czwartek, 14 grudnia 2023

Młyn "Amerykan" w Pisarzowicach. Industrialny pałac na Śląsku

Nietypowa nazwa tego miejsca to nie przypadek - kompleks młyński w Pisarzowicach w województwie opolskim został zbudowany na wzór młynów amerykańskich (niem. Die Schreibersdorfer Mühle "Amerikon"). Skąd tak nietypowa inspiracja w samym sercu Śląska? 

Kompleks młyński znajduje się nieopodal Krapkowic i położony jest wśród pól. Już sam dojazd do terenową drogą może być nie lada atrakcją. Dotrzemy do niego albo od strony Komorników, pokonując mostek na Osobłodze - dopływie Odry, albo z Pisarzowic przez leśny dukt. Gdy naszym oczom ukażą się potężne budynki obrośnięte bluszczem - jesteśmy na miejscu.

W pierwszym momencie możemy ulec wrażeniu, że stoimy przez okazałym pałacem. Wszystko przez to, że kompleks budynków został wzniesiony w stylu wczesnego renesansu florenckiego. Zastosowany styl arkadowy sprawia, że jest to unikat w skali regionu. Na kompleks składają się młyn, spichlerz oraz budynek mieszkalny z piekarnią i oborą. Młyn na co dzień korzystał z naturalnego zasilania przez pobliską rzekę, ale był również wyposażony w napęd maszyny parowej. Budynek mieszkalny zasiedlali pracownicy młyna. 


W XIX stuleciu właścicielem Pisarzowic był hrabia Eduard Georg Maria von Oppersdorff (1800-1889). Edi, bo tak go  nazywano, był zapalonym podróżnikiem i podczas jednej ze swoich wypraw odwiedził Stany Zjednoczone. Tam zafascynowała go technologia w pełni zautomatyzowanych młynów, którą postanowił zastosować na Śląsku. Prawdopodobnie między 1845 a 1860 rokiem przebudował istniejący wcześniej młyn, który od tego czasu nazywany był "Amerykanem". Był to najnowocześniejszy zakład tego typu w okolicy. Obecnie kompleks znajduje się w ruinie, w którą popadł w okresie PRL. 

Amerykańska technologia połączona z włoską architekturą daje połączenie niespotykane na śląskiej wsi. To nie jedyny akcent młyński w okolicy. W pobliskich Łowkowicach możecie odpocząć w kawiarni znajdującej się w odrestaurowanym młynie holenderskim z 1868 r. Jak Wam się podobają takie atrakcje?

Rysianka, Hala Lipowska i Hala Boracza oraz Pilsko. Najładniejsza trasa Beskidu Żywieckiego

Najładniejsza pętla Beskidu Żywieckiego biegnie przez Rysiankę i Halę Lipowską. To jest fakt, z którym się nie dyskutuje. A jak do tego dołożymy jeszcze przejście przez Pilsko, to dostaniemy trasę typu cud, miód i orzeszki. A także sporo jagód, bo, muszę przyznać, sporo ich zjadłam, robiąc tę pętlę 36 kilometrów w moje 36 urodziny.

Parę lat temu, całkiem przypadkiem, przeszłam po górach w okolicy swoich urodzin dokładnie tyle kilometrów, ile miałam skończyć lat (a było to 30). Później to powtarzałam i zrobiłam z tego taką małą urodzinową tradycję, którą na pewien czas przerwałam z powodu ciąży i narodzin córki. Cóż, dziecko podrosło, matka próbuje wrócić do formy, dlaczego by nie powrócić do dawnych rozrywek? - pomyślałam. A jeśli chodzi o góry, to zwykle nie zastanawiam się długo, tylko patrzę na mapę, pakuję się i jadę.

Z racji coraz bardziej zaawansowanego wieku, w tym roku postanowiłam trasę rozłożyć na dwa dni, których suma dała mi 36 kilometrów dystansu. Wymyśliłam sobie powrót na szlaki, na których niemal 20 lat wcześniej złapałam górskiego bakcyla, czyli Beskid Żywiecki. Start - Żabnica Skałka, okolice Sklepu ABC. Nie brakuje tu parkingów i można wygodnie wrócić w to samo miejsce.

Dzień 1

Żabnica Skałka (596 m n.p.m.) - Stacja Turystyczna Słowianka (846 m n.p.m.)

Co tu dużo pisać - idzie się konkretnie pod górę czarnym szlakiem przez las. W sierpniowej duchocie można się nieźle spocić, ale przyjemna chata na Słowiance jest za to idealnym miejscem na pierwszy odpoczynek na trasie. Można się tu posilić, a także przybić pieczątkę. 


Stacja Turystyczna Słowianka (846 m n.p.m.) - Schronisko PTTK Na Rysiance (1254 m n.p.m.)

Dla odmiany czerwonym szlakiem, ale bez zmian - konkretnie pod górę. Wśród atrakcji po drodze należy wymienić łańcuch, który jednak jest bardziej atrakcją niż zwiastunem trudności trasy ;-) Wspaniałe są także na tym odcinku widoki zarówno na dolinę Żabnicy, jak i na wyłaniającą się Romankę i Rysiankę. Po drodze przechodzimy przez Halę Kupczykową - jedną w wielu w okolicy, lecz każda z nich jest wyjątkowa i widokowa!


Z kolei schronisko na Rysiance to doskonałe miejsce na zjedzenie obiadu... zwłaszcza jeśli właśnie zaczyna się burza. Lubię to miejsce, mam z niego wiele miłych wspomnień. A widok z pokoju o poranku nie ma sobie równych. Tym razem jednak bez noclegu - po ustaniu deszczu trzeba było iść dalej.



Schronisko PTTK Na Rysiance (1254 m n.p.m.) - Schronisko PTTK Na Hali Miziowej (1271 m n.p.m.)

Niech nikogo nie zmyli niewielka różnica wysokości między schroniskami.  Trasa wiedzie mniej więcej tak: mocno w dół, podejście na Trzy Kopce, znowu w dół, podejście na Palenicę, w dóóół, Hala Cudzichowa, podejście na Szczawinę, trochę w dół, trochę po płaskim i voila! Schronisko na Hali Miziowej. Ach, zapomniałam wspomnieć o ogromnych ilościach błota i, mimo wszystko, bajecznych widokach.





Koniec dnia pierwszego; na liczniku 17,33 km.

Dzień 2

Schronisko PTTK Na Hali Miziowej (1271 m n.p.m.) - Pilsko (1557 m n.p.m.)

Muszę przyznać, że na Hali Miziowej dużo więcej razy byłam na nartach niż o własnych nogach. Tym ciekawsze było to doświadczenie, kiedy po nocy spędzonej w schronisku mogłam wejść stokiem narciarskim do, nieczynnej o tej porze, górnej stacji wyciągu. Pilsko jest drugim po Babiej Górze co do wysokości szczytem w Beskidzie Żywieckim. Jego główna kulminacja położona jest po słowackiej stronie granicy. Szczyt wznosi się 1000 metrów ponad dolinami i przewyższa okoliczne wierzchołki o 200-300 metrów. Pilsko to także najwyżej, poza Kasprowym Wierchem, położony ośrodek narciarski w Polsce.



Pilsko (1557 m n.p.m.) - Schronisko PTTK Hala Lipowska (1269 m n.p.m.)

Ten odcinek to, oprócz malowniczego zejścia z Pilska, powtórka wyrypki z poprzedniego dnia z Halą Cudzichową, Palenicą i Trzema Kopcami po drodze. Schronisko na Hali Lipowskiej jest kolejnym schroniskiem, które ma specjalne miejsce w moim serduchu. Szczególnie miło wspominam Święta Bożego Narodzenia 8 lat temu, które spędziłam w górach: na Krawcowym Wierchu i Lipowskiej. Natomiast latem można w schronisku zjeść obłędne pierogi z serem i jagodami. Naprawdę obłędne. 




Schronisko PTTK Hala Lipowska (1269 m n.p.m.) - Schronisko PTTK Na Hali Boraczej (849 m n.p.m.)

Ten odcinek to prawdziwa uczta dla oka. Hala Bieguńska, Hala Motykowa, Hala Redykalna, Polana Cukiernica, a w końcu Hala Boracza. Na spokojnie, lekko w dół i z widokiem na Tatry. A na deser grzechu warta jagodzianka na Hali Boraczej ...i nic już więcej do szczęścia nie potrzeba.



Schronisko PTTK Na Hali Boraczej (849 m n.p.m.) - Żabnica Skałka (596 m n.p.m.)

Ostatni odcinek - 3 km przez las, a następnie asfaltem w dół. Nikomu się nie chce, ale każdy musi. Nogi już bolą, widoki się skończyły i zaczyna się robić smutno, że to już koniec. 

Koniec dnia drugiego; na liczniku 19,35 km.
Łącznie: 36,68 km na 36 urodziny, a nawet trochę na zapas ;-)

To była piękna wycieczka na osłodę bycia o kolejny rok starszą. A ja już powoli się zastanawiam nad jakąś ciekawą pętelką na sierpień 2024... ;-)

wtorek, 12 grudnia 2023

Rogacz i Magurka Wilkowicka. Mountain break

Jak tam klimaty świąteczne? Macie jeszcze siły? To chodźcie w góry, pokażę Wam moje pierwsze w tym sezonie, skromne, ale satysfakcjonujące, spotkanie z zimą na Rogaczu i Magurce.

To był szybki wypad w jeden z dni wolnych od pracy w listopadzie. Miałam bardzo niewiele czasu, więc zdecydowałam się na krótką pętlę po Beskidzie Małym. Zaparkowałam samochód na ulicy Kościelnej w Wilkowicach i ruszyłam zielonym, a następnie czarnym szlakiem w kierunku Rogacza. Początek trasy to dreptanina przez miasto, ale można zobaczyć np. taki ciekawy pomnik poświęcony bohaterom II wojny światowej. Co ciekawe, orzeł nie ma korony.

Czarny szlak wchodzi w boczną uliczkę, a następnie w las. Tu zaczyna się podejście ostro pod górę - jak to w Beskidzie Małym. Na drzewach można zauważyć też malunki szlaku chatkowego. Oznacza to, że zbliżamy się do Chaty na Rogaczu (685 m n.p.m.). Nazwa szczytu pochodzi od znanego w latach 1620-1630 lokalnego rozbójnika, który na tym właśnie wzniesieniu, po pojmaniu, zakończył swój żywot i został pochowany w rejonach szczytu. Niestety po sezonie  w tygodniu chata była nieczynna, ale i tak zrobiłam sobie krótką przerwę, aby podziwiać Skrzyczne, które prezentuje się z tego miejsca wyjątkowo malowniczo. Poznałam też sympatycznego brodacza, który popilnował mi kijków, choć muszę przyznać, że był z niego niezły drewniak.


Z chaty czekało mnie już tylko krótkie podejście na szczyt Rogacz (828 m n.p.m.), a następnie do schroniska na Magurce Wilkowickiej (909 m n.p.m.). Tu już poczułam się, jak w domu, bo na Magurce byłam niezliczoną ilość razy, a ostatnio zimą 2022 roku, kiedy to zdobywaliśmy najwyższy szczyt Beskidu Małego - Czupel. Tym razem do schroniska weszłam tylko na moment, bo znacznie bardziej podobały mi się pierwsze bałwaniaste oznaki zimy na zewnątrz. A że czas mnie gonił, to po chwili ruszyłam dalej szlakiem niebiesko-czarnym.


W okolicy rozwidlenia szlaków trafiłam na Jaskinię Wietrzną Dziurę, która jest wąskim, 20-metrowym korytarzem. W jej wnętrzu spotkać można wiele gatunków mchów, a także pająki, ćmy i nietoperze. Jednak to nie jaskinia najbardziej mnie zaskoczyła. Po chwili na leśnej, górskiej drodze minęła mnie... furgonetka InPostu. Na wysokości około 865 m n.p.m.! Ja wiem, że na zboczach Magurki znajdują się domy mieszkalne, ale i tak widok był dla mnie jak nie z tej ziemi.


Ostatni, około 6,5-kilometrowy odcinek trasy, biegł czarnym szlakiem. Było to dość żmudne, ale i relaksujące zejście przez las, który z każdym kolejnym krokiem żegnał się z zimową aurą i dawał się otulić ciepłym promieniom jesiennego słońca. Końcówka wzdłuż drogi była już "na dobitkę", ale jakoś musiałam wrócić do auta. W ten sposób zakończyłam 13-kilometrową pętlę, która, choć była tylko szybkim wypadem, to pomogła mi się oderwać od trudów codzienności.