę wejść, ale na taki nie-legal mój mąż nie pójdzie, nie mniej jednak podzielam Twoją pasję, Super, robisz to z rozwagą i przestrzegasz innych. Pozdrawiam

      Usuń
    3. Dziękuję za uznanie :) Szkoda, że mąż nie ma ochoty na takie wycieczki. Może jednak kiedyś zmieni zdanie? :)

      Usuń