środa, 18 maja 2022

Śnieżnica, Ćwilin i Czarny Dział - jak zakochać się w Beskidzie Wyspowym

Sama w górach nie byłam od trzech lat. Gdy tylko nadarzyła się okazja podczas majówki, postanowiłam skorzystać i wybrałam się na samotną wędrówkę przez Śnieżnicę, Ćwilin i Czarny Dział. Na każdy z tych szczytów czekało mnie osobne podejście i dość szybko zrozumiałam, dlaczego to pasmo nazywane jest Beskidem Wyspowym. To była fantastyczna wycieczka pełna odludnych szlaków, przecudnych panoram i słuchania odgłosów lasu. Zanurzyć się w ten wspaniały klimat chciałabym jeszcze nie raz... 

Trzeciego dnia naszej majówki w Beskidzie Wyspowym postanowiłam "rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady"... Nie no, żartuję, ale sprawa była równie poważna. Zostawiłam córkę z tatą (nastąpiło przekupstwo perspektywą pójścia na plac zabaw) i wybrałam się w góry sama. Sama. Pierwszy raz od ponad trzech lat byłam w górach sama i w dodatku mogłam iść tempem większym niż 1 km/h. Cudowne uczucie. Na moją kilkugodzinną celebrację wolności wybrałam Śnieżnicę i Ćwilin wraz z zejściem przez Czarny Dział do Mszany Dolnej. 

Zaczęłam w Mszanie Dolnej, gdzie nocowaliśmy. Udałam się na autobus, który zawiózł mnie na Przełęcz Gruszowiec (660 m n.p.m.) znajdującą się między Ćwilinem a Śnieżnicą. Beskid Wyspowy ma to do siebie, że większość szczytów to samotne "wyspy", więc jeśli chcemy zdobyć kilka gór, to czeka nas sporo podejść i zejść. Na pierwszy ogień poszła Śnieżnica (1006 m n.p.m.), na którą wdrapałam się niebieskim szlakiem. Nazwa szczytu pochodzi od znajdującego się na północnej stronie zagłębienia, w którym bardzo długo zalega śnieg. To nie jedyny zimowy akcent Śnieżnicy - od strony Kasiny Wielkiej znajduje się wyciąg narciarki oraz stok zjazdowy. 

Przełęcz Gruszowiec

Wejście na Śnieżnicę zajęło mi niecałą godzinę i było dość nudną dreptaniną pod górę przez las. Ma to swoje plusy - podczas podejścia nie spotkałam ani jednej osoby. Bardzo przyjemnie było posłuchać niczym niezakłóconych dźwięków lasu. Na szczycie znajduje się drewniany krzyż oraz kamień graniczny z 1789 r. Nieco niżej znajduje się widokowa polana, jednak dojście do niej jest bardzo strome. Odpuściłam ją sobie, bo wiedziałam, że tego dnia czekają mnie jeszcze piękniejsze panoramy. Schodząc ze Śnieżnicy, udałam się jeszcze do Młodzieżowego Ośrodka Rekolekcyjnego. Można tam przybić pieczątkę potwierdzającą zdobycie szczytu. 



Gdy znalazłam się z powrotem na Przełęczy Gruszowiec, moim oczom ukazał się Ćwilin w pełnej okazałości. Mierzy on 1072 m n.p.m. i jest drugim co do wielkości (po Mogielicy) szczytem Beskidu Wyspowego. 19 marca 1954 r. na wschodnim zboczu Ćwilina doszło do wypadku lotniczego samolotu pasażerskiego. Miejscowa ludność na prowizorycznych noszach pomogła przetransportować rannych do ambulansu. W 1944 roku Ćwilin był miejscem działalności żołnierzy Armii Krajowej - na zboczach góry wojacy oczekiwali na zrzuty broni, umundurowania i wyposażenia z alianckich samolotów. 

W przeciwieństwie do Śnieżnicy, na Ćwilin wchodzi się bardzo ostro pod górę. Jest to także bardziej popularny szczyt, bo po drodze mijałam trochę osób. Podejście niemal od początku jest ostre i wyciskające siódme poty, a w dodatku idzie się po luźnych kamieniach. Dopiero przed samym szczytem szlak się nieco wypłaszcza. Między drzewami przebija się widok na Śnieżnicę, ale prawdziwa uczta dla oka była dopiero przede mną. Muszę przyznać, że wejście na drugą wybitną górę w tak krótkim odstępie czasu dało mi trochę popalić. 


Znój wreszcie dobiega końca i oto ona - podszczytowa Polana Michurowa oraz wierzchołek Ćwilina. Przez kilkaset lat polana tętniła intensywnym życiem pasterskim, a obecnie jest popularnym miejscem odpoczynku wśród turystów. Niemal cała znajduje się na południowo-wschodnich stokach Ćwilina i roztacza się z niej szeroka panorama. Widać takie szczyty, jak: Ostra, Cichoń, Mogielica, Krzystonów, Wielki Wierch i za nim Lubań, Jasień, Gorc i grzbiet Gorców od Kudłonia poprzez Turbacz i Obidowiec aż po dolinę Raby. W dole, na południowej stronie, widać Ostrą i Ogorzałą, a w zachodnim kierunku szczyty Lubonia Wielkiego i Szczebla. Przy dobrej widoczności dostrzec można również Tatry. Ciekawostką jest, że to właśnie na Polanie Michurowej Kazimierz Sosnowski miał wymyślić określenie Beskid Wyspowy.



Z polany skierowałam się na żółty szlak biegnący do Mszany Dolnej. Przede mną było jeszcze około 10 km i 2,5 godziny zejścia przez Czarny Dział. Na początku pojawiły się wspaniałe widoki na Lubogoszcz, Szczebel i Luboń Wielki, ale już po chwili wchodzi się w las i zaczyna się około godzinne, nudne zejście bez widoków. W tamtym momencie zaczynałam żałować, że wybrałam żółty szlak. Wydał mi się on żmudny i mało atrakcyjny, a jego jedynym plusem była totalna odludność. Na całym odcinku 10 km spotkałam zaledwie kilka osób i to już bliżej Mszany. Po zejściu do niewielkiej przełęczy trzeba znów trochę podejść na Czarny Dział (673 m n.p.m.), ale paradoksalnie to właśnie w tym rejonie zaczął się jeden z najładniejszych odcinków całego dnia. 


Czarny Dział jest niepozornym grzbietem w paśmie Ćwilina. Raczej nie znajdziecie go w przewodnikach pod hasłem "musisz zobaczyć w Beskidach". Mimo to wędrówka tym odcinkiem mnie zachwyciła i co chwilę zatrzymywałam się, aby robić zdjęcia. W popołudniowym świetle pięknie prezentowały się szczyty Ćwilina, Ostrej i Ogorzałej; w tle pojawiała się Mogielica, a jeszcze dalej przebijały się Gorce. Wczesnowiosenna roślinność dodawała uroku, a cisza i brak ludzi urzekały mnie jeszcze bardziej. 




Pod koniec wędrówki zboczyłam trochę z żółtego szlaku, aby wejść na wzgórze Grunwald (513 m n.p.m.) znajdujące się nad samą Mszaną Dolną. Jego nazwa pochodzi od słynnej bitwy i nadano ją w 1910 roku dla upamiętnienia 500-rocznicy zwycięstwa nad Krzyżakami. Na przełomie lat 80. i 90. XX wieku na wzniesieniu ustawiono żelazny krzyż nazywany "Białym pomnikiem Grunwaldu". Jest to atrakcyjny punkt widokowy, z którego dostrzec można Szczebel i Luboń Wielki oraz mniejsze wzniesienia w okolicy Mszany Dolnej, takie jak Adamczykową. Z Grunwaldu do Mszany Dolnej schodzi się w parę minut i tak się skończyła moja samotna wędrówka po Beskidzie Wyspowym.


Moja wędrówka przez Śnieżnicę, Ćwilin i Czarny Dział dała mi odetchnąć oraz pozwoliła mi poznać Beskid Wyspowy od nieco innej strony. Odludne szlaki były miłą odmianą od Mogielicy i zobaczyłam, że w polskich górach nawet w majówkę można odpocząć od tłumów. Wspaniałe widoki zapadły mi w pamięci na długo. Choć liczne podejścia dały mi nieco w kość, to nie zamieniłabym tego dnia na żaden inny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz