wtorek, 5 marca 2019

Ku pamięci - cmentarze żydowskie we Wrocławiu

Pod koniec XII wieku na Śląsk, w tym do Wrocławia, zaczęli napływać osadnicy żydowscy. Nowi mieszkańcy żyli tu i umierali. Zgodnie z tradycją grzebano ich na cmentarzach znajdujących się poza murami miasta, jednak intensywna urbanizacja na przestrzeni lat sprawiała, że Wrocław "wchłaniał" w swoje granice żydowskie nekropolie. Do czasów współczesnych zachowały się dwa (po wojnie trzy) kirkuty, o których pokrótce dziś będzie mowa.



Zacznijmy od najstarszego z zachowanych - mam na myśli tych, które doczekały czasów powojennych. Gdy wysiądziecie we Wrocławiu z pociągu, wyjdziecie przed dworzec i spojrzycie na wprost, zobaczycie niewysoki blok z neonem "Dobry wieczór we Wrocławiu". To właśnie w tym miejscu, między ulicami Piłsudskiego, Gwarną i Placem Konstytucji 3 Maja znajdował się cmentarz założony w 1791 roku. Pochówki odbywały się w tym miejscu do roku 1856. Po wojnie, na początku lat 50., został zlikwidowany.


Wraz z zamknięciem, z powodu przepełnienia, cmentarza na ulicy Gwarnej, otwarto nową nekropolię przy ulicy Ślężnej. Często kirkuty kojarzą nam się z zarośniętymi zagajnikami z ledwo widocznymi macewami. Wrocławskie cmentarze są inne - przepastne, z szerokimi alejami i okazałymi grobowcami. Taki właśnie jest cmentarz przy ulicy Ślężnej. Jego łączna powierzchnia wynosi aż 4,6 hektara. Daje nam to obraz tego, jak liczna była na przełomie XIX i XX wieku gmina żydowska, a okazałe grobowce przypominają o tym, że we Wrocławiu sporą popularność zdobył nurt judaizmu o nieco bardziej "liberalnym" podejściu do surowych zasad wiary.


Na cmentarzu przy Ślężnej spoczęło wielu zasłużonych mieszkańców Wrocławia. Wśród ważniejszych warto wymienić choćby Ferdinanda Lassale'a (1825-1864) - przyjaciela Marksa i Engelsa, twórcę pierwszej niemieckiej partii robotniczej; Juliusa Schottländera (1835-1911) - wrocławskiego filantropa, kupca i właściciela dóbr ziemskich; Augustę Stein (1849-1936) - matkę Edyty Stein - patronki Europy; Ferdinanda Cohna (1828-1889) - wybitnego profesora botaniki czy Gustava Borna - (1851-1900) - profesora Uniwersytetu Wrocławskiego, ojca noblisty Maksa Borna. To ich mogiły najchętniej oglądają zwiedzający cmentarz, choć równie dobrze można tu spędzić cały dzień, spacerując wśród grobowców. Kirkut jest częścią Muzeum Miejskiego Wrocławia i odpłatnie udostępnia się go zwiedzającym. Pochówki odbywały się na nim do 1942 roku.


W 1902 r. przy dzisiejszej ulicy Lotniczej otwarto najmłodszą we Wrocławiu żydowską nekropolię. Sąsiadowała ona z cmentarzem komunalnym na Kozanowie (po wojnie zlikwidowanym i zaadaptowanym na Park Zachodni). Jest to czynny cmentarz gminy żydowskiej, co oznacza, że do dziś odbywają się na nim pochówki. Niestety wiąże się to z tym, że nie jest udostępniany zwiedzającym za wyjątkiem bardzo specjalnych okazji. Teren cmentarza zajmuje aż 11 hektarów, co czyni go największym we Wrocławiu i piątym w Polsce kirkutem po względem wielkości.


Ważnym punktem cmentarza jest nieużywana już kaplica cmentarna projektu Paula Ehrlicha połączona z domem pogrzebowym. Niestety w czasie wojny uległa poważnym zniszczeniom i jak dotąd nie udało jej się doprowadzić do porządku. Innym charakterystycznym obiektem jest pole honorowe poświęcone pamięci żydowskich żołnierzy poległych na froncie podczas I wojny światowej. W jego centralnym punkcie znajduje się pomnik (również projektu Ehrlicha) z nazwiskami 432 żołnierzy. W czasie II wojny światowej w budynkach administracyjnych cmentarza urządzono szpital oraz mieszkania dla pozostałych we Wrocławiu małżeństw aryjsko-żydowskich. Lecznicę zamknięto pod koniec 1944 r., a w styczniu 1945 r. wywieziono ostatnich żydowskich mieszkańców Wrocławia do obozu koncentracyjnego w Gross Rosen.



Stare cmentarze są bogatym świadectwem przypominającym o Wrocławiu, jakiego już nie ma. Mogłabym spędzić cały dzień, krążąc wśród grobowców i próbując odszyfrować inskrypcje, aby poznać historie życia dawnych mieszkańców Breslau. We Wrocławiu po wojnie zlikwidowano wszystkie niemieckie cmentarze i do czasów współczesnych przetrwały tylko te dwa żydowskie. Odwiedzenie ich jest ważną lekcją historii miasta, w którym mieszkam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz