Celem drugiej jesiennej wycieczki szlakami Beskidu Małego, po Hrobaczej Łące, była położona nieco dalej na wschód Potrójna. Szczyt po raz pierwszy zdobyłam siedem lat wcześniej, przemierzając Mały Szlak Beskidzki. Wtedy była to jedna z wielu gór po drodze; tym razem poświęciłyśmy mu z Młodą osobną wycieczkę, w pełni doceniając piękne widoki i uroki jesieni.
Potrójna (883 m n.p.m.) jest dwuwierzchołkowym szczytem położonym w Beskidzie Andrychowskim, który jest częścią Beskidu Małego. Przez miejscowych góra zawsze nazywana była Czarnym Groniem, a obecnie przyjęta nazwa jest wynikiem pomyłki austriackich kartografów z lat 80. XIX wieku. Pomylili oni nazwę szczytu z osiedlem Potrójna należącym do miejscowości Rzyki, z kolei mianem Czarnego Gronia nazwano północno-wschodni grzbiet wyższego wierzchołka Potrójnej. Błąd kartografów wpłynął jednak dość mocno na realną nomenklaturę i Potrójna do dziś została Potrójną.
Naszą wycieczkę zaczęłyśmy w części miejscowości Rzyki - w Praciakach. Znajduje się tam kilka parkingów, zapewne mocno obleganych w sezonie zimowym ze względu na bliskość wyciągów narciarskich. Wczesną jesienią, w dodatku w tygodniu, było jednak całkiem pusto. Wybrałam parking znajdujący się przy przystanku autobusowym Rzyki Praciaki Pętla - w miejscu, w którym zaczyna się szlak żółty, którym zamierzałam wracać. Młoda od razu odmówiła chodzenia, więc wpakowałam ją do nosidła na plecy, na przód plecak i ruszyłam na północ, w dół drogi.
Po około 500 metrach pojawiła się z lewej strony ścieżka - to skrót do szlaku czarnego. Trzeba podejść w górę wzdłuż potoku jakieś 200 metrów, a następnie przekroczyć strumyk, aby znaleźć się na szlaku. W okresie bezdeszczowym przechodzi się całkiem suchą stopą, ale podejrzewam, że po opadach może się to wiązać z przeprawą w bród. Następnie czekało nas (choć bardziej mnie ;-)) ostre podejście czarnym szlakiem pod górę. Po niecałym kilometrze się na chwilę wypłaszczyło i droga zakręciła ostro w lewo.
Kolejne, dużo łagodniejsze, podejście biegnie przez wspomniany na początku Czarny Groń. Idzie się wciąż pod górę, lecz już znacznie przyjemniej. Pojawiają się także pierwsze widoki, po drodze minęłyśmy jakieś zabudowania gospodarcze, a także spotkałyśmy dwa pasące się... byki. Nie, na bank nie były to krowy ;-) Na szczęście okazały się być bardziej zainteresowane skubaniem trawy, więc mimo lekkiego stresu obeszło się bez przygód. Gdy zaczyna się robić bardziej płasko, okazuje się, że to już jeden z wierzchołków Potrójnej.
Pierwszy od tej strony wierzchołek jest doskonałym punktem widokowym i warto poświęcić mu chwilę. W oddali można dostrzec szczyty Beskidu Śląskiego - najlepiej wyróżnia się Skrzyczne, ale widoczny jest też Klimczok czy Szyndzielnia. Widać Beskid Mały: Żar, Kiczerę, Hrobaczą Łąkę, Kocierz, Czupel, Magurkę Wilkowicką, a także mniejsze górki w okolicach Andrychowa. Z drugiej strony wyłaniają się Gorce, Pasmo Policy, Babia Góra oraz Tatry, a także między innymi Wielka Racza w Beskidzie Żywieckim. To przepiękny punkt widokowy, a jesienne kolory tylko dodają temu miejscu uroku.
Nieco poniżej wierzchołka znajduje się niewielkie prywatne schronisko - Chatka na Potrójnej. Mieści się ona w dawnym budynku gospodarczym. Jest obiektem całorocznym, oferującym 20 miejsc noclegowych w pokojach wieloosobowych. Na gości czeka obszerna jadalnia z kuchnią oraz węzeł sanitarny. Przed chatką znajdują się ławki, zjeżdżalnia :-) Można też odpocząć na tarasie. W środku kupicie przekąski i napoje. To bardzo przyjemne i klimatyczne miejsce, które zapamiętałam z Małego Szlaku Beskidzkiego i miło było mi w nim znów odpocząć.
Z Chatki ruszyłyśmy na szlak czerwony - Mały Szlak Beskidzki - i pierwszym punktem postojowym był ten właściwy wierzchołek Potrójnej, na którym znajduje się tabliczka. Tu także mamy widoki, ale już nie tak rozległe, jak wcześniej. Po krótkiej przerwie na zdjęcia kontynuowałyśmy wędrówkę w kierunku Chatki pod Potrójną.
Aby do niej dotrzeć, trzeba w pewnym momencie odbić na żółty szlak. Chatka pod Potrójną jest studenckim schroniskiem zaaranżowanym w dawnej góralskiej chałupie. W obiekcie można się przespać w pokojach wieloosobowych, a także skorzystać z bufetu. Znajduje się ona trochę na odludziu, nie ma tu zasięgu i atmosfera jest taka... górsko-studencka :-) Bardzo mnie cieszy, że są jeszcze w górach takie klimatyczne miejsca, a nie same "hotele". Warto tu zajrzeć chociaż na chwilę.
Z Chatki pod Potrójną poszłyśmy dalej żółtym szlakiem, który dołączył znów do czerwonego i po chwili znalazłyśmy się przy górnej stacji wyciągu narciarskiego i zarazem na wejściu do Rezerwatu Madohora. Został on utworzony w 1960 roku w celu zachowania naturalnych zespołów leśnych oraz wychodni skalnych. Obco brzmiąca nazwa przypomina o silnym związku z osadnictwem wołoskim w Beskidzie Małym. Jednak polska nazwa Łamana Skała także pojawia się w źródłach historycznych i dobrze oddaje charakter szczytu z "połamanymi" skałami. Wejście na Madohorę - Łamaną Skałę (929 m n.p.m.) to ostatnie podejście tego dnia. Ze względu na zmęczenie dość mocno dało mi popalić.
Schodząc z Madohory trzymałyśmy się żółtego szlaku, w pewnym momencie żegnając się z czerwonym Małym Szlakiem Beskidzkim. Zejście, które miało być już ostatnim, spokojnym odcinkiem, okazało się biec ostro w dół i to po niestabilnych kamieniach. A przypominam, że szłam z dzieckiem na plecach, plecakiem z przodu, nerką i lustrzanką - co najmniej 20 kg obciążenia. Podobnie w sumie, jak siedem lat temu na Małym Szlaku Beskidzkim :-D Powoli, ostrożnymi krokami udało mi się przejść ten najgorszy fragment. Ostatnie dwa kilometry pokonałam w miarę płaskim terenem, który od dolnej stacji wyciągu zamienił się w betonową drogę.
Powrót w znane wcześniej rejony pozwala mi spojrzeć na nie z zupełnie innej perspektywy i docenić je na nowo. Zupełnie inaczej pokonuje się szlaki na lekko, jeszcze inaczej podczas wielodniowej wędrówki z obciążeniem, a jeszcze inaczej - z trzyletnim dzieckiem. Każdy z tych sposobów ma swoje uroki. Łączy je jedno - przepiękne górskie krajobrazy, które jesienią mają najwięcej czaru.