W Jałowcu - najmniejszej miejscowości gminy Lubań w województwie dolnośląskim - mieszka rozpacz. Przejmujący wyraz cierpienia i tęsknoty rodziców za utraconym dzieckiem po niemal 150 latach stoi sprofanowany. Okaleczone rzeźby tylko podkreślają beznadzieję tego miejsca.
Trudno powiedzieć, kiedy dokładnie dokonano dekapitacji, ale jedno jest pewne - nie zrobili tego uciekający Niemcy. Ciekawe, co pomyśleliby pogrążeni w żałobie rodzice, gdyby dowiedzieli się, że ostatnia pamiątka po ukochanym synu została zdewastowana i zapomniana? Pewnie to samo, co rodziny wszystkich zniszczonych grobów, potomkowie ludzi, na mogiłach których urządzono śmietniska albo wybudowano baseny, szkoły czy urządzono parki. Na Dolnym Śląsku nie było po wojnie litości dla niczego, co niemieckie, a cmentarze bez refleksji równano z ziemią.
Zdjęcie archiwalne z dolny-slask.org.pl
Wingendorf - dzisiejszy Jałowiec - w XIX wieku był własnością Karla Christiana Lachmanna, syna nestora kupców z Gryfowa. Karl ze swoją żoną - Mathildą Theodorą - doczekał się trójki dzieci - dwóch córek i syna, urodzonego 16 lutego 1847 r. Karla Roberta von Lachmanna. To właśnie jemu poświęcone zostało mauzoleum, będące w późniejszym czasie rodzinnym grobowcem. Karl Robert zginął młodo, w wieku zaledwie 23 lat, w bitwie pod Mars la Tour, podczas wojny prusko-francuskiej, służąc w stopniu porucznika husarii pułku Schleswig-Holstein.
Zrozpaczeni rodzice, utraciwszy jedynego męskiego potomka, postanowili upamiętnić syna, stawiając naprzeciwko pałacu przepiękne mauzoleum. Budowy neogotyckiej kaplicy podjął się nie byle kto, bo Karl Lüdecke, który zaprojektował także Nową Giełdę we Wrocławiu, Pałac w Kopicach (sic!), a także przeprowadził renowację wrocławskiego ratusza. Rzeźbę anioła opłakującego zmarłego Lachmanna wykonał Rudolf Siemering, berliński rzeźbiarz.
Jeśli wierzyć relacjom, mauzoleum po II wojnie światowej nie miało wiele szczęścia. Podobno jeszcze na przełomie lat 50. i 60. XX wieku rzeźba nie była zdewastowana, ale w latach 60. miejscowi wandale włamali się do krypty i próbowali sprzedać na złom miedzianą trumnę Karla Roberta. Choć wtedy udaremniono szaber, to parę lat później sytuacja się powtórzyła i sarkofag został bezpowrotnie utracony, a los szczątek młodego Lachmanna pozostaje do dziś nieznany. Podejrzewam, że w tym okresie mogła ulec dewastacji również rzeźba.
W otoczeniu mauzoleum znajduje się także zarośnięta aleja lipowa, folwark oraz zniszczony neoklasycystyczny pałac z dobrze zachowanym kartuszem herbowym. Wszystkie budynki są zapuszczone i sprawiają wrażenie, jakby od lat się nimi nikt nie interesował - podobnie jak mauzoleum. Gdyby nie jedno z mieszkań w oficynie, które wyglądało na zamieszkałe, to można by pomyśleć, że znaleźliśmy się w jakiejś opuszczonej wiosce.
Rozpacz - to jedyne, co przychodzi mi na myśl, gdy chcę opisać Jałowiec. Rozpacz rodziców po utracie ukochanego dziecka. Rozpaczliwy stan, do jakiego doprowadzono mauzoleum i jego otoczenie. Rozpaczliwy brak perspektyw na zmianę istniejącego stanu rzeczy.