poniedziałek, 2 października 2017

Chełm i korona - Chełmiec z Korony Gór Polski

Weekend przełomu września i października rozpieścił nas piękną pogodą. Postanowiłam wyskoczyć na szybki spacer po górach i wszystko szło zgodnie z planem do momentu dodarcia do Wałbrzycha...

Wycieczkę rozpoczęliśmy w Boguszowie-Gorcach, idąc zielonym szlakiem na Chełmiec. Jest to góra zaliczana do Korony Gór Polski, ale trzeba zaznaczyć, że nie jest najwyższym szczytem Gór Wałbrzyskich. Dlaczego w takim razie znajduje się w wykazie szczytów zaliczanych do korony?


Punkt pomiarowy Chełmca znajdował się na wieży widokowej i dlatego udało mu się "prześcignąć" Borową, która dziś oficjalnie uznawana jest za najwyższe wzniesienie Gór Wałbrzyskich. Rzeczywista wysokość Chełmca, jak się po latach okazało, liczy 851 metrów n.p.m., co daje Borowej (854 m n.p.m.) aż trzy metry przewagi. Przez długi czas to jednak Chełmiec uznawany był za wyższą górę, trafił do korony i tak już zostało.


Na szczycie znajduje się wieża, która wprowadziła tak wiele zamieszania do pomiarów. Została zbudowana już w 1888 roku i swoim kształtem przypomina basztę. Obok znajduje się zbudowany po II wojnie światowej budynek Radio-telewizyjnego Ośrodka Nadawczego. Obie konstrukcje są zresztą dość mocno okablowane i "oantenowane" - na szczyt wieży wschodzi się po stromych schodach oraz drabinie i całość nie przypomina typowej wieży turystycznej. Jako ciekawostkę warto także dodać, że na Chełmcu znajdowały się nadajniki zagłuszające Radio Wolna Europa.



Ze szczytu postanowiliśmy (a raczej ja postanowiłam - przepraszam :-)) zejść wyjątkowo stromym niebieskim szlakiem w kierunku Szczawna-Zdroju. Ścieżka wiedzie ostro w dół przez piękny, zwłaszcza w tej jesiennej aurze, las i następnie wiedzie kawałek przez miasto aż do Parku Zdrojowego. Po drodze mijaliśmy ciekawy stary budynek z poniemieckimi napisami, najprawdopodobniej jest to dawna gospoda Richarda Meyersa w Konradowie (Conradsthal).



Szczawno-Zdrój już od średniowiecza słynie jako miejscowość uzdrowiskowa i o każdej porze roku można tu spotkać kuracjuszy. Można stąd łatwo dojść do Wałbrzycha niebieskim szlakiem przez niewysoką Górę Parkową. W pierwszej połowie XIX wieku na jej szczycie wybudowano drewniany pawilon, wieżę widokową, restaurację i muzeum, a nieopodal znajdowały się także skocznia narciarska i strzelnica. W jednym z budynków znajdował się nawet system camera obscura. Obiekty zostały mocno wyeksploatowane i znikały z powierzchni ziemi w okresie od lat 50. do końca lat 90. XX wieku. Obecnie praktycznie nic po nich nie zostało, a archiwalne zdjęcia można zobaczyć między innymi TUTAJ.


Z Góry Parkowej zeszliśmy do stacji kolejowej Wałbrzych Miasto i tu się miała zakończyć nasza wycieczka, ale wtedy byłoby zbyt łatwo. Dotarliśmy na dworzec o 15:20 ze świadomością, że właśnie uciekł nam pociąg EIC do Warszawy przez Wrocław, ale nic to, pojedziemy o 16:24 Kolejami Dolnośląskimi. Ha ha ha, nie. EIC ma 85 minut opóźnienia, KD mają 33 minuty opóźnienia, a obsługa w kasie wygrała konkurs na najlepsze odwzorowanie standardów PRL. Sytuacja kosztowo-kasowa skłoniła nas do tego, aby poczekać te 1,5 godziny na pociąg z 16:24, który przyjedzie koło 17:00 i pójść w tym czasie coś zjeść.


Niestety nie udało się. W okolicy dworca znaleźliśmy tylko jeden zamknięty fast food, ale za to kilka czynnych monopolowych. Ogólnie po krótkim spacerze stwierdziliśmy, że jednak dworzec z niemiłą obsługą jest najprzyjemniejszym miejscem w tej okolicy i głodni wróciliśmy oczekiwać na nasz pociąg. Spóźniony EIC przejechał, czekamy na KD, które już w momencie wyjazdu ze Szklarskiej Poręby miały kilkadziesiąt minut opóźnienia. Znacie ten tekst "opóźnienie pociągu może ulec zmianie"? Nie lekceważcie go. Skład, na który czekaliśmy przyjechał spóźniony nie 30, a prawie 50 minut, a ścisk w środku sprawił, że pasażerowie wyglądali jak glonojady.

Zdjęcie: http://www.zoologiczny.expert/

Odpuściliśmy sobie walkę o ostatnią przestrzeń do stania i poczekaliśmy kolejne 20 minut na następny skład, który miał jechać niecałą godzinę po tym z 16:24 i miał tylko 15 minut opóźnienia. Oczywiście podczas jazdy wzrosło ono do 30, ale kto by się przejmował takimi szczegółami, kiedy można usiąść. Łącznie w Wałbrzychu spędziliśmy prawie 2,5 godziny czekając na pociąg, wycieczka na pół dnia przedłużyła nam się do wieczora, ale przecież droga jest celem, prawda? Mimo wszystko polecamy zabieranie ze sobą większej ilości kanapek, jeśli planujecie jechać pociągiem przez Wałbrzych ;-)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz