niedziela, 19 marca 2023

Opuszczona łemkowska wieś i jej duchy - Regietów Wyżny

Regietów Wyżny ma w sobie jakąś dziwną, mroczną energię. Gdy pomyślimy o krwawych walkach, jakie toczyły się tu podczas I wojny światowej oraz o okrucieństwie Akcji Wisła, to rzeczywiście można uwierzyć, że błąkają się tu jakieś nadprzyrodzone siły. Uświadomiło mi to, że te drzewa i przydrożne kamienie widziały wiele, a ziemia nieraz spłynęła krwią. Trudno jest zachować obojętność wobec takiej historii i dlatego może sama podświadomie szukam jakichś "duchów". A może to one szukają mnie?


Pierwotnie w dolinie rzeki Regetówka istniały dwie wsie - Regietów Niżny lokowany w 1521 roku oraz nieco młodszy Regietów Wyżny założony w drugiej połowie XVI wieku. W 1881 roku zamieszkiwało go 547 mieszkańców w 87 gospodarstwach, w tym 536 Łemków i 11 Żydów. To niemal dwa razy więcej niż w Regietowie Niżnym. Dzisiejsza wieś Regietów powstała z połączenia obu miejscowości w 1945 roku. Po Akcji Wisła i wysiedleniu wszystkich mieszkańców utworzono PGR w Regietowie Niżnym, podczas gdy Wyżny do dziś pozostaje niemal całkowicie wyludniony. Po wycieczce na Rotundę postanowiliśmy pojechać wgłąb dawnej wsi i to, co nas dotknęło, to przejmująca pustka. Nawet jeśli było widać po drodze jakieś zabudowania, to ostatnią żywą duszę spotkaliśmy w bazie namiotowej. A był to sierpień, środek sezonu turystycznego!


Dawid, który prowadził samochód, nieco się zagalopował i dojechał na samą... Przełęcz Regetowską (646 m n.p.m.). Jest to dobry punkt wypadowy na Jaworzynę Konieczniańską (881 m n.p.m.) i wędrówkę po paśmie granicznym. Droga jest terenowa, ale na upartego osobówką można spróbować. Nieco wcześniej znajduje się miejsce z niesamowitym widokiem na Jaworzynkę i Dział (Dił), ale przede wszystkim na potężną dolinę. Aż trudno uwierzyć, że kiedyś mieszkali tu ludzie. Dziś przypominają o nich zdziczałe drzewka owocowe, ślady po zagrodach i porzucone pola uprawne. Ich pamięci poświęcono także kapliczkę - dzwonnicę postawioną w 2007 roku (obecnie teren prywatny). Na zboczach góry pasło się spore stado koni... Jakby prowadzonych przez jakiegoś eterycznego pasterza.

Zdjęcie z kapliczką: Henryk Bielamowicz, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons

Wracając, zatrzymaliśmy się jeszcze na cmentarzu prawosławnym. Drewniany budynek to Kaplica Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja Cudotwórcy z Miry Licejskiej do Bari - czasownia (świątynia bez wydzielonego miejsca na ołtarz), będąca rekonstrukcją XVIII-wiecznej kaplicy cmentarnej. Na cmentarzu znajduje się drewniany krzyż i kilka grobów z piaskowca oraz bardziej współczesnych. Kiedy robiłam im zdjęcia telefonem, zauważyłam coś dziwnego... Kadr w okolicach mogił i przy cmentarzu był rozmyty i częściowo pozbawiony koloru, jakby rozchodził się na kilka obrazów. Jak tylko się zorientowałam, co się dzieje, wszystko wróciło do normy. Zdjęcia z lustrzanki wyszły zwyczajnie. Pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło i choć później jeszcze dwa razy aparat płatał mi takie figle, to wtedy byłam pewna, że spotkałam jakiegoś ducha. A może spotkałam? 

Zdjęcia cmentarza z aparatu

Zdjęcie z aparatu vs. dziwne zdjęcie z telefonu

Dwa zdjęcia zrobione przy cmentarzu telefonem - dzieli je parę sekund przed i po tym, jak zorientowałam się, że coś jest nie tak

Chyba żadna inna łemkowska wieś nie wywarła na mnie takiego wrażenia. Nawet wędrówka przez Bieliczną, gdy w dali majaczył porzucony krzyż przydrożny, a w środku pustkowia słyszałam dźwięki, jakby ktoś stłukł na raz dużą ilość szkła, nie była dla mnie takim doświadczeniem z pogranicza duchowości. Choć w zjawy nie wierzę, to muszę przyznać, że wycieczka do Regietowa była dla mnie dziwnym doświadczeniem, a ponury nastrój potęgowała zbliżająca się burza.

Cmentarz wojenny na Rotundzie. Spotkanie z tragiczną historią Beskidu Niskiego

Przez cały okres zimy 1914/15 i wiosny 1915 roku na linii Karpat toczyły się krwawe walki wojsk rosyjskich i austro-węgierskich. Śmierć poniosło 61000 żołnierzy różnych narodowości. O tamtych wydarzeniach przypominają rozsiane po całej Galicji cmentarze wojenne, a jeden z najbardziej charakterystycznych znajduje się na szczycie góry o nazwie Rotunda (771 m n.p.m.) w Beskidzie Niskim. 

Spędzając urlop w Beskidzie Niskim, nie mogłam pominąć tak wyjątkowego miejsca, jak Rotunda. Już sam dojazd do Regietowa jest nie lada atrakcją - mijaliśmy drewniane cerkwie w Kwiatoniu i Skwirtnem, poruszając się malowniczą doliną między zalesionymi szczytami charakterystycznymi dla tego pasma górskiego. Samochód zaparkowaliśmy przy Studenckiej Bazie Namiotowej, która jest czynna w lipcu i sierpniu. Można tu odpocząć, skorzystać ze sławojki, przybić pieczątkę oraz kupić różne drobiazgi. Naturalnie można także zanocować - miejsce wydało nam się bardzo przyjemne i otwarte na wędrowców. 

Wejście na Rotundę odbywa się szlakiem czerwonym, który jest tutaj Głównym Szlakiem Beskidzkim. Mimo tego nie ma co liczyć na tłumy nawet w szczycie sezonu. Na ścieżkach Beskidu Niskiego jest cicho, spokojnie i niemal całkowicie odludnie. Podejście nie jest długie ani trudne, co sprawiło, że nawet - wówczas niespełna dwuletnia - Natalia postanowiła zawalczyć o zdobycie szczytu. Jednak małe nogi szybko się zmęczyły i chętnie wskoczyła do mnie do nosidła. Na Rotundę weszliśmy bez większego wysiłku, choć był po drodze fragment dość mocnego przewyższenia - kolejna cecha charakterystyczna tego pasma górskiego. 


Na szczycie znajduje się jeden z kilkuset w Galicji Zachodniej cmentarzy upamiętniających żołnierzy poległych w walkach podczas I wojny światowej. Zaprojektował go słowacki architekt Dušan Jurkovič. Nekropolia powstała na planie okręgu o średnicy 38 m z czterema wieżami o wysokości 12 metrów i wieżą główną mierzącą 17 m. W 24 grobach pochowano 54 żołnierzy: 42 z armii austro-węgierskiej i 12 z armii rosyjskiej. Pozbawiony opieki cmentarz niszczał - już w latach 30. XX wieku ułamane były krzyże. Po II wojnie światowej Wojska Ochrony Pogranicza używały jedną z wież jako punktu obserwacyjnego. W 1980 roku cmentarz, jako jeden z pierwszych, został wpisany do rejestru zabytków, ale nie poprawiło to jego losu. Dopiero działania założonego w 2002 roku Społecznego Komitetu Odbudowy Cmentarza Wojennego na Rotundzie przyniosły konkretne działania. Prace trwały aż do 2018 roku, obiekt został uporządkowany i odbudowany. Dziś jest jednym z symboli Beskidu Niskiego.



O innych odwiedzonych przez nas cmentarzach wojennych przeczytacie TUTAJ.

Po krótkim odpoczynku i zwiedzeniu cmentarza skierowaliśmy się tym samym szlakiem w dół. Niestety nie było za bardzo możliwości zrobienia pętli, poza tym musieliśmy wrócić do samochodu. Wrażeń mieliśmy sporo - w końcu udało nam się zdobyć słynną Rotundę - a Natka błyskawicznie zasnęła na moich plecach w wyjątkowo dziwnej pozycji. Cieszę się, że udało nam się odwiedzić to przepiękne miejsce, w którym górskie wędrówki spotykają tragiczną historię tych ziem. 


Cerkiew w Owczarach - trud doceniony

Kolejną dawną cerkwią łemkowską, jaką odwiedziliśmy w Beskidzie Niskim, była świątynia w Owczarach. Podobnie jak ta w Kwiatoniu, przetrwała wraz z całym cennym wyposażeniem zawirowania historii i dziś służy wiernym rzymsko- i greckokatolickim. Jest częścią Listy Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Cerkiew Opieki Matki Bożej w Owczarach koło Gorlic jest jedną z najstarszych zachowanych łemkowskich świątyń. Została zbudowana w 1653 roku w miejscu wcześniejszej budowli, która uległa zniszczeniu. Była kilkukrotnie rozbudowywana: w 1701 roku gruntownie zmieniono prezbiterium, w 1783 roku dobudowano wieżę, a w w 1870 poszerzono przedsionek. Rok przed rozpoczęciem drugiej wojny światowej wykonano w środku polichromie. Po Akcji Wisła świątynia została zaadaptowana na kościół rzymskokatolicki, lecz po powrocie części wysiedlonych rodzin w 1956 r. odprawiane są tu także nabożeństwa greckokatolickie. 

W latach 80. XX wieku miał miejsce gruntowny remont - odtworzono gontowe pokrycie ścian i dachów, a działania konserwatorskie zostały wyróżnione nagrodą Europa Nostra. W świątyni znajduje się cenne wyposażenie: barokowy ikonostas z XVIII wieku z rzadko spotykaną figurą Chrystusa w grobie, dwa barokowe ołtarze boczne - z wizerunkiem Matki Bożej z Dzieciątkiem (XIX w.) oraz z ikoną Świętego Mikołaja (XVIII w.). W prezbiterium zobaczyć można mały ołtarzyk z ikoną Chrystusa Nauczającego. Cerkiew w 2013 została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Zwiedzanie łemkowskich cerkwi jest prawdziwą przyjemnością. Najbardziej cieszy mnie to, że udało im się uniknąć tak wielkich zniszczeń, jakich doświadczyły bojkowskie świątynie w Bieszczadach. Pod tym względem można mówić o prawdziwym szczęściu, dzięki któremu możemy cieszyć się tymi pięknymi zabytkami do dziś. 

Cerkiew w Kwiatoniu ponad różnicami

Uchodząca za jedną z najpiękniejszych cerkwi w Polsce, łemkowska świątynia w Kwiatoniu jest prawdziwym skarbem Małopolski i Beskidu Niskiego. W przeciwieństwie do bieszczadzkich cerkwi, przetrwała w idealnym stanie i dziś służy wyznawcom prawosławia oraz rzymskim katolikom jako świątynia ekumeniczna. Polichromie oraz ikonostas, które zostawili po sobie Łemkowie, na zawsze pozostaną tu świadectwem po dawnych mieszkańcach tych ziem. 

Miejscowość Kwiatoń (pierwotnie Kwiatków) znajduje się w Beskidzie Niskim, pomiędzy Uściem Gorlickim a Wysową. Wieś lokowano w XIV wieku. Greckokatolicka cerkiew pw. św. Paraskiewy zbudowana została w drugiej połowie XVII wieku. Wieżę dobudowano w roku 1743, a dokładną datę jej powstania potwierdza napis znaleziony na jednej z belek konstrukcyjnych. Jest to najstarsza datowana wieża świątyni łemkowskiej. W przeciwieństwie do większości bieszczadzkich cerkwi, beskidzkie zachowały się w bardzo dobrym stanie, ponieważ zostały przejęte przez kościół rzymskokatolicki tuż po Akcji Wisła. Już w 1947 roku świątynia była użytkowana jako kościół obrządku łacińskiego. Cerkiew w Kwiatoniu obecnie jest świątynią ekumeniczną, służąc wspólnocie prawosławnej i będąc kościołem pomocniczym parafii rzymskokatolickiej w Uściu Gorlickim.


Świątynia jest typowym przykładem łemkowskiej architektury cerkiewnej i uchodzi za jedną z najpiękniejszych cerkwi w Polsce. W 2003 roku została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jej bryła została podzielona na trzy części:prezbiterium, nawę oraz wieżę. Została wzniesiona w konstrukcji zrębowej i w całości pokryta gontem. Wyposażenie cerkwi pochodzi z okresu od XVII do XX wieku i dominuje tu styl późnego baroku. Na szczególną uwagę zasługują polichromie figuralne i ornamentalne z 1811 roku, które naśladują dekorację architektoniczną. Zachowało się kompletne wyposażenie: ikonostas autorstwa M. Bogdańskiego z 1904 roku, w prezbiterium ołtarz główny z XIX wieku oraz dwa ołtarze boczne z ikonami Matki Boskiej z Dzieciątkiem oraz Zdjęcia z Krzyża. Przy ikonostasie znajdują się ażurowe wrota dla kapłana, a po bokach - wrota diakońskie. 


Cerkiew pw. św. Paraskiewy jest jedną z najpiękniejszych drewnianych świątyń, jakie udało nam się zwiedzić w Beskidzie Niskim. Wspaniale widzieć, jak zadbano o ten cenny zabytek i że do dziś służy on wiernym różnych obrządków. To nie tylko uczta dla oka miłośników sztuki, ale też wspaniały przykład na pojednanie i współpracę ponad różnicami.

Biecz - królowie, kaci i żebracy w stolicy Polski

Z powodu swojej historii i architektury miasto królewskie Biecz nazywane jest "małym Krakowem" albo "polskim Carcassonne". Jest to trzecie rodzime Carcassonne, jakie odwiedziłam w ciągu roku, po Szydłowie i Paczkowie, więc to określenie uważam za mocno nietrafione. Natomiast nie można miastu odmówić unikalności na swój własny, biecki, sposób. Za chwilę dowiecie się, czym była szkoła katów, jaki król zaręczył się na bieckim zamku, dlaczego Biecz był przez chwilę stolicą Polski oraz skąd wzięło się powiedzenie "rozpuszczony jak dziadowski bicz".

Biecz otrzymał prawa miejskie od Bolesława Wstydliwego w XIII wieku. Został obwarowany murami obronnymi z basztami i barbakanem oraz pełnił ważną funkcję handlową i obronną na południu naszego kraju. W tamtym okresie był jednym z największych miast w Polsce; rozwijało się tu 30 różnych rzemiosł, przyjeżdżali królowie, powstała szkoła, z której wywodzi się biskup Marcin Kromer. Z Bieczem związany był także Wacław Potocki, który napisał tu "Wojnę chocimską". Został pochowany w podziemiach klasztoru franciszkanów. Miasto stanowiło własność królewską - podczas pobytów królowie odbywali tu spotkania i narady, podpisywali ważne dla kraju dokumenty, a także nadawali Bieczowi różne przywileje. 

Dzwonnica Kolegiaty Bożego Ciała i kamienica Barianów z basztą

Okres największej świetności Biecza przypadł na wieki XIV-XVII. Mieściła się tu siedziba Wyższego Sądu Prawa Niemieckiego, zlokalizowano tu sądownictwo grodzkie i ziemskie. W 1616 roku miasto posiadało własnego kata i prawo do wykonywania wyroków śmierci. Biecki dobrobyt obrósł w legendy i skutkował powstaniem powiedzenia "rozpuszczony jak dziadowski bicz". Pierwotnie brzmiało ono "rozpuszczony jak dziad biecki", co oznaczało, że miasto było tak zamożne, że nawet żebracy mieli swoje wymagania i nie zadowalali się byle jałmużną. Przyjmowali tylko drogie podarki - tak bardzo byli zmanierowani i "rozpuszczeni". Niestety w drugiej połowie XVII wieku Biecz zaczął tracić na znaczeniu z powodu zaraz, zmiany szlaków handlowych i ogólnej kondycji państwa polskiego. Podczas pierwszego rozbioru znalazł się w zaborze austriackim i w XVIII wieku stał się własnością prywatną, tracąc status królewski.

Deszczowe zwiedzanie...

Nasza wycieczka do Biecza była pomysłem całkiem spontanicznym i podyktowanym pogodą - siąpiący deszcz nie sprzyjał wędrówkom po Beskidzie Niskim, więc postanowiliśmy zwiedzić m. in. kościół w Sękowej, pałac Długoszów w Siarach i właśnie Biecz. Niestety gdy tylko wysiedliśmy z auta, z nieba spadła ściana wody. Szybko schroniliśmy się w pierwszym pobliskim miejscu, które okazało się być dawnym więzieniem pod wieżą ratuszową. Znajdowały się tu dwa lochy - jeden dla kobiet, drugi dla mężczyzn. Powyżej mieściło się pomieszczenie do prowadzenia śledztwa, nieraz "wspartego" torturami. Według legendy w Bieczu urzędował kat Jurko, który wywodził się z arystokracji, znał kilka języków, a podczas kaźni cytował Homera, Owidiusza i Horacego. Istnieją także teorie, że w Bieczu nie tylko skazywano i wykonywano wyroki, ale też uczono fachu w "szkole katów". Faktem natomiast jest, że urząd kata istniał w mieście nieprzerwanie od XIV wieku do 1783 roku.

Więzienie

Gdy ulewa trochę ustąpiła, udało nam się wyjść z więzienia ;-) i stanąć na rynku - największym w Polsce w stosunku do reszty dawnego miasta (zajmował 1/8 historycznej zabudowy). Wynikało to z handlowego charakteru Biecza, który dystrybuował wina węgierskie, a w XVI wieku był drugim największym w Polsce producentem sukna. Miał nawet własną monetę. W tym okresie było to także czwarte pod względem wielkości miasto w Małopolsce. W południowej pierzei rynku widoczna jest różowa elewacja dawnej synagogi Szul z lat 60. XIX wieku. Rozpoznać ją można po dwóch rzędach półokrągłych okien oraz dwojgu drzwi prowadzących pierwotnie do sali modlitewnej oraz babińca. W Bieczu istniała także druga, nowa synagoga, która została zniszczona przez hitlerowców. W latach 1941-42 w mieście istniało getto. Żydów mordowano na miejscu, rozstrzeliwano w domach, na kirkucie oraz wysyłano do obozów zagłady.

Rynek

W centralnym punkcie bieckiego rynku znajduje się wyjątkowy zabytek - ratusz. To własnie w jego podziemiach znajdowało się odwiedzone przez nas wcześniej więzienie. Jest to najwyższa, pierwotnie gotycka, budowla w Bieczu. Wyróżnia ją wieża ozdobiona sgrafittem. Możliwe jest wejście na samą górę, aby podziwiać panoramę miasta. Dostrzec można między innymi kamienicę Barianów Rokickich - tzw. dom z basztą (obecnie Muzeum Ziemi Bieckiej), w której mieściła się najstarsza apteka na Podkarpaciu (XVI w.), basztę kowalską z fragmentem murów miejskich oraz Kolegiatę Bożego Ciała. Ta ostatnia jest czołowym zabytkiem późnogotyckiej architektury w Małopolsce. W ołtarzu znajduje się obraz namalowany przez artystę z kręgu Michała Anioła, a w skarbcu ukryto obraz Madonny Obozowej przywieziony przez żołnierzy Jana III Sobieskiego, uczestników bitwy pod Wiedniem. 

Ratusz

Aż trudno uwierzyć, jak wiele ciekawostek skrywa w sobie tak niewielkie miasto, jak Biecz. Warto także wspomnieć, że w okresie od września 1311 do kwietnia 1312 Biecz był... stolicą Polski. To właśnie tutaj przebywał wraz z całym dworem król Władysław Łokietek w okresie buntu wójta Alberta w Krakowie. W mieście często przebywali książęta i królowie; znajdowały się tutaj aż trzy zamki. Bywał tu Bolesław Wstydliwy, Leszek Czarny, wspomniany Łokietek, Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło z Jadwigą, Zofia Holszańska, Władysław Warneńczyk, Kazimierz Jagiellończyk, Albrecht Habsburg, Jan Kazimierz, królowa Polski i Węgier - Elżbieta, król Węgier i Polski - Ludwik oraz królowa Zofia. Władysław Jagiełło w Bieczu się nawet zaręczył... po śmierci Jadwigi na bieckim zamku oświadczył się Annie Cylejskiej, wnuczce Kazimierza Wielkiego. 

Mury obronne i Kolegiata Bożego Ciała

Na sam koniec dodam tylko, że w Bieczu podpisano dokument, który zmienił na zawsze bieg historii naszego kraju. To właśnie tutaj 1228 roku Konrad Mazowiecki potwierdził na piśmie ustną umowę dotyczącą sprowadzenia Rycerzy Zakonu Najświętszej Maryi Panny (Krzyżaków) do Polski. Kto wie, jak potoczyłyby się nasze losy , gdyby nie Biecz. Tak wiele koronowanych głów i ważnych decyzji zapadło w tym, obecnie niepozornym, mieście. Choć ulewny deszcz mocno utrudnił nam zwiedzanie, to wystarczyła tylko chwila, by zauroczyć się tym dawnym miastem królewskim w Małopolsce.