Południowi Włosi słyną ze swej religijności, a religijność ta dość często łączy się z kultem śmierci. Będąc w Neapolu i jego okolicach, spotkałam się z paroma szokującymi, a nawet makabrycznymi zwyczajami, które dziś - w przededniu Halloween i Wszystkich Świętych - będą jak znalazł. O tym, jak wyjść z ubóstwa dzięki martwym przodkom, o adopcji czaszek oraz o spędzaniu czasu ze zmarłymi będzie mowa.
Jak martwi ożywili biedną dzielnicę
"Zobaczyć Neapol i umrzeć" - to słowa Goethego odnoszące się do specyficznej flory bakteryjnej, która uśmiercała wielu żeglarzy przybywających do miasta. Jest coś jednak w stwierdzeniu, że w Neapolu człowiek jest bliżej śmierci. Wystarczy jeden nieuważny krok na jezdnię, aby zostać potrąconym przez samochód czy skuter, bo Włosi jeżdżą, jak szaleni, nie patrząc na pieszych. Słynna na cały świat neapolitańska mafia na przestrzeni ostatnich 30 lat zamordowała blisko 4000 osób. Będąc Neapolu koniecznie trzeba odwiedzić katakumby, które - paradoksalnie - wiele dobrego zrobiły, aby poprawić jakość życia w jednej z najbiedniejszych dzielnic miasta.
Rione Sanità - jeden z najbiedniejszych obszarów Neapolu
Katakumby San Gennaro znajdują się przy kościele Madre di Buon Consiglio. Ich historia sięga II wieku naszej ery, ale ich prawdziwy "rozkwit" rozpoczął się w IV wieku. Do dziś odkryto ponad 3000 grobów, w tym pochodzące z V wieku miejsce pochówku świętego Januarego - patrona katakumb. Cmentarzysko składa się z dwóch pięter, a oprócz nisz na ciała zobaczymy w nich także basen do chrztu oraz użytkowaną do dziś bazylikę.
Nowożytna historia neapolitańskich katakumb rozpoczęła się w 2006 roku, kiedy to założona została Cooperativa La Paranza. Spółdzielnia podjęła inicjatywę udostępnienia katakumb turystom, aby pomóc w aktywizacji zawodowej ludności zamieszkującej biedną dzielnicę Rione Sanità. W 2006 roku cmentarzysko odwiedziło 5160 turystów, a w 2017 - aż 103 860! Przy samych katakumbach zatrudnienie zalazły 23 osoby, ale ożywienie turystyczne przyczynia się także do powstawania w okolicy nowych zakładów pracy - kawiarni, restauracji, sklepików. Można pokusić się o stwierdzenie, że dzięki zmarłym chowanym przed laty w podziemiach współcześnie nastąpiło ożywienie dzielnicy. Cooperativa La Paranza ma pod swoją opieką także katakumby San Gaudioso, do których nie udało nam się dotrzeć.
Znamienny jest fakt, że wszystkie grobowce zostały opróżnione ze szczątków... chcecie wiedzieć, gdzie podziały się kości?
Adoptuj sobie czaszkę!
Kilkaset metrów od San Gennaro znajduje się opuszczony kamieniołom, do którego w XVI wieku z powodu przepełnienia katakumb i w wyniku zakazu chowania zmarłych wewnątrz murów miejskich zaczęto przenosić szczątki. Cmentarz Fontanelle (Cimitero delle Fontanelle), bo tak się nazywa, stał się miejscem spoczynku również biednych neapolitańczyków, ofiar plag, epidemii czy trzęsień ziemi. Ostatni większy pochówek w kamieniołomie miał miejsce w 1837 roku w trakcie epidemii cholery.
Tak duże nagromadzenie szczątków nie pozostało niezauważone przez religijnych, ale i skłonnych do wiary w zabobony, neapolitańczyków, wśród których narodził się zwyczaj "adopcji" zmarłych. Włosi wierzą, że wzięcie pod opiekę anonimowej czaszki - często ofiary dżumy lub cholery - zapewni błąkającej się po zaświatach duszy ukojenie, ale i zapewni opiekunowi wstawiennictwo "tam na górze". Adoptowanymi czaszkami potrafiły opiekować się całe rodziny, szczątki przechodziły z pokolenia na pokolenie i były traktowane niczym ktoś najbliższy. No, tyle że martwy.
Opiekunowie budowali dla czaszek specjalne pudełka, przynosili im różańce, kwiaty, listy czy kupony na loterię, prosząc o wstawiennictwo. W pewnym momencie popularność adopcji stała się tak duża, że zaczęła przeszkadzać klerowi, który wszak jest pośrednikiem między ludźmi a Bogiem i dostrzegł w "bezpośrednim" kontakcie pewne zagrożenie dla swoich usług. W 1969 roku oficjalnym dekretem zakazano opieki nad kośćmi, a cmentarz zamknięto. Fontanelle ponownie otwarto dopiero w 2010 roku, udostępniając nekropolię do zwiedzania. Wygląda jednak na to, że dawne zwyczaje nie zostały do końca wykorzenione, bo do dziś przy czaszkach zobaczyć można fanty przynoszone przez neapolitańczyków. Widocznie skuteczność takich praktyk jest spora.
Posiadówka z siostrami
Jeśli jeszcze nie wymiękliście przy adopcji czaszek, to teraz lepiej odłóżcie jedzenie. Przeniesiemy się na Ischię, wyspę wulkaniczną w Zatoce Neapolitańskiej. Jej największą atrakcją jej zbudowany na skale Zamek Aragoński. Jego historia sięga czasów starożytnych, ale pomińmy kilka nudnych wieków walk o fortecę. Największy rozkwit zamku przypadł na XVI wiek i wtedy to jednymi z jego rezydentek były zakonnice - Ubogie Siostry Św. Klary. To właśnie one zaaranżowały na zamku coś takiego:
Co to może być? Zbiorowa toaleta? Rodzaj sauny? Niewygodne krzesła? Otóż nie - jest to cmentarz. Kiedy zakonnica umierała, pozostałe siostry rozbierały ją i sadzały na takim krześle ze specjalną misą umieszczoną w siedzisku. Ciało ulegało rozkładowi, wnętrzności spływały do pojemnika, a reszta truchła powoli przechodziła mumifikację. Pozostałe przy życiu siostry przychodziły do zmarłych i spędzały z nimi kilka godzin dziennie na modlitwie. Cały proceder miał podkreślać kompletną bezużyteczność ludzkiego ciała oraz niewielką wagę życia doczesnego. Z rytuału zrezygnowano, gdy zauważono, że modlące się zakonnice często chorowały, nieraz ze skutkiem śmiertelnym. Ciekawe czemu?
Jak widzicie zamek jest bardzo ciekawy i warty zwiedzania. Zobaczyć można także między innymi zrujnowaną katedrę z XI-XII wieku wraz z... nie zgadniecie... katakumbami.
Ruiny katedry oraz katakumby
Z zewnątrz zamek wygląda uroczo i raczej nikt się nie spodziewa czyhającej wewnątrz makabry
Udało mi się Was trochę nastraszyć? A może skłonić do refleksji przed 1 listopada? Niezależnie od efektu powiedzieć pragnę jedno - warto podróżować i uczyć się od innych kultur. Na południu Włoch można zobaczyć, jak ludzie oswajają śmierć. A jeśli nie przekonuje Was taka otwartość na zaświaty, to chociaż cieszcie się, że Waszej czaszki nikt nigdy nie zaadoptuje ;-)