niedziela, 23 listopada 2025

Zamek w Łapalicach – największa samowola budowlana w Polsce i magia kaszubskiego "Hogwartu"

Kim trzeba być, aby podjąć się budowy własnego zamku? Szaleńcem? Wizjonerem? A może geniuszem? Potężna budowla ma 12 wież, 365 okien i 52 pokoje, a mimo to od czterech dekad nikomu nie udało się jej dokończyć. Mimo zakazu wstępu stała się największą lokalną atrakcją… Odwiedź ze mną jeden z najbardziej niesamowitych „urbexów” w Polsce – niedokończony zamek w Łapalicach na Kaszubach.


Od domu jednorodzinnego do warowni

Łapalice (po kaszubsku: Łapalëce) to niewielka wieś w woj. pomorskim, położona na wzniesieniu nad jeziorami Rekowo i Łapalickim. Od Kartuz, stolicy Kaszub, dzieli ją zaledwie 1,5 kilometra. To właśnie tutaj, w latach 80. XX wieku, rozpoczęła się budowa, której efektów nikt nie potrafił sobie wtedy wyobrazić.


W 1983 roku Piotr Kazimierczak – snycerz i producent mebli – otrzymał pozwolenie na postawienie domu jednorodzinnego z niewielką pracownią, około 170 m². Zamiast skromnego budynku zaczął jednak rosnąć obiekt pięć razy, a właściwie trzydzieści razy większy – około 5 tysięcy m². Gdy nadeszły lata 90., prace stanęły. Inwestor zwyczajnie nie udźwignął finansowo tak ogromnej budowy. Żeby zdobyć pieniądze i ruszyć dalej, w 2000 roku otworzył duży zakład meblarski w Gdańsku przy Trakcie Świętego Wojciecha. Nie sposób nie zauważyć siedziby firmy – mieści się w charakterystycznym budynku przypominającym... mały zamek.


Marzenia vs. rzeczywistość

Los nadal mu jednak nie sprzyjał – po roku działalności powódź zniszczyła sporą część zakładu, a plan ratowania inwestycji w Łapalicach znów runął. Do tego wszystkiego doszły kwestie formalne. Budynek powstawał niezgodnie z pozwoleniem, a dokumentacji zamiennej nikt nie przygotował. W 2006 roku Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego nakazał więc rozbiórkę. Kazimierczak odwołał się do Wojewódzkiego Inspektora, który co prawda unieważnił nakaz, ale pod warunkiem dostarczenia pełnego projektu zamiennego do końca 2008 roku. Dokument wpłynął ostatniego dnia, jednak wymagał poprawek. Czas na uzupełnienia – trzy miesiące.


PINB ostatecznie zatwierdził projekt dokończenia budynku jako pensjonatu, ale uczestnicy postępowania odwołali się wyżej. WINB uchylił decyzję – brakowało projektów branżowych: instalacji elektrycznej, kominów, klimatyzacji i innych kluczowych elementów. Inwestor walczył dalej, sprawa trafiła do Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego, który unieważnił wcześniejsze decyzje i dał kolejną szansę na legalizację obiektu.


Powstała nowa ekspertyza techniczna i kolejny projekt zamienny. Został nawet zatwierdzony, ale tylko teoretycznie – opierał się na pozwoleniu na budowę pensjonatu, które w międzyczasie wygasło. WINB znowu uchylił decyzję, a PINB w 2013 roku wstrzymał dalsze roboty budowlane. Tym razem nikt już się nie odwołał.


Przełom w sprawie pojawił się dopiero we wrześniu 2023 roku, kiedy kartuscy radni uchwalili miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego dla 2,5-hektarowej działki, na której stoi niedokończony zamek. To właśnie ten dokument formalnie otworzył właścicielowi drogę do legalizacji obiektu. Sam zainteresowany już wcześniej deklarował, że chce dokończyć budowę. Mijają jednak dwa lata od uchwalenia planu, a na miejscu niewiele się zmieniło. W kartuskim urzędzie również nastała cisza – od właściciela od dawna nie wpłynęły żadne nowe informacje. A zamek w Łapalicach, w stanie surowym, jak stał, tak stoi nadal…


Turystyka urbexowa

Znałam go ze zdjęć i od dawna marzyłam, by zobaczyć go na żywo, ale to, co zobaczyłam na miejscu, przerosło moje oczekiwania. Na początek – parking. Płatny 20 zł za samochód osobowy, obok stragan z pamiątkami, ale toalety już brak (chociaż ona akurat by się przydała). Z tego miejsca czekał mnie kilkunastominutowy spacer do zamku, więc mogłam podziwiać widoki oraz okoliczną zabudowę. Mieszkańców już raczej nie dziwią wycieczki turystów na ulicy Zamkowej (tak, nazwa pochodzi właśnie od tego nielegalnego kolosa!), a odwiedzających w letni dzień jest naprawdę sporo: starsi, młodsi, rodziny z dziećmi, instagramerzy i fotografowie.


„Jaki kraj, taki Hogwart” – taki napis powitał mnie na wieży bramnej. Weszłam na teren zamku i zamarłam. On naprawdę jest ogromny! Surowa, czerwona cegła, kopulaste wieżyczki, nieskończone rzędy okien, korytarzy i kręconych schodów. Postmodernistyczny kicz zderza się tu z fantazją o średniowieczu, tworząc coś na kształt Disneya w wydaniu wschodnioeuropejskim. Chodząc po obiekcie, czułam z jednej strony lekką drwinę – bo jak można było uwierzyć, że to wszystko naprawdę się uda? Z drugiej strony budowniczy zamku wzbudził we mnie podziw swoją konsekwencją i uporem. Zamek jest ogromny, pełen nieoczywistych przejść, zakamarków i schodów. Myślałam, że to będzie krótki spacer, a spędziłam tam ponad godzinę…



Co dalej? Czy zamek w Łapalicach kiedykolwiek zostanie dokończony, czy już na zawsze pozostanie najsłynniejszą samowolą budowlaną w Polsce? Trudno przewidzieć, jaka będzie jego przyszłość. Jedno jest pewne: jeśli chcecie zobaczyć to miejsce w obecnej, surowej formie – zróbcie to, póki jeszcze można. Bo jeśli któregoś dnia prace faktycznie ruszą, ta niezamierzona „ruina” zniknie bezpowrotnie, a wraz z nią jedna z najbardziej osobliwych historii polskich budów.




Podoba Ci się moja twórczość? 
Będzie mi miło, jak postawisz mi wirtualną kawę, która doda mi energii do działania :-)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz