piątek, 12 sierpnia 2022

Błogo na Błatniej. Pętla z Nałęża

Kiedy było się na jakiejś górze już kilka razy, to może ona się zacząć wydawać mało atrakcyjna. Czy rzeczywiście tak się dzieje? Błatnią w Beskidzie Śląskim zdobywałam już chyba wszystkimi szlakami, o różnych porach roku i w różnym towarzystwie. Byłam na niej, gdy moja córka miała pół roku, a teraz dotarłyśmy nań ponownie, gdy ma niespełna trzy lata... Za każdym razem jest inaczej i wciąż ciekawie. Panta rhei...

Wychodzi na to, że ja po prostu bardzo lubię Błatnią. Jej dużym plusem jest łatwy dojazd od strony Katowic - to zaledwie +/- godzina drogi. Córka mnie namówiła, żeby jechać w góry (serio), a że rzadko w ogóle jeździmy autem z powodu choroby lokomocyjnej, to pomyślałam, że Błatnia może być dobrym pomysłem na taki "babski" wyjazd. Na szczęście podróż w obie strony przebiegła bez przykrych niespodzianek. Wycieczkę zaczęłyśmy w nieznanym mi wcześniej miejscu - Jaworzu-Nałężu, w którym można zostawić samochód na parkingu tuż za kościołem.

Zależało mi na zrobieniu tego dnia pętli, więc w pierwszej kolejności skierowałyśmy się na czerwony szlak. Na jego początku minęłyśmy ośrodek Hufca ZHP Katowice. To prawdopodobnie od niego swoją nazwę wziął jeden ze szlaków w okolicy, nazywany harcerskim. Ośrodek powstał na początku lat 70. XX wieku, ale już w 1967 roku harcerze postawili tu swoje pierwsze namioty. Rozwój obozowiska zawdzięcza się zaangażowaniu Eugeniusza Miętusa, któremu poświęcono tablicę na elewacji jednego z budynków. Oprócz czerwonego szlaku PTTK i spacerowego harcerskiego (zielonego) zaczyna się w Nałężu także szlak szklany (niebieski) i każdy z nich prowadzi w kierunku Błatniej.

Podejście ścieżką znakowaną na czerwono na początku dało mi w kość. Młodą rozbolały nogi i wskoczyła do nosidła, a ja w powoli narastającym upale ruszyłam w górę stokami góry Łazek (713 m n.p.m.). Podejście było konkretne  i zastanawiałam się, czy niosąc dziecko (ponad 14 kg), plecak, lustrzankę i szaszetkę-nerkę dam radę w ogóle dotrzeć na tę Błatnią ;-) Na łączeniu szlaków czerwonego i zielonego zrobiłyśmy przerwę i odzyskałam trochę sił. Według mapy najostrzejsze podejście tego dnia już miałam za sobą i choć jeszcze było trochę kilometrów do przejścia, to już później szło się ciut lepiej. Duża część czerwonego szlaku jest odsłonięta, więc można podziwiać widoki, ale niestety w upalny dzień słońce dość mocno praży. Kolejnym charakterystycznym punktem był szczyt Czupel (746 m n.p.m.) - nie mylić z najwyższym wzniesieniem Beskidu Małego



Z Czupla do schroniska pod Błatnią jest jeszcze jakieś 3,5 km lekko pod górę. Sierpień, mimo upałów, to przyjemny miesiąc na górskie wędrówki. Z pewnością przyczynia się do tego bogactwo leśnej flory, obfitującej o tej porze roku w owoce. Po drodze co chwila mijałyśmy krzaczki dojrzałych jagód oraz nieco kwaśnych jeżyn i malin. Rośliny dosłownie uginały się pod ciężarem owoców, więc co parę kroków robiłyśmy przerwę na podjadanie. Mimo że był środek wakacji, to na szlaku spotkałyśmy dosłownie parę osób, więc konkurencji przy krzakach jagód nie było ;-) Powolnym krokiem podążałyśmy przez Mały Cisowy  (829 m n.p.m.) do Wielkiej Cisowej (878 m n.p.m.).


W rejonie Wielkiej Cisowej dołącza szlak zielony z Brennej i zielony szlak harcerski z Nałęża. Znajduje się tu także miejsce pamięci, które upamiętnia... no własnie, kogo? 13 maja 1946 roku miała tu miejsce walka między oddziałem Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem "Bartka" (Henryka Flamego) a funkcjonariuszami Urzędu Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej. Przez wiele lat znajdował się tu obelisk upamiętniający śmierć dziewięciu funkcjonariuszy UB i MO. Na przełomie lat 80. i 90. ubecką tablicę usunięto, jednak pomnik pozostał. Pojawił się za to krzyż, a na obelisku zamontowano nową tablicę, tym razem upamiętniającą żołnierzy NSZ. Prawdziwe podejście "zero waste". Kawałek dalej znajduje się obiekt gastronomiczno-hotelowy Ranczo Błatnia. My jednak poszłyśmy dalej.

W schronisku PTTK zrobiłyśmy sobie przerwę na ciacho, frytki i naleśniki z jagodami (dla każdego coś miłego), a następnie weszłyśmy na szczyt Błatniej (917 m n.p.m.). Ostatni raz byłam tu w 2020 roku, kiedy Natalia miała pół roku. Była wtedy taka malutka, a teraz już sporo chodzi po górach na własnych nogach i mówi, że bardzo to lubi (choć nie wykluczam, że może mieć na to wpływ ciasto ze schroniska). Błatnia słynie z widoków na wszystkie strony świata - zobaczyć można Skrzyczne, masyw Trzech Kopców i Klimczoka, a na prawo od Skrzycznego widzimy Malinowską Skałę, a także Trzy Kopce Wiślańskie i Równicę. Aż żal wracać.



Trzeba było jednak powoli kierować się do auta. Skierowałyśmy się z powrotem do schroniska i dalej w kierunku Wielkiej Cisowej. Przy samym Ranczu Błatnia, skręciłyśmy na szlak zielony, nazywany wg Map.cz Szlakiem Drwali oraz Pstrąga Górskiego, ale nigdzie indziej nie spotkałam tej nazwy. W ogóle niczego nie spotkałam... ani ludzi, ani oznaczeń. Gdyby nie GPS i mapa w telefonie, to chyba byśmy nie doszły. Ten szlak jest dość kiepski, podmokły, kamienisty i zwłaszcza na początku schodzi ostro w dół. W jednym miejscu pojawiają się widoki na wzniesienia, które pokonałyśmy, idąc czerwonym szlakiem. Młodej ostre zejście się nie spodobało, więc znów wskoczyła w nosidło, a ja w znoju dreptałam do samochodu. W okolicy są też inne szlaki (szklany i harcerski), które być może są w lepszym stanie i zostały oznaczone. W każdym razie tego zielonego raczej nie polecam.

Jakby jeszcze nam było mało atrakcji, będąc już na dole, w Nałężu, postanowiłam podejść jeszcze kawałek do pozostałości huty szkła. W zasadzie niewiele po niej się zachowało - zobaczyć można jedynie jej kamienny piec. Huta działała w latach 1825-1860 i należała do majątku hrabiego Maurycego Saint-Genois d’Anneaucourt. Uległa zniszczeniu w wyniku pożaru, który wybuchł w trakcie produkcji szkła. 

Na tym zakończyłyśmy nasz rodzinny wypad w góry. Mimo upału wędrowało się całkiem przyjemnie i udało mi się poznać jakieś nowe szlaki w tym znanym terenie. Czy wrócę jeszcze kiedyś  na Błatnią? Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz