Są takie miejsca, w które trafia się przypadkiem. Można je minąć, jadąc do celu, albo zatrzymać się na chwilę i sprawdzić, czy zatrzymać się było warto. Nie żałuję, że znalazłam się pewnego dnia w Pobiednej.
Pobiedna w województwie dolnośląskim leży niedaleko granicy z Czechami. Wracaliśmy akurat z Liberca po bardzo bogatym w zwiedzanie weekendzie. W dwa dni przejechałam 600 km, akurat zjechałam z jakichś górskich zawijasów pokonywanych w deszczu i mgle, (wtedy jeszcze nie) mąż na fotelu pasażera przysypiał, a ja marzyłam tylko o tym, aby dojechać do Wrocławia. I nagle dałam ostro po hamulcach i już szukałam pierwszego miejsca, w którym mogę się zatrzymać. W to deszczowe popołudnie oczarowała mnie wieża, o której wiedziałam tylko tyle, że chcę ją zobaczyć.
Co to jest? Pałac, kościół, wieża widokowa? Po przekroczeniu bramy wszystko stało się jasne - stanęliśmy na cmentarzu. W większości otaczały nas nowe nagrobki, ale dla mnie było jasne, że to miejsce z historią. Cmentarz komunalny okazał się być dawnym Evangelischer Friedhof, choć tego ewangelickiego pierwiastka za wiele się nie zachowało. Deszcz i późna pora powstrzymały mnie od dokładnego obejścia cmentarza, ale na szybko zrobiłam zdjęcie jednego pięknego grobowca rodzinnego i epitafiów na murze. Wratislaviae Amici melduje, że jest tam jeszcze parę innych zachowanych "staroci".
Wróćmy jednak do wieży, która wszak sprawiła, że w ogóle trafiliśmy na ten cmentarz. Ta strzelista ruina okazała się być ostatnią pozostałością po gotyckim kościele ewangelickim o długiej historii sięgającej już XIV wieku. Pod koniec XVII wieku przebudowano świątynię i z tego okresu prawdopodobnie pochodzi również 50-metrowa wieża. Po II wojnie światowej przez chwilę świątynia służyła katolikom, ale później już kościołem nikt się nie interesował, aż ten stopniowo popadł w ruinę. Oczywiście przeszedł niejeden szaber, ale na szczęście część wyposażenia uratowano i przekazano do Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
Zdjęcie archiwalne z fotopolska.eu