piątek, 21 maja 2021

Magura i Klimczok w Beskidzie Śląskim. Na tropie ruin górskiego kąpieliska

Klimczok w Beskidzie Śląskim jest lubianym przeze mnie szczytem, który zdobywałam już wiele razy. Ale dopiero niedawno zainteresowałam się historią tej okolicy. A jest co opowiadać! Na Klimczoku w czasie II wojny światowej stacjonował Wermacht, a na zboczach Magury zachowały się ruiny... basenu kąpielowego! Co on tam robił? Tego dowiecie się z dzisiejszego artykułu.

Na szczyt Beskidu Śląskiego - Klimczok - można wyruszyć z wielu stron i w swoich dotychczasowych wędrówkach większość okolicznych szlaków już przeszłam. Tego wrześniowego dnia szliśmy sporą grupą, więc trzeba było zacząć spacer na dużym parkingu. Ten znajduje się w Bystrej Śląskiej, lecz w pogodne dni i tak szybko się zapełnia samochodami. Cóż, taka specyfika gór, które stają się coraz bardziej popularne. 

Wybieramy szlak czerwony, który będzie towarzyszył nam do samego schroniska. Ścieżka od początku pnie się ostro w górę, choć może to narastający upał tak przybliża do siebie poziomice ;-) Pogoda była sierpniowa, mimo że była już połowa września. Pierwsza część wędrówki jest mało ciekawa, idzie się przez las i nie ma widoków. Postój robimy w punkcie oznaczonym jako Lanckorona (751 m n.p.m.) -znajdują się tam ławki i kilka rzeźb (?) - w sam raz na odpoczynek. 

Dalsza wędrówka zaczyna robić się coraz ciekawsza, gdy w końcu wychodzimy na otwartą przestrzeń. Bardzo lubię to miejsce - nagle rozpościera się szeroka panorama na pasmo Beskidu Małego z Magurką i Czuplem (szczytem do Korony Gór Polski), widać też Jezioro Żywieckie. 

Po chwili do szlaku czerwonego dołącza żółty i ten punkt nosi tajemniczą nazwę "Magura Kąpielisko". O ile pierwsza część jest jasna - Magura to ciągnący się płaską granią szczyt, na który zaraz będziemy się wspinać. Ale kąpielisko? Aby wyjaśnić tę zagadkę, musimy cofnąć się do połowy lat 30. XX wieku. W tamtym czasie turystka górska cieszyła się dużym zainteresowaniem, tak dużym, że dzierżawca schroniska Klementinenhütte (obecne schronisko PTTK na Klimczoku), Emil Girsig, postawił na polanie widokowej odkryty basen kąpielowy i drewniane schronisko. Pod koniec II wojny światowej stacjonował w tym miejscu Wehrmacht. W 1945 obiekt został ostrzelany przez artylerię Armii Czerwonej i spłonął. W okolicach szlaku zachowały się ruiny basenu, ale nie udało nam się ich tym razem znaleźć.  

Ruiny basenu kapielowego na Magurze

Ruiny basenu na Magurze

Pierwszym szczytem, który zdobywamy tego dnia, jest wspomniana Magura (1109 m n.p.m.). Gdyby nie tabliczka, to łatwo można przegapić szczyt, bowiem Magura ciągnie się wypłaszczonym szczytem przez długi czas. Można za to podziwiać piękne widoki na wszystkie strony świata. Doskonale widoczna jest Bielsko-Biała, a na południu pojawia się Skrzyczne. 

W końcu docieramy do schroniska na Klimczoku  - tak brzmi jego oficjalna nazwa, choć tak naprawdę znajduje się on w siodle między Klimczokiem i Magurą. Obecny budynek pochodzi z 1914 roku,  w czasie II wojny światowej stacjonował w nim Wermacht. Po zdobyciu Bielska przez Armię Czerwoną 12 lutego 1945, linia frontu utrzymywała się na grzbiecie Magury i Klimczoka przez ponad sześć tygodni, na szczęście schronisko nie ucierpiało w wyniku działań wojennych. Niedługo później przejęli i zagospodarowali je Polacy. Ciekawostką jest fakt, że w 1997 roku przy budynku powstał basen. Jak widać, tradycje kąpieli na wysokości są w tym rejonie praktykowane cały czas. 

Schronisko w 2011 r. W 2020 r. tam było tyle ludzi, że nawet nie chcę Wam tego pokazywać ;-)

Po przerwie wchodzimy na szczyt Klimczoka (1117 m n.p.m.),  przez który historyczna granica pomiędzy Śląskiem i Małopolską. Rozpościera się stamtąd jedna z najpiękniejszych panoram w Beskidzie Śląskim, o czym zresztą już kiedyś pisałam. Przy dobrej widoczności można zobaczyć Babią Górę i Tatry, za to Skrzyczne wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Z tego miejsca można iść między innymi na Szyndzielnię albo Błatnią


Robiło się późno i przyszedł czas na powrót Zeszliśmy że szczytu do schroniska i stamtąd skierowaliśmy się niebieskim szlakiem w dół. To taki typowy szybki szlak transferowy. Nie uświadczycie na nim pięknych widoków, ale za to można nim szybko wrócić na parking. Na koniec dodam tylko, że podczas tej wędrówki Natalia miała niecały rok i bardzo dzielnie zniosła wyprawę. Ja też dałam radę - w końcu cały czas ją niosłam :-) 

To był bardzo przyjemny dzień w górach spędzony w miłym towarzystwie. Choć na Klimczoku wcześniej byłam już wiele razy, to udało mi się poznać jakąś nową historię i przede wszystkim pokazać córce kolejny kawałek świata. Może następnym razem na szczyt wejście już na własnych nogach? 


f

czwartek, 20 maja 2021

Zamek w Toszku. Na tropie złotej kaczki i osobliwej historii miasta

Śląskie miasto Toszek było celem jednej z moich letnich wycieczek w zeszłym roku. Zapraszam Was na spacer po zamku, w którym ukryto złotą kaczkę; zobaczymy też cmentarze, w których zapisana jest historia dawnych mieszkańców miasta. Dowiemy się również, co wspólnego ma to miasto z Igrzyskami Paraolimpijskimi oraz poznamy tragiczną historię obozu pracy przymusowej utworzonego na terenie szpitala psychiatrycznego. 


Gdyby zapytać mieszkańców województwa śląskiego, z czym kojarzy im się Toszek, wielu z nich najpierw wskazałoby na szpital psychiatryczny, a nie zamek. Rzeczywiście tamtejsza lecznica jest jedną z najstarszych i najbardziej znanych w województwie. Jej historia ma jednak tragiczne tło - od maja do listopada 1945 r. na terenie szpitala (który działał od zakończenia I wojny światowej w kompleksie budynków z 1884 r.) funkcjonował obóz pracy przymusowej NKWD. Szacuje się, że w łagrze zginęło ok. 3,3 tys. osób, a kolejny tysiąc zmarł z wycieńczenia wkrótce po jego opuszczeniu. Przez dziesięciolecia ta tragiczna historia była zapomniana, aż do lat 90. XX wieku. W 1998 roku w miejscu zbiorowej mogiły ofiar obozu postawiono pomnik upamiętniający poległych. 

Część pochówków więźniów miała też miejsce na... cmentarzu żydowskim w Toszku. Znajduje się on blisko wspomnianego miejsca pamięci i powstał na ulicy Wielowiejskiej w I połowie XIX wieku. Na terenie kirkutu zachowało się około 20 nagrobków. Wstęp na teren nekropolii niestety nie jest możliwy. Na cmentarzu pochowani się między innymi przodkowie Franza Waxmana, amerykańskiego kompozytora muzyki filmowej, dwukrotnego laureata Oscara. 

Skoro już jesteśmy w temacie cmentarzy, to wspomnę jeszcze o toszeckim cmentarzu ewangelickim. Podczas zwiedzania często wychodzę z założenia, że z lokalnych nekropolii można wiele wyczytać na temat historii miejsca. Tak było i w tym przypadku. Na cmentarzu komunalnym (ewangelickim) zachowały się nagrobki nawet z II połowy XIX wieku. W tym okresie parafia ewangelicka liczyła w mieście 320 mieszkańców. Udało się też zajrzeć przez uchylone drzwi kaplicy (oj, oj) i tam zastał nas zaskakujący widok... (zobaczcie zdjęcie), Zaciekawiły mnie również rzędy jednakowych, skromnych nagrobków. Po chwili zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie są tam pochowani pacjenci szpitala, którzy nie mieli rodzin. Smutny widok.



Zmierzając powoli w stronę zamku - w końcu to głównie o nim miała dziś być mowa - napiszę o jeszcze jednym, niepozornym miejscu. U zbiegu ulic Wielowiejskiej i Chrobrego znajduje się dawny hotel, którego właścicielem był ojciec Ludwiga Guttmanna. W tym budynku urodził się w 1899 r. i spędził pierwsze lata życia Guttmann - światowej sławy neurolog i twórca ruchu paraolimpijskiego. W roku 1948 zorganizował pierwsze zawody sportowe dla inwalidów wojennych poruszających się na wózkach inwalidzkich. Kontynuacją tej inicjatywy były zorganizowane w 1960 roku w Rzymie pierwsze Igrzyska Paraolimpijskie. 

Kawałek dalej znajduje się toszecki rynek. W średniowieczu przez miasto przebiegał ważny szlak handlowy prowadzący z Krakowa do Wrocławia i wiele ważnych budynków znajduje się wzdłuż osi wschód - zachód. Najważniejszym obiektem na rynku jest oczywiście ratusz. 

W końcu zbliżamy się do zamku. Jego historia sięga średniowiecza, początkowo należał do książąt śląskich. Został spalony w 1430 roku podczas wojen husyckich. W XV wieku został odbudowany w stylu gotyckim, a w kolejnych wiekach kilkukrotnie rozbudowywany i przebudowywany. W 1811 roku warownie strawił kolejny pożar i od tego czasu pozostaje on w częściowej ruinie. Zachował się budynek bramny i budynek mieszkalny z wieżą oraz stajnią. W latach 1957 - 63 zamek został częściowo odbudowany i przeznaczony na działalność organizacji kulturalnych. Obecnie wieża jest udostępniana zwiedzającym. 


Z zamkiem związana jest ciekawa legenda o złotej kaczce. W 1811 roku podczas pożaru majątku hrabina Gizela Gaschin, ówczesna pani na Toszku, próbując uciec od płomieni, zeszła do zamkowych podziemi. Zabrała ze sobą rodowy klejnot - złotą kaczkę, którą zakopała w nieznanym miejscu. Hrabina wkrótce zmarła, a skarbu do dziś nie odnaleziono. Gizela Gaschin zabrała ze sobą do grobu miejsce ukrycia kaczki, a legenda o kosztownościach do dziś rozpala wyobraźnię odwiedzających zamek. 

Po pożarze w 1811 roku w miejscu obecnego parkingu wybudowano pałac inspirowany architekturą neogotycką. Ostatni właściciele Toszka, rodzina Guradze, mieszkała w nim do końca 1944 r. Pałac został spalony w styczniu 1944 roku przez żołnierzy radzieckich. Niestety nie zachował się po nim nawet ślad i gdyby nie tablica informacyjna, to pewnie nawet byśmy się nie domyślili, że kiedyś w tym miejscu stała piękna rezydencja. 

Wracając, postanowiłam podjechać jeszcze w jedno miejsce - do cmentarza żydowskiego w pobliskiej Wielowsi. Dotrzeć do niego można wyboistą, polną drogą, na której prawie zgubiłam zawieszenie ;-) Kirkut został założony w XVII wieku i liczy około 250 nagrobków. Najstarsza macewa pochodzi z 1722 roku i należy do założyciela tego miejsca. Na terenie cmentarza rosną cztery stare dęby - pomniki przyrody. Lubię takie miejsca - odludne, zapomniane, lecz bogate w historię.



Na ostatnim zdjęciu widać "drogę" dojazdową ;-)

To był owocny dzień pełen wrażeń. Pojechałam do Toszka, aby zwiedzić zamek, a na miejscu okazało się, że jest tu wiele więcej do zobaczenia. Jak widać, w tym śląskim mieście jest jeszcze wiele ciekawych historii do odkrycia. Coraz bardziej podoba mi się górnośląska prowincja jako cel wycieczek. 

środa, 19 maja 2021

Jak malowany. Pałac w Rogalinie

Wielkopolska wieś Rogalin skrywa jeden z najcenniejszych przykładów architektury rezydencjonalnej w Polsce. Przed wojną w pałacu znajdowała się najcenniejsza kolekcja malarstwa współczesnego na ziemiach polskich, a jej większą część podziwiać możemy do dziś. Jednak na mnie - molu książkowym - największe wrażenie zrobiła... dwukondygnacyjna biblioteka, a to tylko kilka ze wspaniałych skarbów Rogalina. Zobaczcie sami. 

Historia pałacu sięga końca XVIII wieku, a dokładniej lat 1770-76. Kazimierz Raczyński (pełniący funkcję pisarza koronnego, a następnie starosty generalnego Wielkopolski i marszałka nadwornego koronnego) postawił w podpoznańskim Rogalinie późnobarokowe założenie pałacowe w typie entre cour et jardin. Rezydencja przetrwała do dziś w niemal niezmienionym kształcie. 


Wnuk Kazimierza, Edward Raczyński, w latach 1817-20 wzniósł w pobliżu pałacu mauzoleum-kościół wzorowany na rzymskiej świątyni maison carree w Nimes, a w pałacu przebudował salę balową na neogotycką zbrojownię. Pod koniec XIX wieku Edward Raczyński przeprowadził kolejny remont pałacu, przekształcając dawną barokową salę jadalną na neobarokową bibliotekę zaprojektowaną przez Zygmunta Haendla. Przed wojną mieściła ponad 11 tysięcy woluminów, które niestety zostały zniszczone podczas działań wojennych. 


W 1910 roku powstał budynek galerii, w którym do dziś można podziwiać imponującą kolekcję malarstwa europejskiego i polskiego przełomu XIX i XX w.  (ocalało 250 z 300 obrazów). Przed II wojną światową uznawana ona była za najlepszy zbiór malarstwa współczesnego w Polsce. 

Podczas drugiej wojny światowej pałac był siedzibą szkoły Hitlerjugend, a po 1945 roku został przejęty przez władze PRL. W 1949 stał się oddziałem Muzeum Narodowego w Poznaniu i w jego władaniu pozostaje do dziś. Wnętrza udostępniane są turystom, a po zwiedzaniu można przespacerować się po okazałym parku, w którym zobaczyć można między innymi jedne z najstarszych dębów w Polsce. 

Rogalin jest ważnym miejscem na mapie polskich zabytków. Doskonale odnajdą się tu zarówno miłośnicy pałaców, jak i wielbiciele sztuki. Zespół pałacowo-parkowy Raczyńskich po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy.