piątek, 13 czerwca 2025

Neogotyk wśród opłotek, czyli pałac w Patrykozach

Wzniosły budynek z wieżą i ozdobnymi sterczynami jak z kart angielskiej powieści gotyckiej zaskakuje swoją obecnością wśród rozległych pól. Czy wiedzieliście, że pałac w Patrykozach był nie tylko prywatną rezydencją bohatera powstania listopadowego, lecz także jednym z pierwszych przykładów neogotyku na Mazowszu? Zapraszam w podróż przez dzieje tej niezwykłej rezydencji związanej z powstaniem listopadowym i romantyzmem XIX wieku.

Budowę pałacu rozpoczęto w 1832 roku na zlecenie generała Teodora Lubicz-Szydłowskiego, bohatera wojen napoleońskich i powstania listopadowego. Architekt Franciszek Jaszczołd stworzył projekt łączący średniowieczny charakter z elegancją romantycznej willi – stąd ostrołukowe okna, maswerkowe dekoracje i pinakle, które dziś zdobią fasady. Przez jedenaście lat prac, mury pałacu wyrosły na wzniesieniu, by stać się symbolem ambicji i estetycznej wrażliwości polskiego ziemiaństwa.

Po śmierci generała w 1863 roku dobra odziedziczył jego bratanek Antoni Szydłowski, który osiem lat później przekazał majątek Rajmundowi Skarżyńskiemu. Na przełomie wieków rezydencja przeszła w ręce Hipolita, a potem Stanisława Cichowskiego, powiększając swoje tereny aż do 1116 hektarów. Jednak los w 1930 roku rozdzielił ziemię – pałac i park zakupił ksiądz Solnicki, a resztę rozparcelowano.

Po II wojnie światowej pałac, choć przejęty przez Skarb Państwa, popadł w zapomnienie. Kolejne dekady nie były łaskawe – zaniedbania i upływ czasu odcisnęły piętno na pałacowych murach. Dopiero pod koniec lat 90. los się odwrócił. Największym wyzwaniem stał się trwający od 2004 do 2010 roku remont pod kierunkiem Maurycego Zająca. Zniszczone sztukaterie, piece kaflowe, parkiety i kominki – każdy detal został odtworzony z ogromną starannością, a wnętrza wypełniły meble w duchu Biedermeieru.

Dziś pałac w Patrykozach to perła mazowieckiego neogotyku, otoczona angielskim parkiem z malowniczymi stawami i mostkami. Zaprasza nie tylko miłośników architektury, ale wszystkich, którzy pragną poczuć klimat XIX-wiecznej rezydencji. Ten kamienny świadek historii dowodzi, że z pasją i oddaniem można przywrócić dawną świetność – i uczynić z niej opowieść, którą warto opowiadać na nowo.





środa, 11 czerwca 2025

Zamek w Liwie – strażnik wschodnich rubieży

Na pograniczu Mazowsza i Podlasia, nad wijącą się rzeką Liwiec, wznosi się warownia, która, choć dziś w ruinie, przez długie lata uchodziła za jeden z najważniejszych punktów obronnych w regionie. Jego historia, pełna zaskakujących zwrotów, nie ogranicza się jednak tylko do średniowiecznych bitew. W trakcie II wojny światowej, dzięki sprytowi lokalnego społecznika, zamek uratowano przed całkowitą zagładą – ale pod warunkiem, że zostanie uznany za… zamek krzyżacki! To nie jedyna ciekawostka, która otacza tę budowlę. Choć zamek w Liwie nigdy nie odzyskał swojej dawnej potęgi, jego legenda wciąż przyciąga turystów. 

Historia zamku sięga XV wieku, kiedy książę mazowiecki Janusz I Starszy zlecił jego budowę jako strażnicy granicznej przed 1429 rokiem. Strategiczne położenie na lewym brzegu Liwca pozwalało kontrolować przeprawę przez rzekę oraz bronić wschodniej granicy księstwa przed najazdami litewskimi. Zamek powstał na sztucznym wzgórzu, początkowo miał charakter prosty – zbudowany z kamieni i cegły, otoczony murem i drewnianym przygródkiem. W kolejnych wiekach przeszedł istotne modernizacje, zyskując nowe funkcje i kolejne kondygnacje.

W XVI wieku zamek przeżywał swój złoty okres. Najpierw księżna Anna Mazowiecka, a następnie królowa Bona Sforza zlecili przebudowy, które nadały mu formę reprezentacyjnej siedziby. Wysokie mury, nowa wieża bramna, stanowiska dla broni palnej – wszystko to świadczyło o znaczeniu obiektu. Niestety, w czasie Potopu Szwedzkiego w 1657 roku zamek został zniszczony i już nigdy nie odzyskał dawnej świetności. Próby jego odbudowy były niepełne – ostatecznie służył jako kancelaria, dwór starościński, a w XIX wieku nawet jako kuźnia.

Choć zamek stopniowo popadał w ruinę, XX wiek przyniósł nadzieję. Podczas II wojny światowej lokalny społecznik Otto Warpechowski przekonał okupacyjne władze niemieckie, że ruina to pozostałość po zamku krzyżackim. Dzięki temu udało się ocalić ją przed rozbiórką. Po wojnie, z pomocą lokalnych działaczy, odbudowano wieżę i dwór kancelarii, w których dziś mieści się Muzeum-Zbrojownia. Ekspozycja przedstawia historię zamku, portrety sarmackie oraz kolekcję broni.

Zamek w Liwie to jednak nie tylko mury i eksponaty. To również miejsce legend: o Żółtej Damie – niesłusznie straconej żonie kasztelana, o śpiących rycerzach w jarnickich pagórkach, czy o pięknej brance z Litwy. Każda z tych opowieść to echo przeszłości, które przyciąga kolejnych odwiedzających. Dziś Zamek w Liwie to dowód na to, że nawet z ruin może powstać inspirująca opowieść.



Skalka i Ondřejník - w stronę słońca

Beskid Śląsko-Morawski to rejon pełen pięknych, często jeszcze nieodkrytych miejsc, które warto odwiedzić zarówno latem, jak i zimą. Jednym z takich urokliwych masywów jest niewielki, lecz bardzo malowniczy Ondřejník, położony niedaleko Frydlantu nad Ostrawicą. Jego górskie szlaki, historyczne schroniska oraz niesamowite widoki sprawiają, że to idealne miejsce na jednodniową wyprawę dla każdego miłośnika górskich wędrówek. Zapraszam Was na wspólną wycieczkę po tym zakątku Beskidów.

Na kolejną wycieczkę po Beskidzie Śląsko-Morawskim wybrałam niewielki masyw Ondřejník. Jego jedynym oszlakowanym szczytem, i zarazem najwyższym wzniesieniem, jest Skalka (964 m n.p.m.), na której południowo-zachodnim zboczu znajduje się rezerwat przyrody o tej samej nazwie. Aby nań dotrzeć, udałam się do ośrodka narciarskiego Opálená, przy którym znajduje się spory parking. Z tego miejsca ruszamy krótkim, ale za to bardzo stromym szlakiem żółtym, który doprowadzi nas na sam szczyt.


W ośrodku zimowym działa przyjemna restauracja Opálená, która może być ostatnim miejscem na uzupełnienie zapasów lub na posilenie się po wędrówce. Podejście na szczyt Skalki zajmuje około godziny, a do pokonania jest 400 metrów przewyższenia. Istnieje możliwość obejścia szczytu niebieskim szlakiem, ale jeśli lubicie szybkie podejścia i piękne widoki - żółty Was nie zawiedzie. Już z okolic parkingu podziwiać można oszałamiające widoki na Beskid Śląsko-Morawski, w tym na jego najwyższy szczyt, jakim jest Lysá hora.


Słyszeliście kiedyś o czeskich leśnych barach? W górach u naszych południowych sąsiadów można czasami spotkać samoobsługowy bufet z przekąskami lub napojami. Jedno z takich miejsc znajduje się na Skalce - na strudzonych wędrowców czekają dwa regały wypełnione puszkami z piwem (alkoholowym i 0%), a płatności można dokonać poprzez zeskanowanie kodu QR (niestety polski bank nie obsługuje tego systemu). To ciekawe rozwiązanie i zarazem przejaw czeskiej kultury - podejrzewam, że u nas taki towar szybko zostałby rozkradziony. Skalka oprócz baru i widoków zapewnia też inne atrakcje - to popularny wśród paralotniarzy punkt startowy, więc przy odrobinie szczęścia można podziwiać ich podniebne loty.


Moim kolejnym celem była malownicza przełęcz Ondřejník, do której bez problemu dotarłam biegnącym wzdłuż grzbietu niebieskim szlakiem. Miłą wędrówkę dodatkowo uprzyjemniały atrakcyjne panoramy oraz walory przyrody, które ciepłą wiosną potrafią ukazać się w całej swej krasie. Sama przełęcz znajduje się u stóp góry o tej samej nazwie, na którą, co prawda, nie prowadzi znakowany szlak, ale wiele osób zdobywa wierzchołek, korzystając z wydeptanej ścieżki. Ja wybrałam zejście w dół do schroniska o nazwie, a jakże, Ondřejník.


Obecnie na zakręcie niebieskiego szlaku znajdują się dwa większe obiekty. Jednym z nich jest Chata Ondřejník, której powstanie zainicjował Czeski Klub Turystów w 1906 roku. W 1930 r. obiekt rozbudowano, a w drugiej połowie XX wieku służył on jako ośrodek wypoczynkowy dla pracowników Bogumińskich Zakładów Żelaza i Drutu. Niestety od ponad dekady obiekt jest nieczynny z powodu złego stanu technicznego i raczej nic nie zapowiada zmiany. W 2014 r. obok powstała kameralna Roubenka Ondřejníček, która oferuje gastronomię i noclegi. To miejsce pokochają dzieciaki - obok schroniska znajduje się świetny plac zabaw, a jego największą atrakcją jest nowoczesna tyrolka i "zabytkowa" karuzela. 


Do 2002 r. w tym miejscu istniał także podupadły pensjonat Solárka, którego los ostatecznie przypieczętował pożar z niewyjaśnionych przyczyn. Solárka powstała w 1933 roku na fali rosnącej popularności turystyki górskiej. Był to w tamtych czasach luksusowy ośrodek z centralnym ogrzewaniem, ciepłą i zimną wodą oraz odkrytym basenem o wymiarach 14x8 metrów. W dobrym stanie zachowała się jedynie kamienna kaplica św. Antoniego Padewskiego i św. Krzysztofa powstała w tym samym okresie, co pensjonat.

 
Kaplica św. Antoniego Padewskiego i św. Krzysztofa | Solárka 

Po regenerującym posiłku w Roubence Ondřejníček nadeszła pora powrotu do samochodu. Postanowiłam domknąć górską pętlę zielonym szlakiem, który jest wygodną, szeroką ścieżką popularną zwłaszcza wśród rowerzystów. To ona doprowadziła mnie do żółtego szlaku, z którego zostało już raptem parę minut do samochodu z chatką Opálená (i lodami) po drodze. Gorąco polecam wybrać się w te okolice na własną rękę, by przeżyć niespieszne chwile wśród malowniczych widoków i naładować baterie na kolejne wyzwania. Beskidy naprawdę potrafią zauroczyć!