wtorek, 14 listopada 2023

Góra Świętej Doroty w Będzinie. "Ślęża" Zagłębia Dąbrowskiego

Na najwyższe wzniesienie Zagłębia Dąbrowskiego - Górę Świętej Doroty - można dostać się, przemierzając Via Regia - słynną Drogę Św. Jakuba. Ale zanim to miejsce zdominowali chrześcijanie, na "Dorotce" istniało grodzisko kultury łużyckiej oraz pogańska świątynia. Zagłębiowska "Ślęża" pełna jest tajemniczych historii.


Góra Świętej Doroty, czyli popularna "Dorotka", znajduje się na terenie dzielnicy Będzina - w Grodźcu. Jest to najwyższe wzniesienie Zagłębia Dąbrowskiego i  Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego - mierzy 382 m n.p.m. Jej zbocza są ciekawym punktem widokowym, z którego można podziwiać panoramę Zagłębia i Śląska. W krajobrazie dominuje zieleń, ale z łatwością można dostrzec zabudowę okolicznych miast i zakładów przemysłowych, takich jak Elektrownia Łagisza. 



Przez Dorotkę prowadzą ścieżki spacerowe, trasy downhillowe oraz szlaki turystyczne. Choć wejście na górę jest banalnie proste i nikomu nie przysporzy żadnych trudności, to przez chwilę można poczuć się, jak na prawdziwej wycieczce. Przez wierzchołek przebiega także długodystansowy szlak chrześcijański - Via Regia - Droga Św. Jakuba. 


To nie jedyny związek tego miejsca z religią. Na szczycie wzniesiono w 1635 roku kościół pod wezwaniem Świętej Doroty. To właśnie od patronki świątyni wzgórze, zwane wcześniej Przemienienia Pańskiego, wzięło istniejącą do dziś nazwę. W XIX wieku kościół zasłynął cudownym obrazem Matki Boskiej i bijącym u stóp wzgórza źródełkiem, którego woda podobno ma cudowne właściwości przywracania wzroku. Podczas naszej wizyty świątynia akurat była w remoncie. 



Zanim Górę Świętej Doroty zdominowali chrześcijanie, na jej wierzchołku istniało grodzisko i świątynia kultury łużyckiej. Pod koniec funkcjonowania, czyli około VII-V wieku p.n.e. osada posiadała kamienno-ziemne fortyfikacje. Jest to jedyny poświadczony gród z tamtego okresu odkryty na terenie Zagłębia Dąbrowskiego. Podczas wykopalisk znaleziono fragmenty naczyń ceramicznych, a nawet nietypową lampę na tłuszcz płynny. Zakłada się, że w epoce brązu Góra Św. Doroty była siedzibą władcy panującego nad krainą leżącą pomiędzy Przemszą a Brynicą.


Skojarzenia z dolnośląską Ślężą nie są przypadkowe. W obu tych miejscach kultura pogańska została wyparta przez religię chrześcijańską; obie góry miały niegdyś charakter magiczny i wyróżniają się w krajobrazie. Oba te miejsca mają też specjalne miejsce w moim sercu. Tylko na "Dorotce" nie ma tłumów - ale to akurat jej zaleta. 


niedziela, 12 listopada 2023

Podglądając Królową Beskidu. Lachów Groń, Jałowiec, Czerniawa Sucha i Beskidek

"To nie idziemy na Babią Górę?!" - oburzyła się Natalia, kiedy powiedziałam jej, że teraz idziemy na Jałowiec. Wycieczka do wcześniej nieznanej nam część Beskidu Żywieckiego była wspaniałym pożegnaniem tegorocznego lata. Obłędnie widokowa trasa zachwyciła nas obie, a na Babią wybierzemy się w przyszłym roku - już obiecałam ;-)

Naszą "jałowcową" wycieczkę rozpoczęłyśmy w Koszarawie, zostawiając, podobnie jak inni turyści, samochód na pętli autobusowej na ulicy Do Boru. Była niedziela i nie wyglądało na to, aby cokolwiek miało tu przyjechać wcześniej niż w poniedziałek. Skierowałyśmy się na szlak zielony, którym zaczęłyśmy zdobywać wysokość. Po dojściu do rozwidlenia dróg skręciłyśmy w prawo i drogą pozaszlakową doszłyśmy pod sam Lachów Groń (1045 m n.p.m.). Końcówka biegła ostro pod górę i Młoda mocno narzekała, ale udało nam się wdrapać. Dzięki skrótowi oszczędziłyśmy nieco drogi i czasu.


Sam Lachów Groń posiada dwa wierzchołki i przyjmuje formę dość sporego grzbietu. Na jego zboczach znajdują się dwie chatki; na szczycie są ławeczki, skrytka Geocachingowa (?) oraz urocza, choć nieco osobliwa płaskorzeźba Henryka Sienkiewicza informująca o tym, że pisarz zdobył ten szczyt. Największą atrakcją jest jednak obłędna panorama, obejmująca niemal cały Beskid Żywiecki. Widać Romankę, Rysiankę, Halę Lipowską, Pilsko i oczywiście królową - Babią Górę. 



Po krótkim odpoczynku ruszyłyśmy żółtym szlakiem w kierunku Czerniawy Suchej (1062 m n.p.m.). Natalia zaliczyła krótką drzemkę w nosidle, a ja, wyciskając siódme poty, dzielnie wniosłam ją na szczyt. Tam się obudziła, wróciła na nóżki i zielonym szlakiem udałyśmy się na Beskidek (1045 m n.p.m.). Dlaczego akurat tam? Otóż ta niepozorna góra jest jednym z najpiękniejszych punktów widokowych na Babią Górę (1725 m n.p.m.). Z Beskidka widać też Policę (1369 m n.p.m.), miałyśmy więc tego dnia prawdziwy przegląd szczytów Beskidu Żywieckiego.


