sobota, 4 lutego 2023

Korona Gór Polski. Zimowy Szczeliniec Wielki jak z magicznej krainy

Jadąc w Góry Stołowe, liczyłam na przepiękne widoki ze Szczelińca Wielkiego i... srogo się rozczarowałam. Muszę jednak przyznać, że nawet w gęstej mgle fantazyjne skały i wąskie przejścia mają wiele uroku. Dotarliśmy na szczyt dawno po zakończeniu sezonu turystycznego i poznaliśmy to miejsce z zupełnie innej, kameralnej strony. Zapraszam Was do krainy, jak z Narnii...

Szczeliniec Wielki (922 m n.p.m.) jest najwyższym szczytem Gór Stołowych i zarazem jednym z najpopularniejszych miejsc w Sudetach. W wakacje i długie weekendy ustawiają się tu kolejki, jak na Giewont. Byłam na Szczelińcu trzy razy i na szczęście ani razu nie doświadczyłam tej "tłumozy". Pierwszy raz trafiłam tu w 2003 roku podczas wycieczki klasowej i jest to historia tak zamierzchła, że prawie już nic nie pamiętam ;-) Drugi raz - w 2013 roku - i podczas tego wyjazdu przeszłam też drugą popularną trasę - Błędne Skały. I trzeci - w listopadzie 2022 roku i właśnie na tym wypadzie dzisiaj się skupimy. Wygląda na to, że przyjeżdżam tu niemal dokładnie co dekadę :-)

Błędne Skały (2013)

Pod koniec listopada spędziliśmy w Dusznikach-Zdroju ponad tydzień i miałam plan przejść większość najciekawszych szlaków w polskiej części Gór Stołowych. W dniu wyjazdu spojrzałam na kamerkę i pogoda była po prostu idealna - marzyłam już o tych zdjęciach ze Szczelińca!

Oczekiwania vs. rzeczywistość

Niestety jak już dojechaliśmy na miejsce, to aura się zepsuła i przez tydzień nie widzieliśmy słońca. Mimo tego nie traciłam nadziei i codziennie sprawdzałam prognozę oraz kamerkę, czekając na okno pogodowe. W końcu nasz wyjazd dobiegał końca i była ostatnia szansa na wyjście. Równocześnie zapowiadano słoneczny dzień. Padła decyzja - czas na Szczeliniec.

Dojechaliśmy do Karłowa (przez mgłę) i po raz pierwszy zobaczyłam tę miejscowość całkowicie opustoszałą. Zamknięte były wszystkie kramy, restauracje, budki. Ludzi jak na lekarstwo. Jednym słowem - cudownie. 

Podeszliśmy pod wejście znajdujące się przy żółtym szlaku i rozpoczęliśmy żmudną wspinaczkę po schodach. Jest ich 665 (dane z Wikipedii - nie, nie liczyliśmy). Ułożył je w 1814 roku Franz Pabel - pierwszy przewodnik po Szczelnńcu i sołtys Karłowa, a także twórca trasy turystycznej na szczycie. Było dość ślisko, więc raczki dość szybko poszły w ruch. Co do podejścia - jeśli ktoś narzekał na schody na Tarnicę, to chyba nie szedł na Szczeliniec ;-) Wędrówkę urozmaicają ciekawe formacje skalne oraz wąskie przejścia, przypominające mi miejscami Błędne Skały. 


Na szczęście dość szybko znaleźliśmy się przy schronisku zwanym "Szwajcarką". Jego historia sięga 1815 roku, kiedy to powstała tu drewniana altana, mająca dawać schronienie turystom. 30 lat później wzniesiono budynek w stylu tyrolskim, a w latach 1857-59 dobudowano drugą budowlę - obecny bufet i świetlicę. Po II wojnie światowej obiekt przejęło PTT, potem PTTK. Ze względu na problemy z kanalizacją do końca lat 60. działał tylko bufet bez noclegów. W 2006 r. obiekt przeszedł kapitalny remont. 

Jest to jedyne schronisko w Sudetach (i jedno z dwóch w Polsce - obok schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich), które nie posiada drogi dojazdowej. Od lat 70. XX wieku transport towarów do schroniska odbywa się specjalnym wyciągiem. Na szczycie znajdują się tablice upamiętniające pobyt na Szczelińcu Goethego i Johna Quincy’ego Adamsa (prezydenta USA), jak również tablica ku pamięci Franza Pabla.

Przy schronisku znajdują się punkty widokowe w kierunku północnym i północno-wschodnim. Przy dobrej pogodzie widać między innymi Božanovský Špičák. Niestety my zobaczyliśmy tylko tyle:

Dla porównania w 2003 roku udało mi się ustrzelić taką panoramę:

Po odpoczynku w schronisku (polecam gorącą czekoladę!), przybiciu pieczątek oraz zrobieniu zdjęć do Korony Gór Polski, skierowaliśmy się na teren rezerwatu, na trasę turystyczną wśród niezwykłych skalnych form. W sezonie jest ona płatna. Zobaczyć można takie niezwykłe formacje, jak Ucho Igielne, Tron Liczyrzepy, Wielbłąda, Małpoluda, Kwokę czy Gadające Głowy. Największą atrakcją jest przejście przez Wąwóz Piekiełko i niesamowicie wąską szczelinę, dzięki której można zrozumieć, skąd wzięła się nazwa szczytu. Niestety pod koniec listopada ta część trasy była zamknięta i zamiast tego poszliśmy górą, zimowym obejściem. 


Tak prezentuje się Piekiełko, gdy nie jest zamknięte:

Nieczynna była także trasa zejściowa, która zaczyna się przy Południowych Tarasach, więc musieliśmy zawrócić i wrócić do Karłowa tą samą trasą. W sezonie szlak przez Szczeliniec jest jednokierunkowy, tzn. wchodzimy po 665 schodach, idziemy przez Piekiełko, a następnie schodzimy tą trasą, która zimą jest zamknięta. Nasza wycieczka dobiegła końca - przeszliśmy niecałe 5 kilometrów, choć w nogach było czuć nieco więcej ;-)


Przyznam, że mam po tej wycieczce pewien niedosyt. Marzyła mi się piękna zimowa pogoda, ze słońcem, lekkim mrozem i świetną przejrzystością powietrza. Zamiast tego dostałam mgłę, odwilż i fatalną widoczność. Trzymam się jednak mojej drogi, która jest celem, i cieszę się, że pokazałam córce ten ciekawy szlak i przy okazji zdobyłam z nią kolejny (szesnasty) szczyt do Korony Gór Polski. A na Szczeliniec zawsze możemy wrócić... oby wcześniej niż za 10 lat.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz