Lubię po swojemu celebrować sierpniową zmianę metryki. Gdy licznik wybił 38 rok, chciałam zrobić tylko jedno – pojechać w góry. Przejście 38 kilometrów po Beskidzie Sądeckim pozwoliło mi nieco przewietrzyć głowę i przypomnieć sobie, że jeszcze wiele nowych dróg przede mną.
Dlaczego Beskid Sądecki? To wciąż nie do końca poznane przeze mnie pasmo, które dotychczas kojarzyłam głównie za sprawą najwyższego szczytu – Radziejowej. Ponadto marcowa wycieczka do Bacówki nad Wierchomlą zostawiła we mnie spory niedosyt, zwłaszcza jeśli chodzi o widoki. Tym razem pogoda dopisała, choć bardziej przypominała wczesną jesień niż późne lato.
Moja trasa przebiegła następująco:
Rytro – Życzanów – Podmakowica – Schronisko Cyrla
Na początku zaplanowałam szlakowe meandry, aby "nabić" sobie jak najwięcej kilometrów już na starcie. Zostawiłam samochód przy stacji kolejowej w Rytrze na bezpłatnym parkingu. Ostatnie spojrzenie na zamek, który zwiedzałam zimą i w drogę! Najpierw malowniczą ścieżką Doliną Popradu – wzdłuż rzeki – do Życzanowa. Następnie przyszedł czas na żmudną wspinaczkę do osady Podmakowica. Ale najgorszy – i to w kontekście całej wycieczki – był odcinek podejścia stromym zboczem Podmakowicy, zwłaszcza gdy później, idąc do Cyrli, straciłam tę w pocie czoła zdobytą wysokość. Nagrodą za trud była przerwa w prywatnym schronisku Cyrla, które urzeka klimatem oraz położeniem wśród natury.
Schronisko Cyrla – Hala Pisana – Schronisko PTTK na Hali Łabowskiej
Ile mierzy ten odcinek – nie dowiesz się dopóki go nie przejdziesz, bowiem niemal każdy szlakowskaz pokazuje coś innego. Jedno jest pewne – nie ma tu ostrych podejść, ale za to jest ich dużo. Trochę pod górkę i trochę w dół. Pod koniec sierpnia już na dobre rozkwitły wrzosy, które nieco rekompensują małą ilość widoków na tym zalesionym szlaku. Mniej więcej w połowie tego odcinka znajduje się Hala Pisana z pomnikiem wzniesionym w miejscu śmierci żołnierza AK, Adama Kondolewicza, który zginął tu podczas obławy zorganizowanej przez gestapo.
Mijane po drodze kapliczki i pomniki świadczą o tym, jak burzliwa była historia tych ziem. Na Hali Łabowskiej, kojarzonej głównie ze schroniskiem, zobaczyć można, między innymi, pomnik księdza Władysława Gurgacza – kapelana Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej, który został w 1949 zastrzelony przez UB, a także pomnik upamiętniający partyzantów, którzy w tym rejonie walczyli z hitlerowskim najeźdźcą. Sama Hala Łabowska jest świetnym punktem widokowym na szczyty Beskidu Niskiego i Beskidu Sądeckiego oraz ważnym węzłem szlaków turystycznych.
Schronisko PTTK na Hali Łabowskiej – Runek – Bacówka PTTK nad Wierchomlą – Runek
Dalsza część wędrówki nie odbiega leśnym klimatem od poprzedniego odcinka. Mimo skąpych widoków idzie się przyjemnie lekko pod górę aż do szczytu o nazwie Runek, na którym jeszcze w latach 30. XX wieku znajdowało się schronisko. Dziś, by móc się schronić, należy zejść, trzymając się niebieskiego szlaku, do Bacówki nad Wierchomlą, która słynie nie tylko z pysznego jedzenia, ale też z klimatu oraz z jednego z najlepszych widoków na Tatry w Beskidzie Sądeckim. Po przerwie na gorącą czekoladę ruszyłam z powrotem na Runek (pod górę), bowiem głównym celem tego dnia była...
Runek – Jaworzyna Krynicka – Krynica-Zdrój Czarny Potok
Kilometry na liczniku wskazywały na to, że już jestem bliżej niż dalej. Z Runka na Jaworzynę Krynicką idzie się tak szybko, że nawet nie zorientowałam się, że to już. Najpierw krótka przerwa w schronisku PTTK, choć bardziej adekwatną nazwą byłby hotel górski. To już trzeci obiekt powstały w tym miejscu i po gruntownej przebudowie w latach 90. standard bliższy jest usługom hotelowym niż noclegom turystycznym. Sam szczyt Jaworzyny Krynickiej jest dość mocno zagospodarowany. Można wjechać tu kolejką gondolową i skorzystać z jednej z kilku karczm. To niezwykle popularne turystycznie miejsce i wcale się nie dziwię – ze szczytu rozpościerają się piękne widoki na Beskid Sądecki, Beskid Niski (Lackowa!), a nawet Pogórze Popradzkie.
Schodząc z Jaworzyny Krynickiej podziwiam widoki, żegnają się powoli z Beskidem Sądeckim. W lesie tuż przy szlaku natrafiłam jeszcze na jedną ciekawostkę – Diabelski Kamień – ostaniec mający kształt dużego grzyba o wysokości około 5 m. Wiąże się z nim legenda, że kamień ten został upuszczony przez diabła, który niósł go, by zniszczyć nim zdroje krynickie. Inna opowieść mówi o rycerzu z Muszyny, który zakochał się w biednej pasterce z Krynicy, lecz jego ojciec nie godził się na ślub; po powrocie z wojny rycerz został ranny, a pasterka, modląc się o jego zdrowie, odkryła cudowne źródełko, które go uzdrowiło i przekonało ojca do zgody na małżeństwo. Gdy diabły chciały zniszczyć źródło, jeden z nich niósł ogromny kamień, lecz spłoszony pianiem kura upuścił go pod Jaworzyną, gdzie leży do dziś.
Gdy dotarłam do drogi, licznik wybił 38 kilometrów. Przy jezdni, w pobliżu dolnej stacji kolejki znajduje się przystanek autobusowy, z którego za darmo (!) dojechałam do centrum Krynicy-Zdroju, a stamtąd już pociągiem z powrotem do Rytra, do auta. To była piękna, długa i nieco męcząca wycieczka, ale zarazem udane i satysfakcjonujące urodziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz