sobota, 22 marca 2025

Kozia Góra - łatwy szlak dla dzieci i górskich kozic

Czy wyobrażasz sobie górę z najdłuższym w Europie torem saneczkowym, po którym dziś można piąć się na sam szczyt? Jeśli szukasz miejsca na szybki wypad w góry z odrobiną historii i urozmaiceń dla najmłodszych, to Kozia Góra w Bielsku-Białej będzie strzałem w dziesiątkę. To niewysoki szczyt z pięknym widokiem na Beskid Śląski, dawnym torem saneczkowym i mnóstwem atrakcji na trasie.

Kozia Góra (683 m n.p.m.), znana też jako Stefanka, to popularny cel wycieczek  w okolicach Bielska-Białej. Leży w paśmie północno-wschodniego grzbietu Szyndzielni, w otoczeniu przełęczy Kołowrót i szczytu Równia. Na jej zboczu znajduje się schronisko Stefanka, a sam szczyt porastają głównie lasy bukowe. Do dzisiaj zachowały się także pozostałości dawnego naturalnego toru saneczkowego – niegdyś najdłuższego w Europie i wykorzystywanego nawet latem do jazdy na tzw. „sankorolkach”. Pisałam o nim więcej TUTAJ.

W okolicy można dostrzec ślady historyczne, m.in. stół ołtarzowy „Jan”, gdzie w czasach kontrreformacji spotykali się ewangelicy, oraz teren dawnej skoczni narciarskiej, po której pozostał jedynie stromy, bezdrzewny stok. Na początku XX w. niemieccy bielszczanie wznieśli tu altanę „Steffansruhe” poświęconą burmistrzowi Karlowi Steffanowi – obiekt runął w latach 30., lecz został odbudowany w 2022 roku. W 2018 r. Radioklub Beskidzki SP9KAT uruchomił także stację pogodową w schronisku pod szczytem.


Na Kozią Górkę wybrałyśmy się z Młodą w ramach zimowej rozgrzewki po dłuższej przerwie od gór spowodowanej chorobami. Myślę, że był to dobry wybór - trasa jest krótka, łatwa, a schronisko na szlaku zawsze jest dodatkową atrakcją. Jest to także powód, dla którego Kozią Górkę często wybierają rodzice z dziećmi, a najmłodsi będą zachwyceni potężnym placem zabaw przy Stefance. Wycieczkę zaczęłyśmy na ulicy Pocztowej w Bielsku-Białej, następnie powędrowałyśmy żółtym szlakiem przez Cygański Las. Nietypowa nazwa tej, najwcześniej wzmiankowanej części Bielska, wzięła się z błędnego tłumaczenia niemieckiego terminu oznaczającego "Kozi Las". Obecnie jest to popularne wśród bielszczan miejsce sportu i relaksu. 

Z wierzchołka Koziej Góry rozpościera się szeroka panorama na szczyty Beskidu Śląskiego: Szyndzielnię, Klimczok czy Magurę. Wcześniej marudząca Natalka w mgnieniu oka zmieniła swoje nastawienie: "Mamo, jak tu jest pięknie!" - wykrzyknęła. Ale i tak najbardziej podobał jej się plac zabaw przy schronisku. Do auta wróciłyśmy zielonym szlakiem, biegnącym śladami dawnego toru saneczkowego. Pamiętam go jeszcze z czasów, gdy znajdował się w ruinie; trzy lata temu przeszedł "rewitalizację" polegającą na zabetonowaniu części nawierzchni oraz dodaniu elementów małej architektury. Takie zabiegi spotkały się z mieszanymi reakcjami miejscowych, ale trzeba przyznać, że popularności szlakowi nie brakuje.


Kozia Góra dowodzi, że krótka i łatwa trasa może w pełni usatysfakcjonować zarówno miłośników przyrody, jak i rodziny z dziećmi. Panorama na beskidzkie szczyty, przyjemny klimat schroniska i ślady ciekawej historii sprawiają, że chętnie wraca się tu o każdej porze roku.

Podoba Ci się moja twórczość? 
Będzie mi miło, jak postawisz mi wirtualną kawę, która doda mi energii do działania :-)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Kraina Lodu, czyli Bacówka nad Wierchomlą w marcu

Mówi się, że w marcu jak w garncu. Sensu tego powiedzenia doświadczyłam, planując wyjazd w Beskid Sądecki. Gdy rezerwowałam nocleg, za oknem świeciło słońce, a temperatura przywodziła na myśl lato; gdy pojechałyśmy, trafiłyśmy na śnieżycę i zimę w pełni. O tym, że mamy tę moc, opowiem Wam, wędrując przez Krainę Lodu do Bacówki nad Wierchomlą.

Okolice Piwnicznej-Zdroju i Krynicy-Zdroju urzekły mnie już dawno temu, lecz ze względu na odległość, nie bywam tam często. Po bardzo udanym jesiennym wypadzie na Przehybę i Mogielicę, zachciało mi się więcej. Pierwszy tak ciepły weekend marca zainspirował mnie do wyjazdu, zwłaszcza że prognozy były optymistyczne. Były. Tuż przed wyprawą przyszło załamanie pogody, ale moje morale pozostały niezachwiane. Zarezerwowane ma być zrealizowane - jedziemy!

Oczywiście z planu wycieczki trzeba było wykreślić długą wędrówkę i zrealizować plan minimum. Wyruszyłyśmy w najlepszym damskim teamie wędrownym, czyli matka + córka. Dotarłyśmy do Wierchomli Małej w okolice wyciągu, który był naszym ułatwieniem podczas wycieczki. Obsługa kolejki była zaskoczona naszym zapałem, bo tego dnia ruchu nie mieli w ogóle... Na górze zrozumiałam, o co im chodziło, bo pogoda tego dnia nie rozpieszczała. Sypiący śnieg zamienił łagodny szlak w prawdziwą Krainę Lodu! W podskokach i z pieśnią na ustach ruszyłyśmy do bacówki. W końcu nie codziennie możemy odwiedzić kraj królowej Elsy.


Do schroniska miałyśmy tylko dwa kilometry, więc poszło nam całkiem sprawnie, choć momentami zapadałyśmy się w świeżym puchu. Niewielki drewniany budynek działa jako bacówka od 1978 roku. Pierwotnie był to spichlerz, który przeniesiono tu ze Złockiego i zaadaptowano na potrzeby turystów. Miejsce uchodzi za doskonały punkt widokowy na Tatry i trochę żałuję, że nie udało nam się tej przyjemności doświadczyć. Mimo wszystko nie narzekam - wieczór przy kominku, z pysznym jedzeniem i w towarzystwie mojej dzielnej górzystki to było wszystko, czego wtedy do szczęścia potrzebowałam. 

Po nocy i smacznym śniadaniu nadszedł czas powrotu. Pogoda była jeszcze bardziej kapryśna - co prawda przestało sypać, ale za to zaskoczyła nas gęsta mgła. Szlak czarny do Wierchomli Małej był albo nieprzetarty, albo powstało jakieś jego obejście, bo nie potrafiłam znaleźć właściwej ścieżki. Zamiast tego wybrałyśmy nieoznakowaną drogę widoczną w aplikacji mapy.cz, którą już ktoś tego dnia schodził. Po śladach butów innego turysty bezpiecznie doszłyśmy do parkingu. Może i nie była to imponująca trasa ani wielkie wyzwanie dla dorosłego... ale dla mojej pięciolatki była to niesamowita i wcale niełatwa przygoda, a ja cieszę się każdą naszą wspólną chwilą w górach, które z przyjemnością jej pokazuję. 


Podoba Ci się moja twórczość? 
Będzie mi miło, jak postawisz mi wirtualną kawę, która doda mi energii do działania :-)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

poniedziałek, 17 marca 2025

Schron Kierowania Obroną Cywilną w Przemyślu - zapomniana forteca zimnej wojny

Szum powietrza narasta, ściany drżą, a serce zaczyna bić szybciej. Tak oto wkracza się do dawnego Schronu Kierowania Obroną Cywilną w Przemyślu, którego istnienie przez dekady pozostawało ściśle strzeżoną tajemnicą. Jeszcze niedawno wejście do schronu było przywilejem jedynie tych, którzy przeszli weryfikację jako osoby „pewne” – dziś każdy śmiałek może zajrzeć w mroczne podziemia i doświadczyć atmosfery lat, w których groźba wojny atomowej wisiała w powietrzu. To podróż w czasie do epoki, w której podziemne bunkry miały być ostatnią linią obrony.

Historia schronu sięga 1966 roku, kiedy został wybudowany równocześnie ze Szkołą Podstawową nr 14 w ramach akcji „1000 szkół na Tysiąclecie Państwa Polskiego”. W czasach zimnej wojny Przemyśl, będący miastem wojewódzkim, odgrywał strategiczną rolę – to właśnie tutaj znajdował się Wojewódzki Ośrodek Analizy Skażeń, który w razie konfliktu miał podejmować kluczowe decyzje dotyczące ewakuacji regionu. Schron zaprojektowano tak, by zapewnić całkowitą autonomię: wyposażono go w agregat prądotwórczy, system filtrowentylacyjny oraz tunel ewakuacyjny, który w razie zagruzowania głównego wejścia miał umożliwić ucieczkę. Każdy detal konstrukcji zdradzał, że był to obiekt przygotowany na najczarniejszy scenariusz.


Dziś schron, choć już nie spełnia swojej pierwotnej funkcji, wciąż skrywa niezwykłe historie. Dzięki pracy członków Przemyskiego Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej „X D.O.K.” udało się odtworzyć jego wyposażenie i przywrócić atmosferę tamtych lat. W sali dowodzenia można zobaczyć oryginalny sprzęt łącznościowy, w magazynach zachowały się maski przeciwgazowe i kombinezony ochronne, a pamiątki z czasów PRL przywołują ducha epoki. Jednak największe wrażenie robią nowoczesne technologie – efekty dźwiękowe i świetlne pozwalają zwiedzającym przeżyć symulowany atak nuklearny. Gdy ściany drżą od eksplozji, a światło migocze jak w ułamkach sekundy przed katastrofą, można poczuć na własnej skórze grozę zimnej wojny.


Jednym z najbardziej emocjonujących momentów zwiedzania jest przejście przez tunel ewakuacyjny, gdzie na końcu czekają specjalne gogle. Gdy je założysz, twoim oczom ukazuje się obraz miasta zniszczonego przez atak jądrowy – to wizja, która kiedyś była realnym koszmarem strategów Ochrony Cywilnej. Ta podróż w przeszłość skłania do refleksji, przypominając, jak blisko świat znalazł się od katastrofy. Przechodząc przez kolejne pomieszczenia, można niemal poczuć obecność ludzi, którzy kiedyś tu pracowali – ich napięcie, gotowość do działania i niepewność jutra.


Schron Kierowania Obroną Cywilną to nie tylko muzeum, ale i pomnik strachu przed globalnym konfliktem, który przez lata kształtował rzeczywistość. Dziś, otwarty dla zwiedzających, stanowi fascynujące świadectwo epoki, kiedy podziemne bunkry miały ratować ludzkość przed zagładą. To jedno z tych miejsc, które trzeba zobaczyć na własne oczy, by zrozumieć, jak niewiele brakowało, by historia potoczyła się zupełnie inaczej.







Podoba Ci się moja twórczość? 
Będzie mi miło, jak postawisz mi wirtualną kawę, która doda mi energii do działania :-)

Postaw mi kawę na buycoffee.to