niedziela, 26 marca 2023

Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku - najpiękniejszy skansen w Polsce

W paśmie Gór Sanocko-Turzańskich, na obrzeżach Sanoka, na prawym brzegu Sanu istnieje wioska, w której wspólnie mogliby zamieszkać Łemkowie, Bojkowie i Podgórzanie. Mowa oczywiście o Muzeum Budownictwa Ludowego, znanym także jako skansen w Sanoku. Odwiedzając opuszczone wioski Beskidu Niskiego i Bieszczadów, musimy wytężać wyobraźnię, szukając murowanych piwnic i fundamentów cerkwi. W skansenie możemy zobaczyć na własne oczy, jak wyglądało życie rozproszonych po wojnie grup etnicznych zamieszkujących przez stulecia Podkarpacie. 

Muzeum Budownictwa Ludowego jest pierwszym w powojennej Polsce i zarazem największym w kraju muzeum etnograficznym. Zajmuje powierzchnię 38 hektarów i zostało otarte dla zwiedzających w 1966 roku, choć jego początki sięgają już w 1958 r. Nieprzypadkowo wybrano właśnie to miejsce - przestrzeń nad Sanem wiernie oddaje typowe dla Podkarpacia ukształtowanie terenu, warunki naturalne oraz roślinność. Każda z grup etnicznych posiada osobny sektor, w którym odtworzono układ dawnej wsi; ponadto Górale znajdują się na wyżej położonym terenie, a Dolinianie - niżej. 


Swoje miejsce znaleźli tu Bojkowie, Łemkowie, Pogórzanie i Dolinianie. W skansenie zobaczycie ich chaty, zabudowania gospodarcze, małe obiekty przemysłowe oraz świątynie. Otoczenie zmienia się wraz z porami roku, zupełnie tak, jak zgodnie z rytmem natury płynęło kiedyś życie w drewnianych wioskach. Muzeum prezentuje jednak nie tylko kulturę ludową. Wśród eksponatów znalazły się także elementy dworskie - wspaniały dwór ze Święcan; judaistyczne - replika synagogi z Połańca; a także sektor poświęcony historii przemysłu naftowego w Karpatach. Odrębną kategorię stanowi otwarty w 2011 r. rynek galicyjskiego miasteczka z przełomu XIX i XX wieku.


Skansen w Sanoku uznawany jest za jedno z najbardziej znanych muzeów tego typu w Europie. Jest nie tylko atrakcją turystyczną odwiedzaną rocznie przez około 100 tysięcy przyjezdnych z Polski i świata, ale także stanowi zaplecze naukowe dzięki swemu bogatemu archiwum. To prawdziwa perła Sanoka, a jeśli spędzacie więcej czasu w tym mieście, to koniecznie odwiedźcie także Zamek Królewski z największą na świecie ekspozycją prac Zdzisława Beksińskiego oraz zajrzyjcie do jego zrekonstruowanej pracowni. 

Galeria Zdzisława Beksińskiego na Zamku Królewskim w Sanoku

Bóbrka - Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego

Czy wiecie, że Polska była kiedyś potentatem naftowym? Nie wierzycie? Koniecznie musicie odwiedzić Bóbrkę, w której znajduje się (czynna do dziś!) pierwsza na świecie kopalnia ropy naftowej. Jej współzałożycielem i wieloletnim dyrektorem był Ignacy Łukasiewicz, wynalazca lampy naftowej, który zrewolucjonizował przemysł i rozświetlił domy w całej Polsce. Poznacie tę niezwykłą historię w Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w Bóbrce.

Nie byłoby rewolucji naftowej, gdyby nie Ignacy Łukasiewicz. Urodził się on 8 marca 1822 roku. Z powodu ciężkiej sytuacji finansowej swojej rodziny, po ukończeniu 4 klas gimnazjum, opuścił rodzinną wieś Zaduszniki i rozpoczął pracę w aptekach w Łańcucie, Rzeszowie, a w końcu we Lwowie. Studiował farmację w Krakowie i Wiedniu, a po uzyskaniu tytułu magistra wrócił do pracy w aptece i na jej zapleczu prowadził badania nad ropą naftową. Udało mu się uzyskać tzw. ropę świetlną, dzięki której w 31 lipca 1853 roku we Lwowie po raz pierwszy zapłonęły lampy naftowe. Datę tę uznaje się za początek przemysłu naftowego w Polsce.

Ignacy Łukasiewicz

Po tym sukcesie opuścił Lwów i przeniósł się do Gorlic, na tereny, na których obserwowano wcześniej samonośne wypływy ropy. W 1854 roku trzej wspólnicy: Ignacy Łukasiewicz, Tytus Trzecieski - inwestor oraz Karol Klobassa-Zrencki - właściciel wsi Bóbrka, założyli pierwsze na świecie przedsiębiorstwo naftowe. Kierownictwo nad przedsięwzięciem objął Łukasiewicz. Kopalnia okazała się na tyle dużym sukcesem, że w 1856 r. uruchomił w Ulaszowicach pierwszą w Polsce destylarnię ropy naftowej. Równocześnie rozwijał zakład w Bóbrce, między innymi wprowadzając wiertnicę ręczną, a później sprzęty napędzane maszyną parową.


Choć to ropa przyniosła mu sławę, to Łukasiewicz zasłynął także jako filantrop i patriota. Wspierał ruchy wyzwoleńczo-narodościowe (spędził nawet z tego powodu dwa lata w więzieniu od 1946 do 1948), budował szkoły, kościoły, infrastrukturę drogową; założył także rewolucyjny w tamtych czasach system ubezpieczeń dla pracowników kopalni. Był posłem na Sejm Krajowy, a jego działalność charytatywną docenił papież Pius IX, nadając mu w 1873 roku tytuł Szambelana Papieskiego i odznaczając Orderem Św. Grzegorza. Łukasiewicz zmarł 7 stycznia 1882 roku na zapalenie płuc. Po jego śmierci kopalnia kontynuowała swoją działalność.


Zakład przetrwał obie wojny światowe i przeżył swój renesans w latach 50 XX wieku, kiedy to odkryto nowe złoża ropy. Do dziś na terenie muzeum znajdują się czynne szyby naftowe. W 1961 roku w Bóbrce powstał pierwszy w Europie skansen naftowy. Większość ekspozycji znajduje się na otwartym terenie. Zobaczymy tu między innymi dwa oryginalne szyby z XIX wieku o nazwach Franek (150 m) i Janina (250 m); warsztat mechaniczny z 1864 r.; drewnianą kuźnię, dom Łukasiewicza z 1865 r. i jego popiersie oraz liczne maszyny wiertnicze. Ciekawostką jest także stacja paliw CPN, jaką niektórzy z nas moją jeszcze pamiętać z polskich dróg. Od 2018 roku kopalnia posiada tytuł Pomnika Historii. 

Wizyta w Bóbrce była niesamowitym i niezwykle ciekawym doświadczeniem. Obiekt jest prawdziwym unikatem w skali światowej, powstał bowiem na terenie pierwszej na świecie kopalni ropy naftowej. Doświadczymy tu żywej historii, spacerując leśnymi alejkami i podziwiając oryginalne maszyny, XIX-wieczne szyby naftowe oraz poznając miejsce,w którym Ignacy Łukasiewicz rozpoczął naftową rewolucję.

Bardejów - najbardziej gotyckie miasto na Słowacji

Parę lat temu, krążąc po okolicach Beskidu Sądeckiego i Niskiego, zjechaliśmy na południe, aby odwiedzić słowacki Bardejów (Bardejov). Jego Stare Miasto zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, a my na własne oczy zobaczyliśmy jego piękny rynek. Tak prezentuje się najbardziej gotyckie miasto na Słowacji. 

Bardejów może poszczycić się ponad 780-dziesięcioletnią historią. Jego początki sięgają 1241 roku, lecz prawdziwy rozkwit przyszedł pod koniec XIV wieku, kiedy to miasto handlowe stało się miastem królewskim. Król Karol Robert Andegaweński nadał miastu liczne przywileje, a sam Bardejów został otoczony licznymi fortyfikacjami. Wpisana na listę UNESCO starówka słynie z dobrze zachowanej dzielnicy żydowskiej wraz z zabudowaniami synagogi. 

Główny plac, zwany Ratuszowym, to prostokątny rynek zabudowany szeregiem mieszczańskich kamieniczek. Na środku wzniesiono ratusz w latach 1505-1509, a za najwybitniejszy zabytek uznaje się Bazylikę Minor Św. Egidiusza w północnej części placu. Jest to gotycka świątynia o trzech nawach, a jej budowę rozpoczęto w XV wieku. Stare Miasto do dziś otaczają mury obronne, które są jednymi z najlepiej zachowanych średniowiecznych systemów obronnych na Słowacji. Bardejów od XIV wieku miał własnego kata, któremu wypłacał pensję i zapewniał własny dom. 


U naszych południowych sąsiadów nie brakuje ciekawych miejsc i atrakcji, a Bardejów jest tylko jednym przykładem. Choć na zwiedzanie mieliśmy niewiele czasu (wcześniej tego dnia zdobyliśmy Lackową, kończąc Koronę Gór Polski, a mieliśmy jeszcze dojechać do Medzilaborce, gdzie znajduje się Muzeum Andy'ego Warhola), to cieszę się, że tam trafiliśmy. Bardejów niewątpliwie jest miejscem, które warto zobaczyć na własne oczy. 

niedziela, 19 marca 2023

Opuszczona łemkowska wieś i jej duchy - Regietów Wyżny

Regietów Wyżny ma w sobie jakąś dziwną, mroczną energię. Gdy pomyślimy o krwawych walkach, jakie toczyły się tu podczas I wojny światowej oraz o okrucieństwie Akcji Wisła, to rzeczywiście można uwierzyć, że błąkają się tu jakieś nadprzyrodzone siły. Uświadomiło mi to, że te drzewa i przydrożne kamienie widziały wiele, a ziemia nieraz spłynęła krwią. Trudno jest zachować obojętność wobec takiej historii i dlatego może sama podświadomie szukam jakichś "duchów". A może to one szukają mnie?


Pierwotnie w dolinie rzeki Regetówka istniały dwie wsie - Regietów Niżny lokowany w 1521 roku oraz nieco młodszy Regietów Wyżny założony w drugiej połowie XVI wieku. W 1881 roku zamieszkiwało go 547 mieszkańców w 87 gospodarstwach, w tym 536 Łemków i 11 Żydów. To niemal dwa razy więcej niż w Regietowie Niżnym. Dzisiejsza wieś Regietów powstała z połączenia obu miejscowości w 1945 roku. Po Akcji Wisła i wysiedleniu wszystkich mieszkańców utworzono PGR w Regietowie Niżnym, podczas gdy Wyżny do dziś pozostaje niemal całkowicie wyludniony. Po wycieczce na Rotundę postanowiliśmy pojechać wgłąb dawnej wsi i to, co nas dotknęło, to przejmująca pustka. Nawet jeśli było widać po drodze jakieś zabudowania, to ostatnią żywą duszę spotkaliśmy w bazie namiotowej. A był to sierpień, środek sezonu turystycznego!


Dawid, który prowadził samochód, nieco się zagalopował i dojechał na samą... Przełęcz Regetowską (646 m n.p.m.). Jest to dobry punkt wypadowy na Jaworzynę Konieczniańską (881 m n.p.m.) i wędrówkę po paśmie granicznym. Droga jest terenowa, ale na upartego osobówką można spróbować. Nieco wcześniej znajduje się miejsce z niesamowitym widokiem na Jaworzynkę i Dział (Dił), ale przede wszystkim na potężną dolinę. Aż trudno uwierzyć, że kiedyś mieszkali tu ludzie. Dziś przypominają o nich zdziczałe drzewka owocowe, ślady po zagrodach i porzucone pola uprawne. Ich pamięci poświęcono także kapliczkę - dzwonnicę postawioną w 2007 roku (obecnie teren prywatny). Na zboczach góry pasło się spore stado koni... Jakby prowadzonych przez jakiegoś eterycznego pasterza.

Zdjęcie z kapliczką: Henryk Bielamowicz, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons

Wracając, zatrzymaliśmy się jeszcze na cmentarzu prawosławnym. Drewniany budynek to Kaplica Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja Cudotwórcy z Miry Licejskiej do Bari - czasownia (świątynia bez wydzielonego miejsca na ołtarz), będąca rekonstrukcją XVIII-wiecznej kaplicy cmentarnej. Na cmentarzu znajduje się drewniany krzyż i kilka grobów z piaskowca oraz bardziej współczesnych. Kiedy robiłam im zdjęcia telefonem, zauważyłam coś dziwnego... Kadr w okolicach mogił i przy cmentarzu był rozmyty i częściowo pozbawiony koloru, jakby rozchodził się na kilka obrazów. Jak tylko się zorientowałam, co się dzieje, wszystko wróciło do normy. Zdjęcia z lustrzanki wyszły zwyczajnie. Pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło i choć później jeszcze dwa razy aparat płatał mi takie figle, to wtedy byłam pewna, że spotkałam jakiegoś ducha. A może spotkałam? 

Zdjęcia cmentarza z aparatu

Zdjęcie z aparatu vs. dziwne zdjęcie z telefonu

Dwa zdjęcia zrobione przy cmentarzu telefonem - dzieli je parę sekund przed i po tym, jak zorientowałam się, że coś jest nie tak

Chyba żadna inna łemkowska wieś nie wywarła na mnie takiego wrażenia. Nawet wędrówka przez Bieliczną, gdy w dali majaczył porzucony krzyż przydrożny, a w środku pustkowia słyszałam dźwięki, jakby ktoś stłukł na raz dużą ilość szkła, nie była dla mnie takim doświadczeniem z pogranicza duchowości. Choć w zjawy nie wierzę, to muszę przyznać, że wycieczka do Regietowa była dla mnie dziwnym doświadczeniem, a ponury nastrój potęgowała zbliżająca się burza.

Cmentarz wojenny na Rotundzie. Spotkanie z tragiczną historią Beskidu Niskiego

Przez cały okres zimy 1914/15 i wiosny 1915 roku na linii Karpat toczyły się krwawe walki wojsk rosyjskich i austro-węgierskich. Śmierć poniosło 61000 żołnierzy różnych narodowości. O tamtych wydarzeniach przypominają rozsiane po całej Galicji cmentarze wojenne, a jeden z najbardziej charakterystycznych znajduje się na szczycie góry o nazwie Rotunda (771 m n.p.m.) w Beskidzie Niskim. 

Spędzając urlop w Beskidzie Niskim, nie mogłam pominąć tak wyjątkowego miejsca, jak Rotunda. Już sam dojazd do Regietowa jest nie lada atrakcją - mijaliśmy drewniane cerkwie w Kwiatoniu i Skwirtnem, poruszając się malowniczą doliną między zalesionymi szczytami charakterystycznymi dla tego pasma górskiego. Samochód zaparkowaliśmy przy Studenckiej Bazie Namiotowej, która jest czynna w lipcu i sierpniu. Można tu odpocząć, skorzystać ze sławojki, przybić pieczątkę oraz kupić różne drobiazgi. Naturalnie można także zanocować - miejsce wydało nam się bardzo przyjemne i otwarte na wędrowców. 

Wejście na Rotundę odbywa się szlakiem czerwonym, który jest tutaj Głównym Szlakiem Beskidzkim. Mimo tego nie ma co liczyć na tłumy nawet w szczycie sezonu. Na ścieżkach Beskidu Niskiego jest cicho, spokojnie i niemal całkowicie odludnie. Podejście nie jest długie ani trudne, co sprawiło, że nawet - wówczas niespełna dwuletnia - Natalia postanowiła zawalczyć o zdobycie szczytu. Jednak małe nogi szybko się zmęczyły i chętnie wskoczyła do mnie do nosidła. Na Rotundę weszliśmy bez większego wysiłku, choć był po drodze fragment dość mocnego przewyższenia - kolejna cecha charakterystyczna tego pasma górskiego. 


Na szczycie znajduje się jeden z kilkuset w Galicji Zachodniej cmentarzy upamiętniających żołnierzy poległych w walkach podczas I wojny światowej. Zaprojektował go słowacki architekt Dušan Jurkovič. Nekropolia powstała na planie okręgu o średnicy 38 m z czterema wieżami o wysokości 12 metrów i wieżą główną mierzącą 17 m. W 24 grobach pochowano 54 żołnierzy: 42 z armii austro-węgierskiej i 12 z armii rosyjskiej. Pozbawiony opieki cmentarz niszczał - już w latach 30. XX wieku ułamane były krzyże. Po II wojnie światowej Wojska Ochrony Pogranicza używały jedną z wież jako punktu obserwacyjnego. W 1980 roku cmentarz, jako jeden z pierwszych, został wpisany do rejestru zabytków, ale nie poprawiło to jego losu. Dopiero działania założonego w 2002 roku Społecznego Komitetu Odbudowy Cmentarza Wojennego na Rotundzie przyniosły konkretne działania. Prace trwały aż do 2018 roku, obiekt został uporządkowany i odbudowany. Dziś jest jednym z symboli Beskidu Niskiego.



O innych odwiedzonych przez nas cmentarzach wojennych przeczytacie TUTAJ.

Po krótkim odpoczynku i zwiedzeniu cmentarza skierowaliśmy się tym samym szlakiem w dół. Niestety nie było za bardzo możliwości zrobienia pętli, poza tym musieliśmy wrócić do samochodu. Wrażeń mieliśmy sporo - w końcu udało nam się zdobyć słynną Rotundę - a Natka błyskawicznie zasnęła na moich plecach w wyjątkowo dziwnej pozycji. Cieszę się, że udało nam się odwiedzić to przepiękne miejsce, w którym górskie wędrówki spotykają tragiczną historię tych ziem.