Z Beskidka wróciłyśmy na Czerniawę Suchą i ponownie obierając żółty szlak, skierowałyśmy się na ostatni szczyt tego dnia - Jałowiec (1111 m n.p.m.). Na koniec było to małe wyzwanie, ponieważ najpierw zeszłyśmy na Przełęcz Suchą, a następnie wspięłyśmy się przez Halę Trzebuńską na Jałowiec. Ponownie wyłoniła się Babia Góra, choć tym razem nieco przysłonięta drzewami. Sam szczyt Jałowca jest rozległą polaną, na której można nie tylko usiąść, ale też przenocować w drewnianym schronie. Przez górę przebiegała podczas II wojny światowej granica między Rzeszą Niemiecką a Generalną Gubernią. Obecnie styka się tu województwo śląskie i małopolskie. 



Do samochodu wróciłyśmy niebieskim szlakiem, a następnie oznaczoną na czerwono ścieżką spacerową, która biegła asfaltem wśród koszarawskich zabudowań. Zrobiłyśmy tamtej niedzieli przyjemną pętlę na około 13 kilometrów i poznałyśmy nieznany wcześniej fragment Beskidu Żywieckiego. Szlak był niesamowicie widokowy i chętnie na niego kiedyś wrócimy. 


Będąc w pobliżu Koszarawy, warto udać się do Lachowic, w których znajduje się drewniany kościół parafialny datowany na koniec wieku XVIII (1789 – 1791).  Wnętrze kościoła utrzymane jest w stylu późnobarokowym. Spośród obrazów największą wartość posiada namalowany na desce obraz Madonny z ołtarza głównego.Świątynia znajduje się na Szlaku Architektury Drewnianej województwa małopolskiego.






Skrzyczne z głową w chmurach. Pętla przez Malinowską Skałę i Dolinę Zimnika [Korona Gór Polski]

Jak do tego doszło - nie wiem. Nie mam pojęcia, jakim cudem w tym moim drugim okrążeniu Korony Gór Polski na Skrzyczne w Beskidzie Śląskim dotarłam dopiero jako na 21 szczyt. Przecież ja mam tam jakąś godzinę drogi. Za to, gdy już dotarłam, to natura zafundowała mi najpiękniejszy spektakl...

Mam pewną teorię. Skrzyczne jest górą, którą znam od dzieciństwa z jazdy na nartach i z dzieciństwa bardziej dorosłego z chodzenia po górach. Mimo tego nigdy jeszcze nie weszłam na nie od strony wschodniej, z Lipowej i okolic Doliny Zimnika. Miałam tam upatrzoną pętlę na 17 km i trochę wody w potoku musiało upłynąć, abym była w stanie zrobić taką trasę z Natalią. Wszystko ma swój czas i ten czas w końcu nadszedł.

Od rana nic nie zapowiadało udanej wycieczki. W nocy mocno padało, a pogoda wydawała się być nieciekawa. Podczas jazdy złapał nas kolejny deszcz, a z parkingu było widać na szczytach gór tylko chmury. Mimo tego ruszyłyśmy upierdliwym i dość męczącym niebieskim szlakiem na Skrzyczne. Młoda po kilometrze była już zmęczona, wskoczyła w nosidło i zasnęła. A ja prawie 2 h niosłam ten mój +/- dwudziestopięciokilogramowy majdan przez 700 metrów przewyższenia, zastanawiając się, czy po takim treningu nie machnąć z marszu Korony Himalajów i Karakorum.


Pół kilometra przed szczytem Natka się reaktywowała i zasilana jagodami z krzaczka wróciła na napęd nożny. Na Skrzycznem zamiast spodziewanej mgły, zastał nas prawdziwy spektakl chmur, które zastawiały większość widoków, ale za to same w sobie stały się bohaterkami panoramy. Po prawdziwej uczcie w schronisku, ponownie korzystając z paliwa jagodowego, ruszyłyśmy na Malinowską Skałę.


Odcinek Skrzyczne - Malinowska Skała jest bez wątpienia najpiękniejszym szlakiem w Beskidzie Śląskim. Choć to nieco ponad godzina marszu (z bąbelkiem liczymy x2), to ilość widoków jest po prostu nie do opisania. A te chmury... oj, chmury tego dnia spisały się na medal. 


Z Malinowskej Skały skierowałyśmy się żółtym szlakiem do Doliny Zimnika. Natka Boska wróciła do mnie na plecy, bo robiło się późno i musiałyśmy trochę czasowo nadgonić. Na zejściu towarzyszyły nam jeszcze ostatnie widoki, a samo dotarcie do asfaltu w pewnym momencie zamieniło się w spacer w dół strumykiem.


Ostatnie 4 km asfaltem pokonałyśmy już na nogach. Spacer przez Dolinę Zimnika był najmniej atrakcyjną częścią wycieczki, ale żeby zabić nudę, zrobiłyśmy sobie Przegląd Piosenki Przedszkolnej na dwa gardła i nie przeszkadzało nam, że fałszujemy obie po równo. Mam nadzieję, że żadne zwierzęta nie ucierpiały. 

To była piękna wycieczka, z sentymentalną nutą, z okrywaniem znanego miejsca na nowo i przede wszystkim z moją najtrudniejszą, ale i najwspanialszą towarzyszką podróży.