piątek, 20 maja 2016

Kawa z Eberhardem Mockiem

Wrocław, jak każde miasto, ma swoje perełki. Mimo wszystko trzeba przyznać, że tutaj tych perełek jest wyjątkowo dużo i odkrywanie ich jest jak podróż w czasie przez fascynującą historię tego miejsca.

Cofnijmy się do początku XX w., do Wrocławia znanego nam z kryminałów Marka Krajewskiego. Eberhard Mock śpiesznym krokiem zmierza do swojej ulubionej kawiarni Fahrig. Choć jest to jedno z najpopularniejszych miejsc w mieście, to właśnie tutaj nasz dzielny policjant kryminalny znajduje chwilę oddechu po prowadzonym do późnej nocy śledztwie...

Kamera się oddala, wyjeżdża z kawiarni i naszym oczom ukazuje się okazała kamienica przy Placu Teatralnym. Budynek należy do bogatej rodziny żydowskich przedsiębiorców - Sachsów. Przepiękna neorenesansowa budowla powstała w latach 1870-73 i oprócz wspomnianej Cafe Fahrig mieściła także rodzinną firmę Sachsów, ich apartamenty, a nawet pomieszczenia dla służby na poddaszu. Kamienicę zaprojektował architekt Karl Schmidt, któremu Wrocław zawdzięcza także m. in. zabudowę ZOO oraz Wzgórza Partyzantów, a także przebudowę Opery Wrocławskiej. Budynek został Sachsom odebrany w 1933 r. po dojściu NDSAP do władzy. 

Po wojnie kamienica przez wiele lat należała do miasta, a następnie przekazano ją Stronnictwu Demokratycznemu, które w 2010 r. sprzedało ją trzem przedsiębiorcom. Podobno po mocno zaniżonej cenie. Obecnie budynek jest remontowany, więc skorzystałam z okazji, że drzwi były otwarte i znalazłam się w jednej z siedmiu klatek schodowych. Bez wątpienia w tej najpiękniejszej...





wtorek, 10 maja 2016

Na pocztę pod górkę. Śnieżka i pierwszy raz w Karkonoszach

Jednym z moich pierwszych zakupów po podjęciu decyzji o przeprowadzce do Wrocławia były mapy Sudetów. Oto stanęły przede mną otworem góry dotychczas mi nieznane, bo zawsze było w nie za daleko. Dla odmiany teraz za daleko mam w moje ukochane Tatry.


Kiedy pracuje się w handlu, wolny weekend urasta do rangi rarytasu. Musiałam bardzo poważnie rozważyć, na co poświęcić ten czas, ale tak w głębi serca wiedziałam, że decyzja już dawno jest przesądzona. Korona Gór Polski w końcu sama się nie zdobędzie.

Dzień przed wyjazdem ktoś mi napisał, żebym wzięła na Śnieżkę raki. Raki + Śnieżka - jakoś mi to nie grało razem. Zaczęłam drążyć temat i dowiedziałam się, że na górę wiodą nawet łańcuchy. Aż mi się oczy zaświeciły. Jak pisałam - Sudetów poza Górami Stołowymi nie znam w ogóle. Pewnie jakby mi ktoś powiedział, że Śnieżka stanowi eksterytorialny obszar Tatr, to bym mu uwierzyła, tak bardzo chciałam w końcu dotrzeć na te szlaki.


Zaskoczeń tego dnia było kilka. Pierwszym była Strzecha Akademicka, która pojawiła się na szlaku wcześniej niż miała. Podniosły się też głosy, że to my szliśmy szybko, ale osobiście wolę trzymać się wersji skurczenia przestrzeni i czasu o niemal połowę.


Drugie zaskoczenie - Samotnia. Jeśli gdzieś w Sudetach miałam odnaleźć jakąś część Tatr, to właśnie tutaj. To nieduże schronisko położone jest w kotle Małego Stawu wśród skał i zieleni. Z daleka wygląda jak zaczarowany domek z bajki. Będąc tam, nie mogłam odeprzeć skojarzeń z Morskim Okiem i Doliną Pięciu Stawów Polskich. W to przepiękne miejsce koniecznie muszę wrócić zimą.




Z Samotni powędrowaliśmy w górę, kierując się na Spaloną Strażnicę. Mniej więcej w połowie drogi spotkała nas niespodzianka - śnieg w ilościach niemałych. "Wkraczamy w krainę zimy" - powiedziałam i dziarsko ruszyłam przed siebie. A raków nie wzięłam - z całym szacunkiem, w maju? Poza tym zostały w domu 200 km od Wrocławia, bo ja już zimę w tym roku odwołałam. Jak widać - nieskutecznie.



Spalona Strażnica jest bardzo charakterystycznym miejscem, w którym krzyżują się szlaki. Nazwa pochodzi od strażnicy, którą strawił pożar (zaskoczeni?:-)). Podobno wciąż widoczne są jej fundamenty, chociaż ja ich nie dostrzegłam; być może były zasypane śniegiem. Niezwykłe w tym miejscu jest to, że choć znajdujemy się 1429 metrów nad poziomem morza, to wokół jest niemal zupełnie płasko. Wynika to z orogenezy :-) Śnieżki, która wypiętrzyła się jako najwyższy szczyt Karkonoszy, a wokół niej powstały charakterystyczne kotły polodowcowe (takie jak ten, w którym znajduje się Samotnia) i to właśnie wypłaszczenie. 


Ze Spalonej Strażnicy wiedzie już prosta droga na Śnieżkę. Otóż to - droga. Zapomnijcie o kamiennych dróżkach i ścieżkach wydeptanych przez traperów. Tutaj mamy brukowaną drogę, częściowo ułożoną zwykłą kostką chodnikową. Wiedzie ona do Domu Śląskiego, a następnie na szczyt.


I tutaj dochodzimy do łańcuchów. Stawiam piwo temu, kto logicznie wytłumaczy mi po co one są. Bo nie po to, żeby się po nich wspinać. Jedyne sensowne wytłumaczenie, jakie przyszło mi do głowy, to żeby gawiedź się nie rozpełzła po górze. Jest to prawdopodobnie jedna z najdziwniejszych rzeczy jakie widziałam w górach i nawet w szczytowym odcinku, gdzie zalegał śnieg, nie było sensu korzystać z nich jako z asekuracji. 


Chyba każdy kojarzy niezwykły budynek Obserwatorium Wysokogórskiego IMGW znajdujący się na Śnieżce. Tak swoją inspirację tłumaczył Witold Lipiński, jeden z jego projektantów: "W latach pięćdziesiątych wiele mówiło się o niezidentyfikowanych pojazdach latających, a mnie zawsze fascynowały linie krzywe i kuliste przestrzenie". Katowice mają Spodek, ale Śnieżka też ma swoje UFO.

To nie koniec nietypowych obiektów w tym miejscu. Tuż obok obserwatorium znajduje się Kaplica św. Wawrzyńca z 1665 roku będąca najwyżej położonym zabytkiem sztuki barokowej w Polsce i czynnym obiektem sakralnym. Dalej można znaleźć... pocztę - najwyżej położony punkt pocztowy w Czechach, pierwotnie uruchomiony w 1899 r. w istniejącym tu kiedyś schronisku, ponownie otwarty w 1995 r. Jakby komuś jeszcze było mało, to warto wspomnieć o obelisku upamiętniającym ofiary katastrofy samolotu, który rozbił się tutaj w 1945 r. podczas próby ewakuacji rannych żołnierzy z Wrocławia. 

Na koniec dodam jeszcze, że od strony czeskiej na Śnieżkę można wjechać kolejką, więc nie ma co się dziwić, gdy na najwyższym szczycie Sudetów spotka się rodzinę z dzieckiem w wózku albo panią z szpilkach i yorkiem w torebce. 



Ze szczytu postanowiliśmy zejść do Karpacza przez Czarny Grzbiet i Sowią Przełęcz, idąc częściowo malowniczą ścieżką wśród kosodrzewiny. Po drodze warto zatrzymać się w czeskiej chatce Jelenka na smazeny syr albo inne rarytasy naszych sąsiadów.


Śnieżka okazała się być zarazem wszystkim i niczym, czego się spodziewałam. Karkonosze mają w sobie coś z uroku Tatr, a na pewno mogą z Tatrami konkurować pod względem przedeptania przez turystów. Na szczęście są to tereny tak piękne, że machnęłam ręką na tłumy i postanowiłam rozkoszować się widokami.