Klimczok w Beskidzie Śląskim jest lubianym przeze mnie szczytem, który zdobywałam już wiele razy. Ale dopiero niedawno zainteresowałam się historią tej okolicy. A jest co opowiadać! Na Klimczoku w czasie II wojny światowej stacjonował Wermacht, a na zboczach Magury zachowały się ruiny... basenu kąpielowego! Co on tam robił? Tego dowiecie się z dzisiejszego artykułu.
Na szczyt Beskidu Śląskiego - Klimczok - można wyruszyć z wielu stron i w swoich dotychczasowych wędrówkach większość okolicznych szlaków już przeszłam. Tego wrześniowego dnia szliśmy sporą grupą, więc trzeba było zacząć spacer na dużym parkingu. Ten znajduje się w Bystrej Śląskiej, lecz w pogodne dni i tak szybko się zapełnia samochodami. Cóż, taka specyfika gór, które stają się coraz bardziej popularne.
Wybieramy szlak czerwony, który będzie towarzyszył nam do samego schroniska. Ścieżka od początku pnie się ostro w górę, choć może to narastający upał tak przybliża do siebie poziomice ;-) Pogoda była sierpniowa, mimo że była już połowa września. Pierwsza część wędrówki jest mało ciekawa, idzie się przez las i nie ma widoków. Postój robimy w punkcie oznaczonym jako Lanckorona (751 m n.p.m.) -znajdują się tam ławki i kilka rzeźb (?) - w sam raz na odpoczynek.
Dalsza wędrówka zaczyna robić się coraz ciekawsza, gdy w końcu wychodzimy na otwartą przestrzeń. Bardzo lubię to miejsce - nagle rozpościera się szeroka panorama na pasmo Beskidu Małego z Magurką i Czuplem (szczytem do Korony Gór Polski), widać też Jezioro Żywieckie.
Po chwili do szlaku czerwonego dołącza żółty i ten punkt nosi tajemniczą nazwę "Magura Kąpielisko". O ile pierwsza część jest jasna - Magura to ciągnący się płaską granią szczyt, na który zaraz będziemy się wspinać. Ale kąpielisko? Aby wyjaśnić tę zagadkę, musimy cofnąć się do połowy lat 30. XX wieku. W tamtym czasie turystka górska cieszyła się dużym zainteresowaniem, tak dużym, że dzierżawca schroniska Klementinenhütte (obecne schronisko PTTK na Klimczoku), Emil Girsig, postawił na polanie widokowej odkryty basen kąpielowy i drewniane schronisko. Pod koniec II wojny światowej stacjonował w tym miejscu Wehrmacht. W 1945 obiekt został ostrzelany przez artylerię Armii Czerwonej i spłonął. W okolicach szlaku zachowały się ruiny basenu, ale nie udało nam się ich tym razem znaleźć.
Ruiny basenu na Magurze
Pierwszym szczytem, który zdobywamy tego dnia, jest wspomniana Magura (1109 m n.p.m.). Gdyby nie tabliczka, to łatwo można przegapić szczyt, bowiem Magura ciągnie się wypłaszczonym szczytem przez długi czas. Można za to podziwiać piękne widoki na wszystkie strony świata. Doskonale widoczna jest Bielsko-Biała, a na południu pojawia się Skrzyczne.
W końcu docieramy do schroniska na Klimczoku - tak brzmi jego oficjalna nazwa, choć tak naprawdę znajduje się on w siodle między Klimczokiem i Magurą. Obecny budynek pochodzi z 1914 roku, w czasie II wojny światowej stacjonował w nim Wermacht. Po zdobyciu Bielska przez Armię Czerwoną 12 lutego 1945, linia frontu utrzymywała się na grzbiecie Magury i Klimczoka przez ponad sześć tygodni, na szczęście schronisko nie ucierpiało w wyniku działań wojennych. Niedługo później przejęli i zagospodarowali je Polacy. Ciekawostką jest fakt, że w 1997 roku przy budynku powstał basen. Jak widać, tradycje kąpieli na wysokości są w tym rejonie praktykowane cały czas.
Po przerwie wchodzimy na szczyt Klimczoka (1117 m n.p.m.), przez który historyczna granica pomiędzy Śląskiem i Małopolską. Rozpościera się stamtąd jedna z najpiękniejszych panoram w Beskidzie Śląskim, o czym zresztą już kiedyś pisałam. Przy dobrej widoczności można zobaczyć Babią Górę i Tatry, za to Skrzyczne wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Z tego miejsca można iść między innymi na Szyndzielnię albo Błatnią.
Robiło się późno i przyszedł czas na powrót Zeszliśmy że szczytu do schroniska i stamtąd skierowaliśmy się niebieskim szlakiem w dół. To taki typowy szybki szlak transferowy. Nie uświadczycie na nim pięknych widoków, ale za to można nim szybko wrócić na parking. Na koniec dodam tylko, że podczas tej wędrówki Natalia miała niecały rok i bardzo dzielnie zniosła wyprawę. Ja też dałam radę - w końcu cały czas ją niosłam :-)
To był bardzo przyjemny dzień w górach spędzony w miłym towarzystwie. Choć na Klimczoku wcześniej byłam już wiele razy, to udało mi się poznać jakąś nową historię i przede wszystkim pokazać córce kolejny kawałek świata. Może następnym razem na szczyt wejście już na własnych nogach?
f