"Dzik jest dziki, dzik jest zły! Dzik ma bardzo ostre kły! Kto spotyka w lesie dzika, ten na drzewo zaraz zmyka!". Czy Dzikowiec jest równie przerażający, jak zwierz z Akademii Pana Kleksa? Wręcz przeciwnie! Ale można odnieść wrażenie, że jest to mniej uczęszczana (dzika?) góra niż pobliskie szczyty takie jak Borowa, Trójgarb czy Chełmiec...
...a wszystkie te góry coś jednak łączy. Znajdują się w stosunkowo niewielkiej odległości od siebie, w okolicy Wałbrzycha i Boguszowa-Gorc. Na każdej z nich znajduje się wieża widokowa, choć ta na Chełmcu oprócz funkcji turystycznych ma też zastosowanie techniczne. I, oczywiście, o każdym ze szczytów już pisałam na blogu - była mowa o Chełmcu, później o Borowej, a tej zimy na tapet wzięłam Trójgarb. Warto jednak odnotować, że o ile Borowa, Trójgarb i Chełmiec należą do Gór Wałbrzyskich, tak Dzikowiec jest częścią pasma Gór Kamiennych. Tyle tytułem wstępu, chodźmy już na ten Dzikowiec!
Muszę przyznać, że byłam zaskoczona małą popularnością tego szczytu. Podczas całej wędrówki nie spotkałam ani jednej osoby. Nie chcę jednak oceniać, czy wynika to z małego zainteresowania górą, czy raczej z faktu, że na spacer wybrałam dzień w środku tygodnia i zapewne w weekend nie byłoby tu aż tak pusto. W końcu górę oplatają nie tylko szlaki piesze, ale też rowerowe. Dzikowiec jest atrakcyjny również zimą, kiedy spadnie śnieg i uruchomiona zostaje stacja narciarska. W okresie letnim kolejka działa tylko w weekendy.
Szczyt jest łatwo dostępny dla osób niezmotoryzowanych. Z Wrocławia czy Jeleniej Góry można bez problemu dojechać do stacji Boguszów-Gorce, a następnie ruszyć zielonym szlakiem w stronę Małego Dzikowca. Początek szlaku wiedzie wzdłuż drogi, ale na szczęście już po około 1,5 kilometra wchodzi się w las. Początek podejścia jest przyjemny, ale im bliżej Małego Dzikowca, tym robi się ostrzej. Sam szczyt omijamy i po chwili wychodzimy na grań. Tu warto się na chwilę zatrzymać i robić zdjęcia, bo widoki zapierają dech w piersiach! Doskonale widać Chełmiec oraz niższe od niego Boreczną i Mniszka, a z drugiej strony możemy dostrzec nawet Karkonosze. Cudo!
Po zrobieniu mnóstwa zdjęć można iść dalej, cały czas napawając się widokami. Dopiero do chwili wchodzi się w las, który, choć ogranicza widoki, to daje też schronienie od słońca. W pewnym momencie gdzieś z lewej strony dołącza niebieski szlak, ale gdzie dokładnie - łatwo przeoczyć. Sam szczyt Dzikowca (836 m n.p.m) jest raczej mało atrakcyjny, gdyż porastają go drzewa. Znajduje się tu wiata połączona z tarasem widokowym, ale raczej nie warto się tu zatrzymywać na dłużej. Polecam za to kontynuowanie wędrówki zielonym szlakiem, a następnie prosto nieoznakowaną ścieżką do górnej stacji wyciągu oraz wieży widokowej.
Dzikowiec
Pięć lat temu oddano do użytku turystów drewnianą konstrukcję o wysokości 20 metrów. Wcześniej gmina otrzymała również dofinansowanie ze środków unijnych na budowę Ośrodka Sportowo - Rekreacyjnego, a efekty tych inwestycji możemy obserwować po dziś. Wejście na wieżę jest bezpłatne i nie nastręcza żadnych większych trudności (piszę to jako osoba z lękiem przestrzeni - deski są dobrze zbite, nie ma tej przerażającej kratki z prześwitami;-)). Niestety nie udało mi się nigdzie w okolicy zlokalizować pieczątki do książeczki GOT.
Postanowiłam nie wracać tym samym szlakiem, aby trochę urozmaicić sobie wędrówkę. Z Dzikowca w dół biegnie kilka szlaków rowerowych i narciarskich, ale ja postanowiłam skorzystać z niebieskiego szlaku turystycznego, którego odgałęzienia wcześniej nie zauważyłam. A stało się tak dlatego, że ścieżka była totalnie zarośnięta! Postanowiłam jednak sprawdzić, czy da się tędy przejść i w sumie się dało... ale z pewnością nie jest to szlak często uczęszczany. Na początku biegnie zakosami bardzo ostro w dół, następnie znakowanie się zupełnie urywa i ratuje mnie tylko GPS i aplikacja z mapami w telefonie, aż w końcu trafiam w zarośla, które jednak okazują się być prawidłową drogą. W okolicy jest ponoć kilka sztolni, dobrze, że nie wpadłam do żadnej z nich ;-) Na szczęście od pewnego momentu szlak się "cywilizuje" i biegnie wygodną leśną dróżką. Po drodze moją uwagę przykuł stary budynek Nadleśnictwa Wałbrzych - dawna willa rodziny von Treutler. Ot, taka typowa "lajtowa" trasa w moim wykonaniu.
Końcówka trasy to niestety mało komfortowe dreptanie drogą w stronę stacji kolejowej. Niebieski szlak w pewnym momencie skręca w stronę Sobięcina, ale bez problemu można odbić bardziej w prawo i dojść do przystanku kolejowego Boguszów-Gorce Wschód. Trasa, którą opisałam, jest niedługa - to tylko 12 kilometrów i z pewnością poradzą sobie z nią osoby nawet mniej zaprawione w górskich bojach. Tylko uważajcie na tym niebieskim szlaku, schodząc w dół :-)