Kiedyś to miejsce było tak pilnie strzeżonym sekretem, że nawet zatrudnieni w zakładzie nie mogli się rozglądać po okolicy w drodze do pracy. Dziś ten tajemniczy las odwiedzić może każdy, choć na wejściu powitają go tablice z zakazami wstępu... i elegancką mapą obiektów. Witajcie w Kombinacie DAG Alfred Nobel Krzystkowice - dawnej niemieckiej fabryce materiałów wybuchowych koło Nowogrodu Bobrzańskiego.
Historia tego miejsca zawiera wiele niewiadomych. Fabryka powstała prawdopodobnie w 1939 roku i była jednym z siedmiu zakładów koncernu DAG (Dynamit Actien-Gesellschaft), który znajdował się w ścisłej czołówce producentów materiałów wybuchowych w III Rzeszy. Nie jest do końca wyjaśnione, co konkretnie produkowano w Krzystkowicach - wiadomo na pewno, że koncern specjalizował się w produkcji między innymi materiałów
wybuchowych, prochów strzelniczych, pocisków artyleryjskich i rakietowych oraz amunicji, ale jaka część produkcji zlokalizowana została nad Bobrem nie dowiemy się być może już nigdy. Pod koniec wojny Niemcy uciekli, zabierając dokumentację oraz najważniejsze elementy wyposażenia, a resztę przejęli Rosjanie i wywieźli do swoich fabryk.
DAG Krzystkowice jest niezwykle rozległym obszarem, który ciężko jest dokładnie zwiedzić w jeden dzień. Na terenie zakładu znajdowało się kasyno, działała tutaj straż pożarna oraz oczyszczalnia ścieków. Na obszarze 35 km² istniała rozwinięta sieć kolejowa z licznymi rampami przeładunkowymi, a cała fabryka była niemal samowystarczalnym miasteczkiem - wszystko po to, by jak najmniej osób mogło się czegoś o niej dowiedzieć. Cały teren zabezpieczony został siecią schronów, które miały stanowić zabezpieczenie na wypadek nalotów lub ratować życie, gdyby nastąpił wybuch na którymś z etapów produkcji. Podczas wojny dużą część siły roboczej fabryki stanowili pracownicy przymusowi, a na terenie zakładu istniała filia obozu koncentracyjnego Gros Rosen.
Jadąc do DAG-u nie ma co sugerować się lokalizacją na Google Maps, chyba że chcemy trafić na teren jednostki wojskowej. Na szczęście w internecie bez trudu znalazłam mapę, która doprowadziła nas prosto do dawnej bramy głównej. Pierwszym budynkiem, jaki mijamy po lewej stronie, jest kasyno z charakterystyczną płaskorzeźbą. Poza tym z jego oryginalnego wystroju nie zachowało się prawie nic, jak zresztą z większości obiektów. DAG jest miejscem zrujnowanym, większość budynków jest częściowo lub całkowicie zawalona. Ale i tak robi wrażenie.
Z kasyna ruszamy wgłąb lasu, mijając po drodze zawalone budynki. Początkowo nas one fascynują, ale im więcej ich widzimy, tym bardziej powszechnieją. Cały dzień padał deszcz, co dodatkowo potęgowało wisielczy nastrój ruin.
Gdy dochodzimy do przejazdu kolejowego, dech w piersiach zapiera nam widok na kominy elektrociepłowni. Od razu obieramy to miejsce jako nasz główny cel, ale zanim tam dotrzemy jeszcze kilkanaście razy zboczymy z trasy. W lesie rozsiane są budynki o nieznanym przeznaczeniu, podziemne schrony, kotły połączone kanałami. Niewątpliwie jest co oglądać.
Ogromne wrażenie zrobiła na nas również oczyszczalnia ścieków - trzy gigantyczne baseny z zamarzniętą wodą oraz charakterystycznym zapachem (jak stwierdziliśmy: "niemieckiego gówna") nie pozostawiły złudzeń co do przeznaczenia obiektu.
Po wizycie w jeszcze jednym budynku w końcu dotarliśmy do częściowo zawalonej elektrociepłowni z charakterystycznymi kominami. W tym miejscu znajduje się największe zagęszczenie obiektów przemysłowych, kolosalnych żelbetowych budynków wraz z rampą kolejową.
Kiedy już myśleliśmy, że nic nie zrobi na nas większego wrażenia, dotarliśmy do ukrytych z dala od reszty zabudowań zbiorników. Te konstrukcje w kształcie silosów częściowo zostały okopane ziemią, tworząc prawdziwie kosmiczny krajobraz. Przed laty w ich wnętrzu znajdowały się metalowe zbiorniki, w których magazynowano metanol, a konstrukcja została tak zaprojektowana, żeby w razie eksplozji skierować siłę wybuchu do góry. Nie mogliśmy się oprzeć i postanowiliśmy wejść do jednego z silosów po wąskim chodniku nad częściowo zamarzniętym kanałem.
Cały dzień nie wystarczy, aby obejść cały obszar dawnej fabryki materiałów wybuchowych. Nie udało nam się dotrzeć do strzelnicy, na której testowano amunicję ani na teren, na którym znajdowały się obozy oraz pewnie w wiele innych miejsc, o których nawet nie wiemy. Na pewno warto będzie tam wrócić nadrobić zaległości i powtórzyć zdjęcia w lepszą pogodę.