środa, 29 maja 2024

Szyndzielnia, Klimczok i Błatnia z Doliny Wapienicy. Góry na okrągło

Szyndzielnia, Klimczok i Błatnia są jednymi z najbardziej znanych szczytów Beskidu Śląskiego. Jakiś czas temu postanowiłam połączyć je w pętlę i przejść nieco wymagającą, ale za to bardzo piękną trasę z Bielska-Białej - Wapienicy. Jakie były moje wrażenia ze szlaku?

Dolina Wapienicy w Beskidzie Śląskim wciśnięta jest między pasma Błatniej oraz Szyndzielni i Klimczoka. Jej charakterystycznym punktem jest zapora wodna z początku XX wieku oraz utworzone przez nią jezioro zwane Wielką Łąką. Osobiście wspominam to miejsce jako cel pierwszej wycieczki "górskiej" mojej córki, którą zabrałam tu, gdy miała zaledwie miesiąc. Cztery lata później wróciłam do Wapienicy, tym razem sama, z zamiarem przejścia około 20-kilometrowej pętli.

Zaczęłam od Szyndzielni, na którą wspięłam się spod zapory dość stromym żółtym szlakiem. Momentami nachylenie stoku dało się mocno odczuć w nogach, ale za to podobało mi się, że na szlaku spotkałam zaledwie parę osób. Sytuacja diametralnie się zmieniła w okolicach górnej stacji wyciągu oraz schroniska, ale, szczerze mówiąc, nie spodziewałam się niczego innego. Szyndzielnia jest popularnym miejscem wycieczek, a dostępność poprzez gondolę tylko zwiększa jej atrakcyjność wśród mniej wprawionych turystów.


Z Szyndzielni pognałam żwawo na Klimczok. Ten odcinek trasy ostatnio pokonywałam podczas śnieżycy, zapadając się co chwila w zaspach. W ciepłym okresie wrażenia były zgoła inne, łatwość szlaku nieporównywalna i, co za tym idzie, ilość turystów także. Sam szczyt Klimczoka jest jednym z moich ulubionych miejsc w Beskidzie Śląskim i za każdym razem widok robi na mnie wrażenie. Tamtego dnia dostrzec mogłam nie tylko pobliską Magurę ze schroniskiem czy Skrzyczne, ale też Babią Górę, Pilsko oraz Tatry!


Szlak łączący Klimczok i Błatnią znów dał mi nieco odetchnąć od ludzi, za to prawdziwą ucztą były pojawiające się co chwilę przecinki z widokami m. in. na pasmo Skrzycznego i Malinowskiej Skały. Jednym z punktów widokowych są Trzy Kopce - szczyt, na którym w latach 30. XX wieku wzniesiono schronisko. Było to popularne miejsce zwłaszcza wśród narciarzy, a w lutym 1944 rozegrane zostały tu nawet konspiracyjne Narciarskie Mistrzostwa Śląska. Obiekt został zniszczony pod koniec wojny i ostatecznie rozebrany w 1949 roku.


Błatnia, jak to Błatnia - tych widoków na wszystkie strony świata nie da się porównać z niczym innym. Potężna łąka zachęca do odpoczynku, ale narastający głód skierował mnie niemal od razu do schroniska. Musiałam tylko zrobić sobie tradycyjną fotkę na betonowym podeście z kanalizacją (?) oraz chociaż przez chwilę napawać się widokami. Po obiedzie i krótkim odpoczynku nadszedł czas powrotu.


Wrócić do Wapienicy postanowiłam niebieskim szlakiem, którym szłam po raz pierwszy. Obawiałam się, że będzie mi się dłużył, ale nic bardziej mylnego - droga była przyjemna, łagodna i tylko ostatnie zejście dało się mocno odczuć w kolanach - gdzieś trzeba było tę wysokość wytracić. Po drodze na moment zboczyłam ze szlaku, aby zobaczyć leśny kościół. Pod tą nazwą kryje się stok, na którym w okresie kontrreformacji odbywały się nabożeństwa ewangelickie. Uczestniczyć mogło w nich nawet 500 osób.


Wracając do Doliny Wapienicy, tym razem zachodnim brzegiem potoku o tej samej nazwie, ostatni raz spojrzałam na imponującą konstrukcję elektrowni wodnej. Czekał mnie jeszcze krótki spacer po płaskim do samochodu, a gdy się przy nim znalazłam, tracking pokazał niespełna 21 kilometrów. Przyjemnie spędziłam ten dzień w górach, uświadamiając sobie, że nawet w dobrze mi znanym Beskidzie Śląskim mogę jeszcze znaleźć coś nowego. 

Powrót w Beskid Śląsko-Morawski: Kozubová oraz Chata na Kotaři i Chata Ropička

Jakiś czas temu odkryliśmy na nowo uroki Beskidu Śląsko-Morawskiego (Moravskoslezské Beskydy) leżącego w większej części na terenie Czech i częściowo na Słowacji. Urzekły nas nie tylko wspaniałe widoki, ale też mała ilość turystów i łatwa dostępność dla zmotoryzowanych z Katowic i okolic (zaledwie 1-1,5 godziny jazdy!). Dziś pokażę Wam dwa szlaki we wschodniej części pasma, które bez problemu pokona nawet kilkuletnie dziecko - oto Kozubová oraz pętla przez dwie chaty: Na Kotaři i Ropička.


Chata na Kotaři i Chata Ropička z Komorní Lhotka (około 12 km)

Jest to bardzo przyjemna pętla z miejscowości Komorní Lhotka, podczas której przechodzimy przez dwa schroniska, a raczej chaty; bowiem czeskie obiekty górskie bardziej przypominają restauracje czy hotele górskie niż znane nam z Polski obiekty PTTK. Różnica polega na tym, że często zamykane są o godzinie 16:00-17:00, a nawet wcześniej, więc warto mieć to na uwadze, jeśli chce się na szlaku zjeść obiad. 


W Komorní Lhotka znajduje się duży i bezpłatny parking przy pętli autobusowej, przy której można wybrać się na szlak niebieski lub zielony. My wybraliśmy ten drugi. Jednostajnie, lecz niestety asfaltem, wspięliśmy się na Ropičník, a kolejnym przystankiem była Ropička Chata położona obok szczytu o tej samej nazwie. Wędrówka była niewymagająca, ale raczej pozbawiona większych widoków.



Następnie skierowaliśmy się na szlak czerwony, którym delikatnie schodząc dotarliśmy do Chaty na Kotaři. To była nieco ciekawsza część wędrówki ze względu na widoki - w pełnej krasie pokazała się nam Lysá hora (Łysa Góra) - najwyższy szczyt Beskidu Śląsko-Morawskiego mierzący 1324 m n.p.m. Przy chacie odpoczęliśmy, pogłaskaliśmy kozy :-D i niebieskim szlakiem wróciliśmy do samochodu. 




Kozubová i kaplica św. Anny (około 11 km)

Drugą propozycją pętli jest Chata Kozubová z kaplicą św. Anny z Kosarzysk - Košařiska. Tuż przy niebieskim szlaku znaleźliśmy parking, z którego zaczęliśmy wycieczkę. Najpierw szliśmy niebieskim szlakiem, a następnie żółtym. Ścieżka wiedzie jednostajnie w górę, im wyżej, tym więcej pojawia się widoków, a w paru miejscach można skorzystać ze skrótów. Jeden z nich - przed ostatnią pętlą - oznacza dość strome podejście bezpośrednio pod kaplicę św. Anny zbudowaną w 1937 roku. Wieża kościółka jest punktem widokowym, a klucze można dostać w położonym nieco niżej schronisku (Chata Kozubová).




Po wciągnięciu smażonego sera i knedlika w chacie przyszedł czas na powrót do auta. Zielonym szlakiem zeszliśmy do przełęczy, podziwiając wspaniałe widoki na okolicę. Następnie odbiliśmy na niebieski szlak, który zaprowadził nas prosto do Kosarzysk. Ścieżka biegnie zboczem góry i jest w dużej mierze zalesiona, ale nie oznacza to braku atrakcji. Podziwialiśmy przyrodę (ropuchę, myszkę i kupę wiewiórki;-)), a także zajadaliśmy się pierwszymi w sezonie poziomkami i jagodami. 




Były to moje pierwsze po wielu latach spotkania z Beskidem Śląsko-Morawskim, który urzekł mnie swoim spokojem. W obecnych czasach bez granic pasmo to jest bardzo łatwo dostępne dla Polaków, a mimo to nie jest w ogóle oblegane - w przeciwieństwie do Beskidu Śląskiego. Będziemy tu częściej bywać. 

poniedziałek, 27 maja 2024

Pałac w Tułowicach. Las i porcelana

Tułowice w województwie opolskim mogą kojarzyć się ze znaną nie tylko w naszym kraju fabryką porcelany, ale miłośników zabytków z pewnością zachwyci neorenesansowy pałac Fryderyka Franckenberga.

Klasyczystyczny pałac w Tułowicach powstał w miejscu istniejącego tu wcześniej zamku podczas przebudowy zainicjowanej w w 1824 r. przez Louisa Praschmę. Pod koniec XIX wieku rodzina von Frankenberg-Ludwigsdorf, zajmująca się produkcją porcelany, nadała mu charakter neorenesansowy. Widoczne w wielu miejscach inicjały FF przypominają z kolei o postaci Fryderyka Franckenberga. Po jego śmierci dobra tułowickie odziedziczył syn Konrad. W latach 30-tych majątek został po części wyprzedany oraz skonfiskowany przez rząd, bowiem Franckenberg należał do czynnych opozycjonistów Hitlera. Konrad umarł bezpotomnie w roku 1939. 


W czasie II wojny światowej pałac służył jako niemiecki, a następnie rosyjski szpital wojskowy. Od 1946 roku pałacem opiekowało się Nadleśnictwo Tułowice. Współcześnie znajduje się w nim internat Technikum Leśnego. Zabytek nie jest dostępny do zwiedzania, ale można zobaczyć go z zewnątrz, a także przespacerować się po parku z egzemplarzami egzotycznego starodrzewia (np. sośnica japońska), założonym niegdyś przez Praschmów.


Przepiękny pałac tworzy wraz z parkiem nierozerwalną całość, która stanowi jedną z wizytówek województwa opolskiego. Wśród licznych zabytków województwa ten zasługuje na szczególną uwagę ze względu na doskonały stan zachowania. Jedynie brak możliwości zwiedzania pozostawia lekki niedosyt.