Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tiele-Wincklerowie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tiele-Wincklerowie. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 10 czerwca 2024

Pałac Tiele-Wincklerów w Bytomiu - Miechowicach

Lubię to uczucie, gdy mogę po latach wrócić w odwiedzone wcześniej miejsce i zrobić porównanie zdjęć przed i po rewitalizacji. Z pałacu Tiele-Wincklerów w Miechowicach (część Bytomia) zachowała się tylko niewielka część skrzydła zachodniego, która jeszcze do niedawna pozostawała w ruinie. Gdy nie ma możliwości odbudowy całego zabytku, cieszy mnie rewitalizacja chociaż jego fragmentu, który pozwala przywrócić pamięć o zapomnianej historii.

Szlachecki ród Tiele-Wincklerów możecie kojarzyć za sprawą wspaniałego pałacu w Mosznej, który był siedzibą rodu od 1866 roku. Wcześniej główna posiadłość rodowa mieściła się w Miechowicach, w rezydencji, której historia sięga 1817 r. W 1844 roku podjęto decyzję o rozbudowie budynku, w efekcie której powstała znacznie większa, reprezentacyjna siedziba. Do środkowej, neogotyckiej części dobudowano dwa boczne skrzydła, a sama rozbudowa trwała cztery lata, począwszy od 1855. Nowe założenie w stylu angielskiego gotyku przypominało zamek z czterema wieżami. 

Pałac pozostał w rękach Tiele-Wincklerów do 1925, kiedy to został sprzedany spółce zarządzającej miejscową kopalnią. Budynek zaadaptowano na biura i mieszkania. Po wkroczeniu Rosjan do Bytomia w 1945 roku pałac został zrabowany i podpalony. W lepiej zachowanej części po wojnie ulokowano PGR, jednak nie na długo. W noc sylwestrową 1954/1955 roku saperzy Ludowego Wojska Polskiego wysadzili pałac w powietrze. Ocalała część zachodniego skrzydła stanowi zaledwie 10% pierwotnego budynku. 

Zapomniana ruina straszyła w miechowickim parku przez kilkadziesiąt lat aż stał się prawdziwy cud. Miasto zdecydowało się zrewitalizować ruinę i utworzyć w Miechowicach centrum kulturalne i edukacyjne. Z wielkiego pałacu powstał maleńki pałacyk i choć można by narzekać, że to wciąż mało, to mając porównanie, cieszę się, że chociaż tyle udało się zrobić dla zachowania pamięci o Tiele-Wincklerach. 


czwartek, 14 grudnia 2023

Opuszczony pałac pełen niespodzianek

Z pozoru nic nowego - pałac jednej z najbardziej znanych rodzin śląskiej szlachty, na wejściu lokalny żul-przewodnik, który bardzo chętnie oprowadzi (sorry, ale nie), dziura w płocie i hyc do środka. Pałac był potężny, trzy skrzydła, cztery kondygnacje - całość połączona ogromnym strychem, po którym można sobie pochodzić. Zrujnowana oranżeria, w której mogłabym robić zdjęcia cały dzień. Dwie obłędne klatki schodowe, pokoje w układzie amfilady z przesuwnymi drzwiami z prawdopodobnie początku XX wieku. I ta kuchnia...

Górny i Dolny Śląsk obsiany jest pięknymi pałacami i zamkami tak licznie, że po pewnym czasie przestają one robić aż takie wrażenie. Podobnie było w tym wypadku - jechaliśmy sobie nieśpiesznie autem, podziwiając rozległe pola, senne wioski i od czasu do czasu zauważając ślady świetności dawnych folwarków i rezydencji. W jednej z takich miejscowości zatrzymaliśmy się pod kościołem (standard), co nie uszło uwadze grupie lokalsów, raczących się trunkami o cenie odwrotnie proporcjonalnej do ich mocy. 

Ledwie zgasiliśmy silnik, a jeden z nich ruszył w kierunku nowoprzybyłych "kierowników złotych". Znając ten typ, czym prędzej umknęliśmy w stronę pałacu, ale mężczyzna był nieugięty. Z pewnością nie przyjeżdża tu zbyt wiele osób, bo był bardzo zdeterminowany, aby nas oprowadzić po pałacu. Dopiero na tekst, że nie mamy pieniędzy, spuścił z tonu i wrócił do swoich towarzyszy, a my mogliśmy poszukać wejścia do potężnego pałacu. Z zewnątrz wyglądał niepozornie. Wiele tu takich w okolicy.

Pierwsze pokoje - nuda. Ściany pomalowane do połowy farbą olejną, a wyżej z równo odbitym szablonem malarskim. Długi korytarz. Pierwsza klatka schodowa wzbudziła moje zainteresowanie. Skręcone, drewniane schody pomalowane, rzecz jasna, niezbyt gustowną farbą olejną. W korytarzu piękne błękitne kafle prawdopodobnie z początku XX wieku z żałośnie kontrastującą żółtą farbą datowaną na PRL. Gdy weszliśmy na górę, dotarliśmy do kolejnej klatki schodowej, która zaprowadziła nas na strych.


Tutaj dopiero dotarło do nas, jak potężny jest ten budynek. Strych ciągnie się potężnymi przestrzeniami przez trzy skrzydła. W jednej części nawet wydzielono pokój, być może mieszkalny. Od pana lokalsa dowiedzieliśmy się wcześniej, że kiedyś pałac był przerobiony na mieszkania. Dziś niestety to widać po wystroju wnętrz. W jednym miejscu dach zaczął walić się do środka - to niestety nie wróży nic dobrego.


Trafiliśmy na kolejną klatkę schodową i zeszliśmy nią w dół. Kawałek korytarzem i stanęliśmy, jak wryci. Tak, to musiało być główne, reprezentacyjne wejście. O dziwo, zachowało się w niezłym, jak na opuszczony pałac, stanie. Sztukaterie, plafon sufitowy, drewniane tralki. Na parterze ocalały boazerie, potężne dwuskrzydłowe drzwi, gniazdka elektryczne (!) oraz kominek! To tu znajdowała się największa, balowa (?) sala, lecz prawdziwym hitem były stuletnie drewniane drzwi przesuwne!!! 



Z parteru przeszliśmy do oranżerii, która niestety już dawno zapomniała, jak to jest mieć szyby, a jedynymi roślinami, jakie obecnie zna, są chwasty i samosiejki. Jednak ta zieleń kontrastująca z rdzą miała w sobie wiele uroku. Popołudniowe, letnie światło tylko potęgowało jej nastrój.



Ostatnim pomieszczeniem, jakie odwiedziliśmy w tej części pałacu, była część kuchenna. Zachowało się z niej trochę wyposażenia. Największe wrażenie zrobił na nas potężny piec, który prawdopodobnie powstał podczas przebudowy na początku XX wieku. Zachowały się równie drewniane regały, podłoga, a nawet specjalne okienko, do podawania potraw do jadalni. Cóż, nie była to kawalerka z aneksem kuchennym.


Potężny pałac od lat niszczeje i nic nie wskazuje, aby miał doczekać się renowacji. Celowo nie podaję lokalizacji, bo wnętrze znajduje się w stosunkowo dobrym stanie i nie chciałabym, aby wypatroszono je tak, jak w Bełczu Wielkim. Uwielbiam takie pałace - niespodzianki. Nigdy do końca nie wiadomo, co w sobie skrywają. 

Podoba Ci się moja twórczość? 
Będzie mi miło, jak postawisz mi wirtualną kawę, która doda mi energii do działania :-)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

niedziela, 14 czerwca 2020

Pałac Moszna - 99 wież, zatopiona krypta i tajemne przejście cesarza

Wielu błędnie nazywa go zamkiem, choć funkcji obronnych nie pełnił nigdy. Ten pałac często kojarzy się z Harrym Potterem albo światem Disneya. Znany jest z 99 wież, parku porośniętego azaliami, a jeszcze niedawno leczono w nim nerwice. Poznajcie pałac w Mosznej, który odwiedziłam na początku jego turystycznej działalności oraz niedawno, spędzając noc w cesarskim apartamencie! Zobaczcie, jakie tajemnice skrywa Moszna!



Zacznijmy od małego sprostowania. W Mosznej nie ma zamku :-) Przyjęło się określanie tego budynku zamkiem, ale należy pamiętać, że nie pełnił on nigdy funkcji obronnych. Jest to reprezentacyjna rezydencja śląskiego rodu potentatów przemysłowych -  Tiele-Wincklerów. Budowla powstała jako barokowy pałac w XVIII wieku. W nocy z 2 na 3 czerwca 1896 roku budynek spłonął. Został odbudowany, a kolejne lata przyniosły rozkwit pałacu. Przed 1900 powstała część wschodnia w stylu neogotyckim, a w latach 1911–1913 dobudowano skrzydło zachodnie utrzymane w stylu neorenesansowym.


Podczas II wojny światowej pałac nie został zniszczony, lecz Tiele-Wincklerowie zmuszeni byli do ucieczki z Mosznej wiosną 1945 roku. Niedługo później w rezydencji "rozgościły się" wojska rosyjskie, które zdewastowały obiekt. Zniszczeniu uległy wnętrza pałacu, wywieziono większość dzieł sztuki. Po wojnie brakowało pomysłu na zagospodarowanie tak potężnego obiektu. Mieściły się w nim różne instytucje, ale żadna z nich nie zagrzała długo miejsca. Dopiero w 1972 roku w pałacu otwarto sanatorium, a od 1996 roku mieściło się tu Centrum Terapii Nerwic. W kwietniu 2013 r.  ośrodek przeniósł się do pobliskiego budynku, a pałac został udostępniony do zwiedzania. Obecnie działa w nim hotel i restauracja, organizowane są koncerty i wystawy.


Pierwszy raz do Mosznej zawitałam w maju 2013 roku, dosłownie chwilę po tym, jak mury opuściło Centrum Terapii Nerwic. Wówczas jeszcze niewiele osób wiedziało o istnieniu tak wspaniałego zabytku w województwie opolskim i zwiedzanie było dość kameralne. Pamiętam, jak ogromne wrażenie zrobił na mnie pałac wraz z ogromnym dwustuhektarowym parkiem. Znajdziemy w nim wiele cennych okazów roślin, między innymi trzystuletnie dęby i lipy oraz imponujące krzaki azalii. Moszna słynie z tych kwiatów i co roku odbywa się tu "Święto kwitnącej azalii".


Moszna w 2013 roku

Gdy kilka lat później wróciłam do Mosznej, to niemal nie poznałam tego miejsca. Okolica zaroiła się od kramów z pamiątkami, pojawiły się tłumy turystów. Popularność Mosznej wzrosła przez tych kilka lat i w sumie nie ma co się dziwić - nie mamy w Polsce zbyt wielu takich perełek. Postanowiliśmy nieco zaszaleć i zatrzymaliśmy się w pałacu na nocleg. Wybraliśmy czarny apartament, o którym marzyłam, odkąd pierwszy raz zobaczyłam go na zdjęciach na oficjalnej stronie obiektu. Do jego historii jeszcze wrócę...


Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie zwiedzili pałacu od piwnic aż po dach. Podobno znajduje się tu aż 365 pomieszczeń! Zobaczenie części z nich było możliwe dzięki tzw. "Zwiedzaniu ekstremalnemu", które zaczęło się w piwnicach. Znajdują się tam pomieszczenia gospodarcze i długie ciągi korytarzy. Ciekawostką są zachowane, oryginalne kafle na ścianach oraz stare windy towarowe.


Następnie weszliśmy wyżej, między innymi do saloniku myśliwskiego, który sąsiadował z wynajętym przez nas apartamentem. Znajdują się w nim tajemnicze, ukryte drzwi... prowadzące prosto do "naszej" łazienki. W 1904, 1911 oraz 1912 roku gościem podczas polowań urządzanych przez Franza-Huberta Tiele-Wiencklera był cesarz Wilhelm II Hohenzollern. Kiedy nudziły mu się rauty urządzane w pokoju myśliwskim, korzystał z zamaskowanego przejścia, aby uciec do swojego apartamentu. W ten sposób dowiedzieliśmy się, że całkiem nieświadomie wynajęliśmy apartament, w którym przed laty nocował ostatni cesarz niemiecki!

Pokój myśliwski, z którego istnieje tajemne przejście do cesarskiego apartamentu (na zdjęciu łazienki widać drzwi).

Zwiedzanie kontynuowaliśmy, udając się na dwie najciekawsze wieże, z których rozpościerał się wspaniały widok na okolicę. Według legend wież i wieżyczek w pałacu jest aż 99. Ciekawostką w jednej z nich jest zachowany oryginalny zbiornik na wodę.



Dalsza część zwiedzania pokrywa się ze standardową trasą - mogliśmy zobaczyć między innymi poczekalnię dla gości, dawną salę lustrzaną, bibliotekę, galerię, oraz pokój hrabiego.



Na sam koniec została nam kaplica oraz... krypta! Nie była ona jednak nigdy wykorzystywana do pochówków, ponieważ okazało się, że gromadzi się tam zbyt wiele wilgoci. Do dziś część podziemi jest zalana, a w celach grzebalnych wydzielono niewielki cmentarzyk w głębi parku. Na cmentarzu spoczął między innymi Hubert von Tiele-Winckler oraz jego dwie żony: Valeska i Rosa. Kaplica współcześnie wykorzystywana jest między innymi do organizacji koncertów.



Muszę jeszcze pochwalić się tym wspaniałym apartamentem, w którym się zatrzymaliśmy. Uprzedzając pytania - to nie jest wpis sponsorowany, to mój szczery zachwyt ;-) Mieliśmy do dyspozycji ogromną przestrzeń - pokój dzienny z zestawem wypoczynkowym i kominkiem (niestety nieczynnym), sypialnię oraz łazienkę. I to jaką łazienkę! Mogliśmy się poczuć niemal, jak w jakimś luksusowym spa. Nie dziwię się, że kiedyś nocował tu cesarz.Warunki są iście królewskie!



Pałacu w Mosznej chyba nie trzeba nikomu rekomendować, ale jeśli mieliście wątpliwości, czy warto tam pojechać, to mam nadzieję, że udało mi się Was zachęcić. Pałac jest unikatem na skalę Polski i zobaczenie go na własne oczy jest warte wycieczki do województwa opolskiego. A jeśli lubicie tajemnicze historie i nie boicie się duchów, to zostańcie na noc i posnujcie się po pałacowych korytarzach... wrażenia gwarantowane :-)