piątek, 6 września 2024

Chodź na Veľký Choč! Skały dla bąbelka

Wielki Chocz (Veľký Choč) mierzący 1608 m n.p.m. chodził mi po głowie już od dawna. Góra w kształcie pochylonej piramidy słynie ze wspanialych widoków i dominuje nad okolicznymi dolinami. Trasa, choć niedługa, wymaga porządnej kondycji i daje popalić nawet takim górskim wyjadaczom, jak ja. Ale nie mojej pięciolatce. Ona na Wielki Chocz dosłownie wbiegła.


Jest to najwyższy szczyt całych Gór Choczańskich w Łańcuchu Tatrzańskim i dominanta ich krajobrazu. Wielki Chocz charakteryzuje się dużą wybitnością (ponad 900 metrów), a dostrzec go można nawet z Polski (np.  Babiej Góry). Szlak ze wsi Valaská Dubová jest najczęściej wybieraną i zarazem najszybszą drogą na szczyt. W miejscowości można zaparkować koło cmentarza lub przy boisku. Oba parkingi są płatne,  należność łatwo uregulujemy kartą w parkomacie.


Po przejściu przez wieś docieramy do niebieskiego szlaku, który powoli wznosi się do góry. Po wejściu w las zaczyna się piąć coraz mocniej, a pod stopami mamy duże, niewygodne kamienie. Ten odcinek trasy jest dość upierdliwy, mało widokowy i tylko pojawiające się co jakiś czas skały nadają mu urozmaicenia. Jedyną osobą, która była zachwycona chodzeniem po kamieniach, była Natalia, której "skałki" bardzo przypadły do gustu.



Charakterystycznym miejscem na trasie jest Pośrednia Polana (Stredná Poľana) położona na wysokości 1250-1350 m n.p.m. Jest to rozległa równia, na której krzyżują się wszystkie szlaki w okolicy. Na polanie znajduje się Hotel Chocz, czyli szałas, w którym można przenocować. To także miejsce, w którym musimy wybrać, czy chcemy dalej iść szlakiem zimowym (czerwonym), czy letnim (zielonym). Wybraliśmy ten drugi, a zimowy zostawiliśmy sobie na zejście.



Zielony szlak niemal od razu zaczyna ostro piąć się pod górę. Nic dziwnego - w końcu wchodząc na Wielki Chocz, musimy pokonać niemal 1000 metrów przewyższenia! Droga przez większość czasu biegnie przez las, ale wyżej pojawiają się widoki. Podejście jest konkretne, momentami skaliste. Moja córka ponownie mnie zaskoczyła, pokonując cały szlak sama na nogach bez zająknięcia. Była zachwycona tym, że może się "wspinać". 



Wierzchołek jest skalisty i porośnięty kosodrzewiną. Znajduje się tu kilka odkrytych miejsc, aby odpocząć, a nawet - jeśli ktoś ma takie marzenie - rozbić namiot i przenocować. Z Wielkiego Chocza widoki rozciągają się na wszystkie strony świata. Widzimy Tatry, Małą i Wielką Fatrę, Babią Górę, Pilsko i Magurę Orawską. Widoki są po prostu magiczne i warte każdej kropli potu wylanego po drodze na szczyt.





Schodząc, wybraliśmy czerwony szlak, czyli wariant zimowy. Jest tam nieco trudniejszy fragment, gdzie schodzi się ostro w dół po skałach. Został on zabezpieczony łańcuchami, ale spokojnie, to nie Tatry. Żelastwo pełni tu bardziej funkcję poręczy, które mogą się przydać, gdy skały są śliskie. Jest to także nie lada atrakcja dla dziecka, które później może z dumą opowiadać, że "chodziło po łańcuchach". Kolejny odcinek trasy łagodnie opada w kierunku Pośredniej Polany,  z której wracamy znanym niebieskim szlakiem do auta.



Najwyższy szczyt Gór Choczańskich dał nam w kość tym mocnym podejściem. Wróciliśmy naprawdę zmęczeni, czego nie można powiedzieć o Natalii, która niesamowicie dzielnie nie tylko weszła, ale też zeszła z Wielkiego Chocza. Do nosidła wzięłam ją dopiero na ostatnim zejściu, między Pośrednią Polaną a Valaską i to głównie dlatego, że robiło się już późno i musieliśmy trochę podkręcić tempo marszu. Chocz był niesamowitą przygodą i polecam go każdemu, kto lubi się w górach pozytywnie zmęczyć.











czwartek, 5 września 2024

Minčol i Kubínska hoľa w Magurze Orawskiej. Panorama gór Słowacji

Wierzcie lub nie, ale Wielki Chocz poprzedniego dnia tak nam dał popalić, że potrzebowaliśmy jakiejś niewymagającej wycieczki. Szybkie spojrzenie na mapę okolicy i mam! Szczyt do Korony Gór Słowacji, hala z widokiem na największe pasma górskie naszych południowych sąsiadów i - co kluczowe - możliwość wjechania wyciągiem! Nie była to wyprawa na Mount Everest, a przyjemna wycieczka na leniwą niedzielę.

Minčol mierzący 1394 m n.p.m. jest najwyższym szczytem w grupie górskiej Magury Orawskiej na Słowacji. Najłatwiej na niego dotrzeć przez ośrodek narciarski Kubínska hoľa (Kubińska Hala), wznosi się w centralnej części głównego grzbietu pasma. Zimą można tu poszusować po białym puchu, a latem zamienia się on w centrum górskiej turystyki rowerowej i pieszej. Po Wielkim Choczu nie mieliśmy siły wdrapywać się na kolejną górę, więc skorzystaliśmy z wyciągów, szybko znajdując się przy górnej stacji kolejki. 


Tu właściwie moglibyśmy zakończyć wycieczkę. Kubínska hoľa (1346 m n.p.m.) jest drugim co do wysokości szczytem całej grupy górskiej Magury Orawskiej i zarazem obłędnym punktem widokowym. Zobaczyliśmy panoramę największych masywów górskich Słowacji: Wielką i Małą Fatrę, Góry Choczańskie, Tatry Niżne, Tatry Wysokie i Zachodnie. W dolinie odznaczał się Dolný Kubín, który jest największym miastem w okolicy i który był naszą bazą wypadową podczas tamtego weekendu.


Z hali skierowaliśmy się czerwonym szlakiem na Minčol, po drodze mijając maszt telekomunikacyjny oraz potężny radar meteorologiczny należący do Słowackiego Instytutu Hydrometeorologicznego (SHMÚ). Sam szczyt nie jest zbyt charakterystyczny - znajdziemy na nim jedynie tabliczkę z oznaczeniem szlaku. Natomiast jego okolica jest bujnie porośnięta krzakami jagód, które latem dosłownie uginają się od ilości owoców. 


Z Minčola udaliśmy się na Sedlo Kubínska hoľa (Przełęcz Kubińska Hala), po drodze przechodząc przez kolejną polanę, tym razem z widokiem także na północ. Szybko rozpoznałam znajome kształty - Pilsko i Babią Górę. Zejście żółtym szlakiem było ciekawym doświadczeniem - dawno nie szłam tak stromym szlakiem. Doszliśmy do jedynego schroniska Magury Orawskiej - Chaty na Kubínskej holi - które jednak okazało się być zamknięte z powodu remontu. 


Kontynuowaliśmy wędrówkę zielonym szlakiem aż do samego dołu, po drodze robiąc przerwę na obiad przy pośredniej stacji kolejki. Znamienne jest to, że w całym wielkim kompleksie, nigdzie nie można było przybić pieczątki do książeczki. Udało się dopiero w drodze powrotnej w jednym z pensjonatów. Na szczęście nie była to wymagająca wędrówka, dzięki czemu nasze choczańskie zakwasy nie dały nam aż tak bardzo popalić. Kubínska hoľa była zupełnie nieplanowana, lecz mimo to okazała się bardzo fajnym zaskoczeniem podczas tego wyjazdu.