poniedziałek, 21 sierpnia 2023

Korona Gór Polski: Rudawiec i Kowadło na małych nogach

O Rudawcu i Kowadle - dwóch szczytach Korony Gór Polski pisałam już parę lat temu. Zastanawiałam się, czy jest sens wracać do tego tematu, ale uświadomiłam sobie, że zupełnie inaczej przeżywam wycieczkę górską w dorosłym gronie, a inaczej, gdy idę z córką. Mały człowiek pozwala spojrzeć na znane miejsca z zupełnie innej perspektywy. 

Rudawiec (Góry Bialskie) i Kowadło (Góry Złote) to dwa sudeckie szczyty Korony Gór Polski, które można bez problemu zdobyć jednego dnia, startując z Bielic. Niestety oznacza to, że dwa razy trzeba wysoko wejść i zejść, ale jeśli się ma choć trochę kondycji, to nie powinno to stanowić problemu. Same Bielice dziś są wioską na końcu świata, w której nie ma nawet zasięgu, ale przed II wojną światową była to popularna miejscowość turystyczna. Więcej o tej historii pisałam TUTAJ.

Tym razem na Rudawiec i Kowadło wybrałam się sama z moją niespełna czteroletnią Natalią. Byłyśmy już po dwóch dniach chodzenia po górach (Kłodzka Góra oraz Śnieżnik) i zastanawiałam się, czy nie będzie to dla niej trochę za dużo. Nic bardziej mylnego - Młoda wykazała się wielkim hartem ducha i chętnie ruszyła ze mną na szlak. Zaczęłyśmy od łatwiejszego szczytu, czyli Kowadła. Idzie się na nie zielonym szlakiem około 1 h, ale nam zajęło to więcej - bo tu kamyczek, tu korzenie, tu ktoś zagaduje. Pod samym szczytem na żółtym szlaku są kamienne stopnie, które sprawiły, że ostre podejście okazało się wspaniałą przygodą dla dziecka, a rosnące obok jagody dodawały supermocy. Natalka zdobyła Kowadło w 100% na własnych nogach!


Myślałam, że z Rudawcem pójdzie nam równie sprawnie, ale na zejściu do Bielic wydarzył nam się mały wypadek. No, nie taki mały - w końcu zdarte kolano to poważna sprawa. Na pomoc przyszło nosidło i supermatka. Mimo że tego nie planowałam, to całe ostre podejście na Rudawiec pokonałam z Natalią w nosidle. Wyobraźcie to sobie: na plecach dziecko ważące 17 kg, z przodu plecak, saszetka, z boku lustrzanka. Myślę, że 25 kg spokojnie się uzbierało. Cóż było zrobić - uznałam to za doskonały trening siłowy i ruszyłam. Gdy stromy stok zaczął się wypłaszczać, kolano przestało boleć, a przeciwbólowe jagody dodały motywacji. Do szczytu doszłyśmy już obie na nogach. 


Zejście tym samym szlakiem także zajęło nam sporo czasu - bo małe nogi i mały człowiek to zupełnie inny rodzaj wędrówki. Ale za to ile satysfakcji, gdy córka mówi, że lubi chodzić po górach! W takich momentach zwraca się cały trud wyjazdów z maluchem, całe to zmęczenie noszeniem. A ja cieszę się, gdy dzięki Natalii zauważam piękno kamyczków, kwiatków i szukam najbardziej dojrzałych jagód. To są takie małe rzeczy, których sama bym nie dostrzegła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz