sobota, 17 października 2020

Deszcz w Bieszczadach... Zatwarnica, czyli wodospad Szepit i Chata Bojkowska

Znowu leje... i co teraz? Jedni zostaną na kwaterze, inni pójdą biesiadować do knajpy. My wybraliśmy trzecią opcję - wycieczkę do Zatwarnicy. Największy wodospad w Bieszczadach oraz kawałek historii na wyciągnięcie ręki to  ciekawa opcja na niepogodę. A sama Zatwarnica to taki przyjemny "koniec świata", gdzie droga się kończy i można poczuć klimat Bieszczadów sprzed lat. Zresztą zobaczcie sami.

Do Zatwarnicy dotarliśmy w deszczowy dzień. Podobno nie ma brzydkiej pogody, są tylko nieodpowiednie ubrania. Na tę aurę przydały się kalosze i kurtki przeciwdeszczowe, ciepłe bluzy i parasole. Tak przygotowani ruszyliśmy w drogę. W Zatwarnicy przed wojną mieszkało prawie 800 osób i znajdowały się tu m.in.: cerkiew, poczta, urząd gminy, młyn wodny, tartak, gajówka. W 1946 roku wieś została doszczętnie spalona, a mieszkańcy wysiedleni na Ukrainę. Próżno szukać tu śladów historii, no może poza małymi wyjątkami, ale o nich za chwilę.

Na pierwszy cel obraliśmy sobie wodospad Szepit na potoku Hylatym, który uznawany jest za największy w Bieszczadach. Dolina potoku znajduje się w zagłębieniu ramion Połoniny Wetlińskiej i Dwernika Kamienia. W jego korycie znajduje się ośmiometrowy wodospad z kaskadami na wypiętrzonych piaskowcach. Pierwotnie znajdował się 30 metrów niżej, a jego przesunięcie nastąpiło w latach 1972-73, kiedy pozyskiwano tu kamień niezbędny do budowy drogi. Do wodospadu można dojść z centrum Zatwarnicy w około 20 minut. Idąc dalej, dotarlibyśmy na Dwernik Kamień

Po obejrzeniu wodospadu skierowaliśmy się do Chaty Bojkowskiej - niezwykłego muzeum, a w zasadzie izby historyczno-regionalnej. Jest ona prowadzona przez stowarzyszenie ludzi, którym zależy na odtwarzaniu i pielęgnowaniu dawnej kultury Bojków, żyjących na tych terenach. Zwiedzanie jest bezpłatne, a na drzwiach wejściowych znajduje się numer telefonu do państwa, który chętnie otworzą chatę dla turystów. W środku znajduje się ekspozycja narzędzi, przedmiotów codziennego użytku i monet znalezionych na terenie Bieszczad, między innymi w pobliskim Krywem. Można też zakupić książki i rękodzieło. To skromne muzeum ujmuje autentyczną pasją, z jaką jest tworzone. Jest to wspaniały przykład szacunku do dawnych mieszkańców tych ziem pokazany bez zadęcia i fajerwerków. Chata cały czas się zmienia i rozwija, dlatego chętnie odwiedzimy ją ponownie za jakiś czas.

Choć pogoda nie sprzyjała, postanowiliśmy podążyć za znakiem "Miejsce po młynie w Zatwarnicy". Podeszliśmy kawałek w błocie do ...miejsca, w którym znajdował się młyn, a obecnie znajduje się tablica informacyjna. Dowiadujemy się z niej między innymi, że młyn w tym miejscu istniał już w 1589 roku, a wraz z rozwojem wsi powstały aż cztery takie obiekty. Niestety nie przetrwały do czasów współczesnych, a jeśli nie lubicie ślizgać się w błocie... to darujcie sobie to miejsce, gdy leje :-)

Na koniec skierowaliśmy się w miejsce po cerkwi i cmentarzu w Zatwarnicy. Świątynia pw. Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja w Zatwarnicy z 1774 r. Niegdyś znajdowały się tu dwie nekropolie, ale tylko na jednej z nich zachowały się nagrobki. Cmentarz ten do dziś pełni funkcje grzebalne. Niestety nie udało nam się znaleźć śladów cerkwi, a nie chciało nam się - ze względu na pogodę - błądzić po krzakach. 

Zatwarnica to taki przyjemny "koniec świata" - droga się kończy, PKS zawraca, a dalej są już tylko szlaki turystyczne. Jest w tym miejscu jednak wiele pasji - w Chacie Bojkowskiej czy kinie studyjnym Końkret powstałym na terenie dawnego Parku Konnego. Z kolei przechadzka do wodospadu z pewnością zadowoli miłośników obcowania z naturą. Warto tu zajrzeć - nie tylko w brzydką pogodę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz