piątek, 17 maja 2024

Pałac w Niewodnikach. Krótko o długach

Pałac w Niewodnikach jeszcze dekadę temu był popularnym miejscem na organizację wesela czy imprezy okolicznościowej; odwiedzali go opolanie i przyjezdni turyści. Niestety nie miał szczęścia do właścicieli i od lat regularnie trafia na licytacje komornicze, jednak nikt nie jest zainteresowany jego zakupem. Czy wciąż na szansę na odzyskanie świetności?


W położonych blisko Opola Niewodnikach już w 1757 roku istniał dwór, którego właścicielem był hrabia Franz Wilhelm Collon. Po jego śmierci majątek często zmieniał właścicieli aż w 1870 roku znalazł się w rękach Juliusa Wichelhausa. Ten już dwa lata później, w 1872 roku, wzniósł pałac otoczony parkiem francuskim oraz folwark. W 1918 roku Niewodniki odziedziczyła jego żona, Maria, a ostatnią przedwojenną właścicielką była Elizabeth von Flotow - adoptowana córka Marii. Elizabeth musiała opuścić Niewodniki, gdy do miejscowości wkroczyła Armia Czerwona.



Po II wojnie światowej pałac stał się częścią PGR; organizowano w nim letnie kolonie oraz imprezy taneczne. W 1997 roku trafił w ręce prywatne, przeszedł gruntowną renowację i służył jako hotel z restauracją oraz salą bankietową. W 2007 roku niewodnicką rezydencję kupiło polsko-amerykańskie (w innej wersji: polsko-angielskie) małżeństwo, które kontynuowało działalność hotelową. Niestety konflikt między małżonkami i kłopoty finansowe doprowadziły do zamknięcia działalności, a sam pałac wystawiono na sprzedaż. Od tego czasu komornik bezskutecznie próbuje go zlicytować na poczet długów dotychczasowych właścicieli, ale wciąż nie ma chętnych. Już w 2013 roku nieruchomość obarczona była zadłużeniem 2,5 miliona złotych plus odsetki. Dług rośnie, a pałac niszczeje...



Jaka będzie przyszłość pałacu w Niewodnikach? Tak długo, jak nie znajdzie się chętny na zakup i wznowienie działalności, tak trudno liczyć na jakiekolwiek dobre wieści. W województwie opolskim nie brakuje przecież zabytków na sprzedaż, więc inwestorzy mają w czym wybierać. Pozostaje mieć nadzieję. 





środa, 8 maja 2024

Tajemnicze mauzoleum i cmentarz górników koło Żar

Około półtora kilometra na wschód od miejscowości Łaz koło Żar (woj. lubuskie) natrafiliśmy w lesie na tajemnicze ruiny. Jak udało mi się dowiedzieć, jest to stary, poniemiecki cmentarz górników ufundowany przez właściciela kopalni. Fabrykat był tak mocno zżyty z ludźmi, których zatrudniał, że w nekropolii postawił także własne mauzoleum, by po śmierci spocząć wśród swoich pracowników. 

Do ruin dotarliśmy od strony Kunic, jadąc terenową drogą aż do ostatniego domostwa. Tuż przy nim znajduje się leśna ścieżka, która zaprowadziła nas do bramy dawnego cmentarza. Choć po górniczych grobach nie zachowały się niemal żadne ślady, to wciąż wyraźny jest układ alejki, a potężne mauzoleum nie pozostawiło złudzeń, że jesteśmy we właściwym miejscu.


W połowie XIX wieku fabrykant Erdmann Hoffman wykupił prawo do eksploatowania złóż węgla brunatnego w rejonie miejscowości Kunice, Mirostowice Górne i Olbrachtów. Uruchomił pięć szybów węglowych oraz wzniósł na potrzeby zakładu elektrownię. Powstała nawet kolejka wąskotorowa służąca do transportu wydobytego surowca, pracowników i mieszkańców okolicznych osad.


Hoffmann tak bardzo zżył się ze swoimi pracownikami, że postanowił pozostać blisko nich nawet po śmierci. Na terenie Zielonego Lasu wytyczył teren pod cmentarz górników, na którym wzniósł także własne mauzoleum. Obecnie nekropolia jest mocno zniszczona, lecz nadal można dostrzec monumentalny grobowiec fabrykanta, a nawet wejść do splądrowanej krypty. Osobliwa ciekawostka przypomina o zapomnianym przemysłowym obliczu tych ziem. 


Mirostowickie Zakłady Ceramiczne. Serwis kawowy Twojej babci

Mirostowickie Zakłady Ceramiczne (woj. lubuskie), wówczas znane jako Ullersdorfer Werke A.G., otrzymały złoty medal na wystawie w Lubece w 1895 roku. Po II wojnie światowej z trudem podniosły się ze zniszczeń, lecz uruchomiona produkcja okazała się sukcesem nie tylko na rynku krajowym. Dziś zakład obraca się w ruinę i tylko wysokie ceny na aukcjach przypominają o wartości niegdyś produkowanej tu ceramiki. 


Historia zakładów sięga lat 70. XIX wieku, a niemiecki zakład z powodzeniem produkował nie tylko ceramikę budowlaną, ale też elementy fontann, kominków, portali i pomników, okładziny ścian, terakotę i klinkier. II wojna światowa wymusiła nieco zmianę profilu fabryki i wytwarzano w niej między innymi... części samolotów. Gdy Polacy przejęli zakłady po 1945 roku, zastali je zniszczone w 75%. Oficjalnie - ucierpiały podczas działań wojennych. Nieoficjalnie - czego nie zabrała wojna, to rozkradli Sowieci, a resztę wywieziono do rodzimych manufaktur ceramiki w centralnej Polsce. 



Mimo początkowych trudności Mirostowickie Zakłady Ceramiczne udało się uruchomić w 1948 roku na potrzeby produkcji cegły klinkierowej. W 1961 roku otwarto nową gazownię i kotłownię, lecz prawdziwym przełomem było uruchomienie rok później elektrycznego pieca do wypalania porcelitu typu "Kerabedarf". Była to jedyna taka maszyna w Polsce, a naprawili ją sami pracownicy metodą prób i błędów. Rozpoczęto produkcję płytek okładzinowych, białoszkliwionych oraz innych wyrobów cienkościennych (między innymi dla Hotelu Merkury w Poznaniu), a następnie wyrobów porcelitowych: kubków barowych, naczyń żaroodpornych oraz imbryków elektrycznych z czajniczkiem. W 1966 roku uruchomiono modelarnię pod przewodnictwem Eryka Figla.



Kolejne lata przyniosły dalszy rozwój zakładu. Produkowano chętnie kupowane wazy, bigośnice, kubki, kwasiarki, bulionówki, wazony, popielnice, kufle i szereg innych, a we współpracy z innymi zakładami także lampy czy zegary. Kwitł eksport do Belgii, Francji i RFN. Niestety w okolicach 1990 roku przyszedł spadek popytu. Zakłady próbowały się ratować produkcją umywalek czy muszli klozetowych, jednak zmiany ustrojowe i wzrost kosztów utrzymania zakładów doprowadził do ich likwidacji w okresie 1993-1996. 



Od tego czasu budynki Mirostowickich Zakładów Ceramicznych obracają się w ruinę i tylko nieliczne detale oraz potłuczone elementy naczyń przypominają o tym, co kiedyś było tu produkowane. Wyroby z Mirostowich Dolnych z pewnością nadal można spotkać w wielu mieszkaniach, a nawet w opuszczonej jednostce wojskowej w Żarach, gdzie z ich elementów tworzono ścienne mozaiki. Przykro patrzeć na taki koniec ponad stuletniej historii, zwłaszcza że wraca moda na klasyczne wyroby ceramiczne z tamtego okresu.